Dzisiaj czas na rozdział szósty. Drugie opowiadanie pisze mi się lepiej niż pierwsze jednak ciężko jest zacząć. Mam perspektywę, że dopiero po dwudziestym rozdziale, będę zadowolona. No, to tyle. Zapraszam!
Rozdział został poprawiony [1/3].
Rozdział VI
Zdaję sobie sprawę z bardzo istotnej rzeczy — jestem tutaj przypadkiem. Nie wiadomo dlaczego, nie wiadomo po co. Jestem, bo jestem. To uciążliwe. Daję z siebie wszystko, bo inaczej skończy się to pięć metrów pod ziemią.
Słońce leniwie przebija się przez zasłony w oknach. Jestem zdeterminowany i gotowy do działania, przynajmniej teraz.
Draco idzie na zwiady. Moje zadowolenie sięga zenitu. W takim stanie jestem zdolny do wszystkiego. To zabawne, jak szybko wszystko porusza się do przodu. Ludzie patrzą na mnie jak na zwykłego, magicznego obywatela. Zupełnie nie wiedzą, co czai się za tą maską. Kim jestem? Sam czasem nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Droga, którą wybrała dla mnie natura, nie należy do najprostszych.
Cisza nastała w Malfoy Manor. Wsłuchuje się w śpiew ptaków. O tej porze roku jest ich tutaj tak wiele. Co dalej? Czy czekanie nie powinno być przyjemniejsze? Siedzę samotnie na kanapie, przede mną sterty wziętych z biblioteki książek. Bogaty zbiór dzieł pozwala mi na urozmaicenie czasu wolnego. Oczywiście w mniejszym stopniu. Nie ma tutaj nic ciekawszego do roboty.
Czy ten dwór skrywa jakąś tajemnicę? To proste. Tu nie ma nic nadzwyczajnego. To nudne, przepełnione żałobą miejsca, które najchętniej omijam z daleka. Osoby zamieszkujące ten dom, to co innego. To ich obserwuję: ich smutek, gniew i cierpienie. To właśnie te uczucia pchają ich do mnie. Głodni tego, co im zabrano — czekają na zemstę. Dokonuję tego, małymi kroczkami zbliżam do celu. Nie mogę się spieszyć, to zupełnie nie pasuje do mojego charakteru.
— Wszystko dobrze, Tom?
Podchodzi do mnie kobieta w średnim wieku. Kładzie swoją dłoń na moim ramieniu. Czuję się obrzydzony. Nikomu nie pozwalam na taką bliskość. Nie jestem w stanie opisać tego, co przechodzi moje ciało. Czy to jest dreszcz? Na pewno nie. Czy to aby jakiś impuls? Zdecydowanie się mylę. Kręcę głową.
Narcyza Malfoy siada naprzeciwko mnie. Jej fotel połyskuje w słońcu zielenią. Ta rodzina naprawdę jest oddana Lordowi Voldemortowi oraz jego przodkowi — Salazarowi Slytherinowi.
— Napijemy się herbaty? — proponuje.
— Z miłą chęcią, pani Malfoy.
Narcyza pstryka palcami dwa razy. Od razu pojawia się skrzat domowy z tacą na głowie. Na owym przedmiocie stoi dzbanek, cukiernica oraz dwie filiżanki.
— Wzywała pani?
Kobieta krzywi się mimowolnie na ton tych słów.
— Więcej szacunku do swoich panów! — warczy.
Skrzat posłusznie płaszczy się przed moimi nogami, a taca na jego głowie niebezpiecznie się kołysze.
— Zostaw herbatę i możesz wracać do kuchni. Bezużyteczny sługa.
Stwór ucieka tak szybko jak przyszedł. Mam wrażenie, że śmieję się z tego wszystkiego. Wiem, takie zachowanie nie jest odpowiednie, jednak kto wie?
— Nad czym pracujesz?
— Samodoskonalenie się jest bardzo przyjemne dla duszy i ciała — odpowiadam.
Kobieta mierzy mnie wzrokiem.
— No tak. Masz rację. Dawno nie miałam gości. To wszystko przez wojnę, stłamsiła nas. Ponieśliśmy niewyobrażalne straty, a to wszystko przez tego chłopaka. Jak ja żałuję, że Czarny Pan zostawił nas samych — bezbronnych. Z nim odeszli nasi bliscy. Moja ukochana siostra...
Potok słów, jaki wydobywa się z ust kobiety, jest dla mnie motywacją do działania. Mimo tego, że zmienia temat szybciej niż ja plan porwania dziewczyny, mam wrażenie, że wszystko układa mi. w logiczną całość.
— Pani siostra... Nazywała się Bellatriks Lestrange, prawda?
Zupełnie się tego nie spodziewała. Potrafię znaleźć potrzebne informacje, aby manipulować w dogodny sposób ludźmi.
— Tak. Wyszła za Rudolfa Lestrange’a. Nie mieli dzieci. Szkoda. Już nikt nie będzie przypominał mi mojej Belli.
Łzy stanęły jej w oczach. Powinienem podejść do niej — przytulić, pocieszyć. Nie, nie mogę. To nie leży w mojej naturze. Siedzę w miejscu, nawet nie drgnę. Nie jestem przyzwyczajony do takich sytuacji. W ogóle tu nie pasuję. Czuję się jak intruz, a oni za wszelką cenę chcą zrobić ze mnie członka rodziny. Sama myśl o tym sprawia, że jestem zdenerwowany.
— Tom!
Słyszę z oddali głos Dracona. Uśmiecham się triumfalnie. Jest niesamowicie szybki i dokładny w tym co robi. Nigdy nie spodziewam się cudów, jednak on pozytywnie mnie zaskakuje.
— Witam.
Wstaję i wyciągam ku niemu dłoń. Chwyta ją i delikatnie ściska. Jestem miły dla niego, co jak co, ale wykonuje najlepszą robotę z całej trójki. Jego ojciec — Lucjusz, faktycznie radzi sobie z transmutacją i pozbywaniem się dowodów, jednak to zwykłe nic.
— Usiądziemy?
Bez cienia sprzeciwu siadam. Jestem podekscytowany. To działa na mnie bardziej niż poprzednie informacje. Dzisiaj dowiem się, gdzie jest dziewczyna, a przede wszystkim, jak ją podejdę. Wszystko to kwestia kilku sekund.
— Granger wybiera się na poszukiwania rodziców. Podała na razie tylko trzy miejsca. Z tego, co zrozumiałem, muszą znajdować się w Australii.
Biorę głęboki wdech. Nigdy tam nie byłem, więc jak mam się tam dostać? Przeklinam w duchu sierociniec i jego standardy życia.
— O jakie miasta konkretnie chodzi? — pytam.
— Sydney, Perth i Adelaide. Wspominała tylko o nich. To największe miasta w kraju. Ma nadzieję, że tam znajdzie swoją rodzinę.
Patrzę na chłopaka wyczekująco.
— Tak? — Jest zmieszany, nie wie czego od niego chce.
— Gdzie zaczyna?
— Sydney. Potem nie wiem. Mamy dwie opcje. Właścicielka sklepu zajęła mnie rozmową. Nie byłem w stanie usłyszeć nic więcej, bo ta przeklęta szlama znikła mi z oczu. — westchnął.
Zastanawiam się jeszcze chwilę.
— A kto z nią jedzie?
— Nikt. To bardzo komfortowa sytuacja. Potter musi się dalej ukrywać. Wierzy, że mimo upadku Czarnego Pana, Śmierciożercy dalej mu zagrażają. Tak samo uważają Weasleyowie. Siedzą i czekają, aż to wszystko się skończy. Ona wyrusza sama, w tajemnicy. Nikt o tym nie wie. Ani Potter ani jej chłoptaś.
Wstaję zanim ktokolwiek coś powie. Jestem szczęśliwy. Plan już układa się w mojej głowie. Wszystko dzieje się samoistnie. Aż jestem zaskoczony.
— Kiedy wyrusza?
— Jutro z rana. Nie chce zostać zauważona.
— Doskonale. Poproś ojca, aby zebrał ludzi, ilu się tylko da. Znajdźcie kogoś, kto był w Australii. Nie powinno to stanowić problemu. Dalej to łatwizna. Dziewczyna sama do nas przyjdzie.
Zostawiam ich w salonie. Teraz oni powinni porozmawiać. Wszystko się uda, już moja w tym głowa. Hermiona Granger jest moja.
(***)
Czas leci tak szybko. Wchodzę do pokoju życzeń, znikam. To absurdalne. A teraz? Teraz jestem tutaj. To jakby alternatywna rzeczywistość. Mam drugą szansę na sukces. Nie rozumiem, dlaczego nie wyszło mi za pierwszym razem. Niepowtarzalna szansa zdaża się tylko mi. Nikt nie jest w stanie pochwalić się czymś takim, nawet ja. Stary Dumbledore nie żyje, Lord Voldemort odchodzi w zapomnienie. Czy jestem gotowy na to, co biorę na swoje barki? Dziwne, naprawdę dziwne. Przeżywam coś niewyjaśnionego, niezwykłego. Mówię o tym otwarcie, widzę swój upadek. Odbijam się od dna, powoli. Powstanie za grobów to kwestia czasu. Tom Marvolo Riddle żyje.
Wstaję z łóżka, gdy za oknami panuje jeszcze mrok. Uwielbiam noc, oddaje w pełni moje wnętrze, równie ciemne i pełne tajemnic, których nie da się zauważyć gołym okiem. Właśnie dzisiaj czas na misję, od której zależy los przyszłej bitwy. Czuję w sobie moc, która jest gotowa na wszystko. Nie poddam się — cokolwiek przyniesie mi los.
Jestem potomkiem samego Salazara Slytherina. W moich żyłach płynie błękitna krew założyciela Hogwartu. Tylko on jest godny nosić to miano, tylko on na to zasługuje. Rowena była tylko głupią kobietą. Bez swojego diademu, który ukradła jej własna córka, stała się bezużyteczna dla reszty. Godryk, niby taki odważny i mężny człowiek, a tak naprawdę plugawy zdrajca krwi. Nie wspominam już nawet o Heldze Hufflepuff. Nie dziwie się, że Salazar odszedł od nich. To nie było na jego nerwy. Tak samo postępuję ja. Jestem taki sam jak on. Tutaj, akurat, więzy krwi działają.
— Gotowy?
W drzwiach staje młody Malfoy. Kiwam mu głową w odpowiedzi. Dzisiaj nie mogę za dużo mówić. Muszę się skupić. Porwanie dziewczyny jest kluczem do całej misji.
Wstaję, podchodzę do niego. Patrzy na mnie swoimi intensywnie niebieskimi oczyma. Natura obdarowała go szczodrze, niech korzysta z tego mądrze, tak jak ja.
Wchodzimy. Staję na szczycie schodów. Widzę, że w holu zgromadziła się spora ilość osób. Niektóre kojarzę z widzenia, a reszta to obce osobistości. Zdążyłem zauważyć, że większość z nich trzyma się za nadgarstki. Bardzo interesuje mnie dlaczego.
— Oto Tom Riddle.
Głos Lucjusza Malfoya rozbrzmiewa w moich uszach. Uśmiecham się delikatnie do zgromadzonych. Widzę wiele zdziwionych twarzy.
— To jeszcze dziecko... — zaczął ktoś z tyłu.
— Oszalałeś do reszty, Malfoy?! On jest w wieku twojego syna! Jak ktoś taki ma poprowadzić nas na wojnę?
Powoli tracę cierpliwość. Gestem ręki uciszam wszystkich.
— Biorąc pod uwagę liczbę osób, która tu przybyła, nie jestem w stanie zwyciężyć. Wszystko zależy od taktyki. Pomijając już przywitanie, za które serdecznie dziękuje, nie mamy czasu do stracenia. Dziewczyna może być już na miejscu, a my siedzimy dalej tutaj.
Pozostali zamarli. Nikt nie spodziewa się przecież, że daję radę w tak ciężkim okresie. Nikt nie wierzy w moją bliską relację z Voldemortem. Śmieszne. Przecież nim jestem.
— Ma rację — przyznaje ktoś z tłumu.
Ponownie na mej twarzy pojawia się cień uśmiechu. Schodzę na sam dół. Staje między czarodziejami, wznoszę wysoko głowę.
— Kto był w Australii?
Przez tłum przechodzi cichy pomruk. Czekam.
— Ja, mój syn i żona. We trójkę jesteśmy w stanie deportować wszystkich.
— Doskonale. Pańska godność?
— Nott.
— Jesteśmy Panu wdzięczni, panie Nott.
Rozglądam się po pomieszczeniu. Ludzi nie jest wielu, jednakże uda się. Lepsze to, niż praca w pojedynkę.
— Przygotuj się, Teodorze — mówi mężczyzna w średnim wieku, do swojego syna.
Chłopak jest w moim wieku, wygląda przeciętnie. Gdzie w nim drzemie ta czysta krew? Śmieję się w duchu.
— Gdy dotrzemy, należy się rozdzielić. Dziewczyna ma być żywa. Nie spodziewa się, że ktoś spróbuje ją dopaść. Jest sama, szuka rodziców. Nie będzie to dla nas problem.
Powoli przechadzam się po holu. Mierzę wzrokiem każdego, kogo napotkam.
— Pójdziecie ze mną, drodzy towarzysze?
Cisza zapanowała w Malfoy Manor. Do czasu.
— Idę z nim. To za pamięć mojej siostry.
Narcyza Malfoy jak zwykle ratuje sytuację. Dziwna kobieta, naprawdę dziwna.
— Ja również. — Jej syn stoi za nią murem.
— Jeśli moja żona i syn podejmują się misji, to ja również. Za pamięć poległych z rąk Pottera i jego podobnym. Za nasze rodziny i naszych przyjaciół.
Lucjusz daje radę. Wiem, że po jego słowach nikt nie odmówi. Przede mną ustawia się rząd osób gotowych podjąć wyzwanie.
— Jesteśmy gotowi, Panie Riddle.
Na to czekam, właśnie na tę zgodę.
— Jesteście gotowi, Nottowie?
Kiwanie głowami potwierdza tylko moje przypuszczenia. Są gotowi.
— Do dzieła.
Teodor, jego ojciec i matka stają z przodu. Podchodze do chłopaka i schytam go za ramię.
— Idę z tobą.
Przyłącza się do nas jeszcze siedem osób, wszyscy są gotowi.
— Zaczynamy.
Zanim kończę mówić, czuję szarpnięcie wokół pępka. Nienawidzę tego. Odrzucające. Po chwili moje stopy dotykają ziemi. Wreszcie jestem zadowolony.
— Oto Sydney, panie Riddle.
Stoję w zaułku jednej z ulic. Cuchnie tutaj niemiłosiernie. Okoliczni ludzie zrobili sobie tutaj śmietnik. Wszystkie bezpańskie zwierzęta używają tego miejsca jak kuwety. Na sam koniec między moimi nogami przebiega wielki szczur. Nigdy nie myślałem, że mugole są w stanie wyhodować tak wielkiego osobnika. Zaśmiałem się.
— Gdzie mamy szukać? — pyta Crabbe.
— Draco nam powie.
— Ta dziewczyna ma rodziców dentystów. Nie za bardzo wiem, co to jest...
— Ważne, że ja wiem. Doskonale. Musimy tylko znaleźć odpowiednie szyldy, potem pójdzie łatwo.
Wychodzę pierwszy z tej ciemnicy między wielkie bloki. Słońce lipcowego poranka uderza w mą, jasną twarz. Oślepia mnie. Przyłączam się do tłumu zwykłych mugoli. Idę przed siebie jakby nigdy nic się nie stało. Ci wszyscy ludzie idą do pracy, szkoły. Ja szukam czegoś innego, niezwykłego, poniekąd. Chcę dziewczyny, która ma moc, której nie posiadam. Moc wiedzy o tym, który pokonał Czarnego Pana, chcę wiedzy o Harrym Potterze.
Nie mogę się skupić. To przeklęte słońce razi mnie w oczy. Uważnie wypatruję młodej kobiety. Czuję jej obecność w tym miejscu. Jest tutaj, bardzo blisko. Gdyby tylko pojawiła się na mej drodze...
...Właściwie, mijam informacje. Postanawiam, że zapytam o wszystkie gabinety dentystyczne w tym mieście. Czemu nie? To tylko ułatwienie dla mnie.
— Chce dowiedzieć się, gdzie znajdę dentystę.
Patrzę na młodą kobietę w informacji. Wydaje się zafascynowana moją osobą.
— W Sydney jest ich siedmiu. Podam panu adresy.
Czekam chwilę, aż zapisze je na karetce i poda mi przez okienko. Łapie mnie za rękę, nie spodziewam się tego.
— Ten ostatni jest mój — szepcze.
Wyzwalam się z tego uścisku, odwracam tyłem.
— Żegnam.
Pierwszy adres, jak wskazuje mapa, jest tuż za zakrętem. Od razu wiem, że jej tutaj nie ma. Podążam dalej chodnikiem między ludźmi. Mijam kolejne przecznice, tego zatłoczonego miasta. Tak blisko a jednocześnie tak daleko. Ile mam jeszcze czekać? Może oni coś znaleźli, ale nie mam informacji od nich. Przeklęci Śmierciożercy.
— Uważaj jak idziesz! — warczy na mnie dziewczyna.
Jest niższa o głowę ode mnie. Nie poznaję jej od razu, dopiero jak mnie mija. To właśnie ona. Jestem obok celu mojej podróży. Staje w miejscu. Zawracam.
Śledzę ją. Muszę. Nie mogę przecież przystąpić do ataku w takim miejscu. Nie mogę przecież zdradzić swojej obecności. Nie teraz. Potrzeba mi miesięcy, może nawet lat, aby być na tyle silnym, żeby pokonać tego chłopaka.
Skręca w lewo, potem w prawo. Wygląda na to, że jest zrozpaczona samym pobytem tutaj. Tym lepiej dla mnie.
— Czy wszystko dobrze? — pytam niechętnie.
Automatycznie skierowała swoje oczy w moją stronę. Zabawne. Wyglądają jak mleczna czekolada.
— Nie. Nic nie jest dobrze. — odpowiada.
Jesteśmy stanowczo za blisko siebie. Mam plan, który jest idealny.
— Może jakoś pomóc?
Zastanawia się.
— Nie mam nic do stracenia. Potrzebuję dotrzeć do kilku miejsc tutaj. Szukam dentystów o nazwisku Granger. Są w miarę nowi... — ścisza głos.
Odwracam się za siebie.
— Coś nie tak?
— Nie. To nic takiego. Od pewnego czasu mam wrażenie, że jestem obserwowana.
— Nie masz co się martwić. Przecież masz przy sobie różdżkę, prawda?
Zaskoczona wydaje z siebie krzyk.
— Nie martw się. Również jestem czarodziejem. Wcześniej zauważyłem jak kawałek wystawał ci zza kurtki.
Bacznie obserwuję każdy jej ruch. Nawet najmniejszy może ją zdradzić, a wtedy muszę działać szybko.
Młoda dziewczyna ubrana jest w dżinsy, koszulkę i lekką kurtkę. Na nogach ma sandały. Jest taka normalna, taka przeciętna. Dlaczego taka osoba przydaje się Potterowi? Jeśli jest w niej coś niezwykłego, zamierzam to znaleźć. Zobaczymy.
— No tak. Przepraszam.
Wydaje się strasznie przybita. Nie chcę pytać, przecież i tak wiem, o co chodzi.
— Nie ma za co. Możemy już iść?
Dotrę na pierwsze miejsce, te, w którym już się pojawiłem. Wiem, że tam nie ma jej rodziców. W ten sposób zyskam na czasie.
— Tak, możemy.
Idziemy powoli do miejsca skąd przybyłem.
— Jestem Hermiona — przedstawia się.
— Tom — odpowiadam.
Ramię w ramię podążamy do szyldu widocznego w oddali. Widzę, że dziewczyna zaciska ręce w piąstki. Ma bardzo małe dłonie.
— Myślisz, że ich tutaj znajdziesz?
— Nie wiem.
Cisza, której żadne z nas nie chce przerywać, trwa aż do samego budynku, w którym znajduje się gabinet.
— Wchodzimy?
Bez odpowiedzi wchodzi do środka. Łapie za drzwi, które otworzyła z impetem i idee za nią. Patrzę jak zwalnia przed rejestracją.
— W czym mogę pomóc? — Głos sekretarki kojarzy mi się z drapaniem kota w drzwi. Okropny dźwięk dla mych uszu.
— Szukam dentystów o nazwisku Granger. Usłyszałam, że przyjmują w tym mieście od niedawna...
— Granger? Od dawna tutaj są?
— Mniej niż rok.
— Na pewno nie w naszym gabinecie, proszę pani. Mogę sprawdzić czy w innych placówkach mają kogoś nowego. Proszę chwilę poczekać. Muszę wykonać kilka telefonów.
Bierze słuchawkę do ucha i wykręca numer. Dziewczyna cofa się w moim kierunku.
— A co, jeśli ich tutaj nie ma? — Jestem ciekawy odpowiedzi.
— Nie mam pojęcia. Obym ich znalazła.
— A kim są ci ludzie dla ciebie?
— To moi rodzice.
Znowu ta cholerna cisza. Nie zniosę tego dłużej.
— Mogłem się domyślić. — udaje zmieszanie.
Kobieta kończy rozmowę. Patrzy na Hermionę wyczekująco. Dziewczyna podchodzi do niej ze strachem w oczach.
— Na końcu ulicy znajduje się nowy gabinet. Nie wiedzą jednak, kto tam przyjmuje. Warto sprawdzić.
Na twarzy dziewczyny maluje się widoczna ulga.
— Dziękuję serdecznie.
Odchodzi od stanowiska sekretarki i podchodzi do mnie.
— Chyba musimy iść dalej.
— Nie ma problemu.
Uśmiecham się. Wiem, że w ten sposób sprawię, by ona poczuła lepiej. Tak łatwo oszukuję ludzi.
Kolejny raz przemierzamy ulice. Jest niesamowicie długa i z minuty na minutę zwęża się. Coraz mniej ludzi nas otacza, widocznie jesteśmy w takiej dzielnicy, którą się omija. To dopiero. Jakby wszystko układało się w logiczną całość. Teraz nikogo nie ma oprócz nas. Jest okazja, jestem tak blisko. Zatrzymuje ją.
— Coś się stało?
Przykładam jej palec do ust. Udaję przerażonego, gdy tak naprawdę jestem podekscytowany. Hermiona wygląda, jakby chciała mi coś powiedzieć.
— Ciii...
Czuję obecność moich popleczników. Są blisko. Odkryli nasze położenie. Całe szczęście. Udało im się mnie znaleźć.
— Co się...
Nie jest w stanie dokończyć. Pojawia się grupa śmierciożerców. Wszyscy ubrani na czarno, wszyscy z perfidnymi uśmiechami na ustach. To właśnie oni.
— Uciekajmy — krzyczy.
— Sądzę, że zostaniemy tutaj.
Łapię ją za szyję, przyciskam do jej szyi różdżkę. Jest przerażona, ale i ciekawa. Widzę to w jej oczach.
— Co się dzieje?
— Coś wielkiego, a ty będziesz tego częścią. Wracamy z dziewczyną.
Wydaję polecenie. Większość kiwa głową i deportuje się. Stoję jeszcze z Hermioną na chodniku. Odwracam ją w kierunku szyldu.
— Widzisz? Nie ma tu twoich rodziców. Cudownie, prawda?
Śmieję się cicho, aby nie wzbudzać sensacji. Nikt nie może mi odebrać tego momentu. Nikt.
— Jesteś jego człowiekiem.
— Nie. Ja jestem tą samą osobą, Granger.
Wzmacniam uścisk na szyi kobiety. Za wszelką cenę próbuje wziąć oddech. Nic z tego.
— Zaśnij. Potem będzie tylko gorzej.
Mdleje przez brak tlenu w płucach. Tak jak myślałem — udało się.
Deportuję się trzymając ją w ramionach. To będzie piękny czas. Wreszcie.
Trafiłam na twój blog całkiem przypadkiem i muszę stwierdzić, że masz talent. Zazdroszczę Ci go. Piszesz świetnie.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to jest on równie świetny jak reszta. Mam tylko jedno ale. JAK MOGŁAŚ TAK OBRAZIĆ ROWENĘ!
Ale jako, że to są myśli Toma, to Ci wybaczam c;
Życzę weny i multum pomysłów! c:
Ups, przepraszam.
UsuńOczywiście to tylko opowiadanie i moja wizja twórcza.
Dziękuje serdecznie!
Twój blog czytam od końcówki sierpnia, więc stosunkowo od nie dawna. Jestem w nim zakochana od początku do końca! Uważnie śledzę losy Toma, a Twoja miniaturka-nie do opisania! Wiem, że wzbudza wiele kontrowersji i różnych sprzecznych ze sobą emocji ale moim zdaniem jest to po prostu kawał dobrej roboty! Twój sposób pisania jest nieograniczony! A może czas zacząć poszerzać horyzonty...? 😉
OdpowiedzUsuńMoże, kto wie. Nie mam pomysłu na coś swojego. Inne fandomy? Może. Mam również bloga ze wszystkim. Rzadko go reklamuje. Są tam moje wiersze, zapiski.
Usuńwww.nieprzespana.blogspot.com zapraszam w wolnej chwili.
Dziękuje za komentarz.
Super rozdział,wreszcie coś się dzieje.Czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńDziękuje za komentarz.
UsuńCudowny po prostu cudowny. Mówiłam juz ze nienawidzę pisać komentarzy? Pewnie nie... w każdym marze zawsze mam wrażenie, że jakkolwiek skomentuje twoje notki to i tak nie będzie to 2 stanie oddać tego jak bardzo mi się podobało. Więc napisze, że jest świetne. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Psycho
Psycho, mnie komentarze od ciebie cieszą bardzo. Nie ważne jak krótkie!
UsuńDziękuje!
Bosko 😍 czekam na więcej... Wiesz potrafię twoje opowiadania czy miniaturki czy rozdziały czytać nawet po 5 razy. Oby tak dalej
OdpowiedzUsuńO matko. Dziękuje serdecznie. Nawet ja nie czytam tego aż tyle razy.
UsuńBardzo mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuńDziękuje serdecznie!
UsuńUwielbiam Twój styl pisania. Teksty są bardzo ciekawe, wciągające. Świetna grafika bloga ;) Nie mogę doczekać się następnego rozdziału :D
OdpowiedzUsuńDziekije serdecznie.
UsuńNowy rozdział pojawi się do 1 października.
Ojej, opłaca się codziennie sprawdzać, czy przypadkiem Kamana nie dodała czegoś nowego!
OdpowiedzUsuńCzytałam to dwa razy, ponieważ za pierwszym byłam tak podekscytowana faktem, że pojawił się nowy rozdział, że prawie nic nie zostało mi w głowie.
Trochę krótko, ale to pewnie dlatego, że mogłabym czytać Twoje teksty non-stop.
Tom nadal jest (jak uwielbiam to określać) jqhdnwowhsmiahd. Kocham ♥ A pojawienie się Hermiony zwiastuje nowe, ciekawe sytuacje. Oby było brutalnie, obyobyoby.
Jednym słowem - jestem zachwycona. Jak zawsze, komentując Twoje notki, to musi nudzić ;-;
Nie pozostaje mi nic innego, jak z bolącym sercem czekać na kolejny rozdział. Życzę dużo weny, trzymaj się cieplutko! :')
Bell.
Niczego nie gwarantuje, ani niczego nie obiecuje.
UsuńDziękuje, że dalej trwasz w z moim blogiem! To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Kurde czyli to nie jest aż tak dziwne... Obie mówimy po 3 razy oby i chcemy "btutalnie" xd.
UsuńKurde czyli to nie jest aż tak dziwne... Obie mówimy po 3 razy oby i chcemy "btutalnie" xd.
UsuńTomcio złapał Hermionę :) Będzie bardzo ciekawie. Będą tortury?
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się ten rozdział. Tom jest taki mroczny :D
Szablon ładny :) I jest Christian Coulson, który był najlepszym wcieleniem Voldka :) Nawet dzisiaj jest przystojny mimo 37 lat na karku.
Pisz szybko nowy rozdział, bo nie mogę się już doczekać. Życzę dużo weny :)
Pozdrawiam
Lauren
Dziękuję ♥ Obrazek znalazła akurat Kamana, ja go tylko troszeczkę przerobiłam.
Usuń~Autorka szablonu
RCS taka skromna *o*
UsuńTak, to jej dziękuje za ten wspaniały szablon.
Christiana uwielbiam jednakże Frank... No, tak jakoś. Mrał. 36 lat. Już mu nie dodawaj.
Rozdział się pisze. Chyba. Wracam do niego!
Dziękuje za komentarz :)
Uwielbiam tą parę!
OdpowiedzUsuńNaprawdę piękny szablon, czekam na ciag dalszy
Dziękuję ♥
Usuń~Autorka szablonu
Dziękuje za komentarz.
UsuńPowtarzano ci to już z milion razy, ale jak inaczej wyraziłabym swoje myśli?
OdpowiedzUsuńHistorie(2), styl pisania, dialogi, te wewnętrzne dylematy, opisy... Ahhh, to zapiera aż dech w piersi.
Szablon nieziemski, autorka na pewno jest z niego dumna( pewnie ty też).
Miniaturka była dobra, ale widocznie nie jestem wystarczająco dojrzała abym umiała zrozumieć i pojąć znaczenie wojny...
Rozdział był ciekawy, m.in. to jak Tom dokładnie dobierał słowa w konserwacji z Hermioną. Ktoś już ci to pisał - chodzi mi o Rowenę - , że "źle ją potraktował" i.t.d. Wszystko było w porządku jednak należało tylko dodać, że w jakiś sposób ją podziwiał - za zgromadzoną przez nią wiedzę i sposób myślenia - ,ale zwątpił w nią poprzez tę "historię o diademie".
Bardzo spodobało mi się to, że dodałaś Draco i Teodora w tym fanficu. Akurat czytałam jeden o Teodorze i był na prawdę dobry! A Draco po prostu musiał się tutaj pojawić. Nie miałoby sensu nie napisać o nim.
Także ten... Do następnego!
(mam nadzieję, że się za mną stęskniłaś - chyba pod jednym rozdziałem nie dodałam komentarza, bo w sumie nie wiedziałam co napisać i nie zbyt rozumiałam historię.... w sumie to nie ważne, bo i tak nie pamiętam w którym to było).
Oj, tak, jestem z niego niesamowicie dumna. Kiedy skończyłam powiedziałam coś w stylu: "przeszłam samą siebie", ale to głównie dlatego, że kocham minimalizm :)
UsuńDziękuję.
Autorka szablonu ♥
Witam!
UsuńDawno cię nie było, te wakacje są straszne. Brakuje stałych czytelników. Dziękuje, że jednak pamiętasz i wracasz.
Odnosze wrażenie, że w kwestii mojego Toma, zdania są podzielone. Miło mi, że tobie się podoba.
Miniaturka była ciężka, przyznaje. No cóż. Tym razem skupie się na czymś innym.
Teodor, Draco i to jeszcze nie koniec. Mam jeszcze sporą ilość bohaterów do wykorzystania.
Autor szablonu widoczny wyżej.
Dziękuje za opinię.
Tak, powracam, ale czytałam rozdziały na bieżąco... Po prostu nie umiałam przelać moich myśli na papier ( czy tam do komentarza). Mam cichą nadzieję, że coś złego stanie się Hermionie... (oby, oby, oby). A Tom nie powinien chodzić z pustym żołądkiem - daj mu chwile otuchy. xd
UsuńTak, powracam, ale czytałam rozdziały na bieżąco... Po prostu nie umiałam przelać moich myśli na papier ( czy tam do komentarza). Mam cichą nadzieję, że coś złego stanie się Hermionie... (oby, oby, oby). A Tom nie powinien chodzić z pustym żołądkiem - daj mu chwile otuchy. xd
UsuńHej chciałabym się dowiedzieć kiedy następny rozdzial
OdpowiedzUsuńWitam.
UsuńPrzyznam szczerze, że jestem w połowie rozdziału. Mam nadzieję, że skończe dzisiaj/jutro i pójdzie do betowania.
Najwcześniejsza data publikacji 3 października.
Tym razem jeszcze więcej dialogów niż w poprzednim. :/ Już chyba wolałam te rozmyślania o roślinach z duszami (o ile dobrze pamiętam). Ja tak się tylko czepiam, ale naprawdę cieszę się z każdego dłuższego opisu, bo w nim widzimy, jak wygląda świat i bohaterowie. A same dialogi zostawmy dla sztuk.
OdpowiedzUsuńPomijając Malfoyów, wielki powrót Tomovoldemorta, chęć porwania Rona i resztę... Dlaczego właściwie Tom użył zmieniacza czasu? Co nim motywowało? Przecież trafnie rozpoznał znaleziony w lesie przedmiot (inną bajką jest, jakim cudem ów zmieniacz tam się znalazł), więc zapewne wiedział, do czego służy. Żaden zmieniacz czasu nie przeniesie Cię dalej, niż kilka godzin w przeszłość lub w przyszłość. Tak, wiem, że istnieją zmieniacze czasu o różnej mocy, więc załóżmy, że istnieje taki, który może spokojnie chapnąć 50 lat w przód albo w tył. Okej. Sama tak w czasie przenosiłam (oczywiście za pomocą czegoś innego, ale przenosiłam), niech i tak będzie. Ale zmieniacze czasu o takiej mocy nie mają prawa wyjść poza Departament Tajemnic! Hermiona dostała od McGonagall tak słaby, aby mogła się cofnąć o kilka godzin (nawet nie o kilkanaście), żeby mogła być na każdej lekcji, a ile maksymalnie taka lekcja może trwać? Ja mam na studiach fakultet, który trwa trzy godziny. Wątpię, aby jakikolwiek przedmiot w Hogwarcie ciągnął się przez cztery lub więcej. Dlatego możemy założyć, że w Hogwarcie za czasów Toma był podobny zdolny uczeń, który otrzymał zmieniacz czasu do celów "naukowych" (jeśli tak możemy to nazwać), ale Bóg obdarzył go jedynie talentem do przyswajania wiedzy, a inteligencji mu poskąpił, więc dzieciak zgubił zmieniacz czasu w lesie. Niech i tak będzie. Ale on nadal może zmieniać czas zaledwie o kilka godzin. Siedem obrotów (o ile dobrze pamiętam) to siedem godzin. Jeden obrót - jedna godzina. Chyba że jeszcze będziesz wyjaśniać, o co chodziło ze zmieniaczem, wtedy spoko. :)
Ale jest też i plus! Tom uporał się z depresją, a teraz cierpi na manię. Coś niezrównoważony psychicznie jest ten nasz Tom, ale byłabym głupia, gdybym twierdziła, że Riddle kiedykolwiek był normalny.
Tom, Tom, w jakim świecie Ty żyjesz, chłopcze, od kiedy to czekanie jest przyjemne? Może wtedy, kiedy czekasz na jakąś nieprzyjemną rzecz, wtedy odciągasz ją w czasie i cieszysz się z każdej chwili spokoju. Wtedy tak. Ale Tom chyba chce jak najszybciej ze wszystkim się uporać, więc niech nie marudzi, że mu się niemiło czeka, bo to jest jak najbardziej poprawne.
Zauważyłam, że trafnie zinterpretowałaś Malfoyów. Pomijając fakt, że są tchórzami, którzy zachowują się nieodpowiedzialnie i dziecinnie, napisałaś, że (przeżywając żałobę) chcą być blisko Toma i coś dla niego robić. Moim zdaniem trochę za szybko się to potoczyło, nieufny Lucjusz powinien wziąć Riddle'a na przetrzymanie (w końcu już raz zaufał takiemu jednemu, przez którego stracił wszystko. Zaraz... jak mu tam było? Lord Voldemort?), ale to prawda, że, będąc w żałobie, niektórzy ludzie chcą się odciąć od złych emocji i zaczepiają się nawet najmniejszej iskierki nadziei, którą (w tym wypadku) jest Tom. Na Twoim miejscu trochę bym tylko zmniejszyła smutek Lucjusza po śmierci Belli. Nie przepadali za sobą, do tego Bellatriks mieszkała w ich domu, więc wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Malfoy w duchu cieszył się z jej śmierci.
Masz kolejnego plusa za łączenie faktów z książki. Pamiętałaś, że Hermiona odesłała swoich rodziców i wyczyściła im pamięć, a teraz nadarzyła się idealna okazja, by ją porwać. Nie jakaś naciągana (jak było z Ronem), tylko taka, która naprawdę mogła mieć miejsce. Acz to chyba nie Hermiona, a Ron (ewentualnie oboje) odnalazł jej rodziców i sprowadził z powrotem do kraju, ale to szczegół, nie wszystko musi być tak, jak podaje Rowling.
OdpowiedzUsuńZaraz. Tom w Pokoju Życzeń? Proszę, powiedz, że to metafora. ;_;
Podoba mi się, że Riddle rozmyśla nad klęską swego przyszło-przeszłego Ja, bo to znak, że jeszcze chłopak się wyrobi i może dożyje trzydziestki, o ile uda im się bez przeszkód porwać Hermionę. Nie no, musi się udać, bo inaczej nie byłoby Hermiony. A tak swoją drogą... Zastanawiałaś się kiedyś nad zamianą ról? To HERMIONA (albo Zakon, łotewer) porywa Toma, to ona go wykorzystuje, a Tom zakochuje się w niej, bo powoli rozwija się w nim syndrom sztokholmski? To by było... łał, inne. I takie... jeszcze bardziej niekanoniczne. Gwałt na kanonie wersja hard. xD
Opis i rozmowa "popleczników" Toma uświadomiła mi, że przebieg fabuły w Twoim opowiadaniu wygląda jak sen. Piękny sen Riddle'a o władzy - że wszystko się zrobi samo, że jego poplecznicy będą wyrastać jak grzyby po deszczu, że będą mu ślepo ufać, mimo że Tom nie miał z nimi kontaktu i absolutnie niczego im nie obiecał... Nasi politycy chcieliby znaleźć się w Twoim opowiadaniu, bo wychodzi na to, że ogromna armia popierająca szaleńca pojawia się znikąd, nie trzeba nawet kiełbasy wyborczej, aby idioci znowu zadarli z Zakonem. A zawsze miałam śmierciożerców za tak przebiegłych, sprytnych i inteligentnych...
Śmierciożercy przez małe "ś", chyba że zaczynasz zdanie. Tak samo jest z aurorami. Tak, wiem, to coś jak tytuł, mi też się to nie podoba, ale tak było w książce, więc musimy się tego trzymać.
Hermiona zmieniła swoim rodzicom imiona i nazwisko, więc wątpię, aby inni mugole znali ich jako pana i panią Granger.
Brakuje mi opisu walki z Hermioną, jakichś emocji i dynamiki. Hermiona poddaje się Tomowi jak lalka, ba, jeszcze jest zaciekawiona tym, co się właśnie dzieje. Porwanie Hermiony ma miejsce kilkanaście/kilkadziesiąt dni po wielkiej bitwie. Nie sądzę, aby Granger, która z pewnością bardzo przeżyła całą wojnę i podsumowującą bitwę, tak spokojnie podeszła do tego, że śmierciożercy na nowo istnieją, a Voldemort jednak nie umarł. Wpadłaby w panikę, od razu by się teleportowała albo zaczęłaby się pojedynkować. Nie pozwoliłaby sobie, aby jakiś chudy chłopak złapał ją za gardło i wytrącił różdżkę. Nope. Może przed wojną - tak. Ale nie po tym, co przeżyła. Brakuje mi opisów, skoro toczy się jakaś walka, musi być jakiś dynamiczny opis. Nie wymagam ani od Ciebie, ani od nikogo, żeby pisał tasiemca na 5 stron z walki, która trwa kilka sekund. To może być napisane w trzech zdaniach, ale niech to będzie konkret, a nie rozmowa przy kawie. Rozdział jest znośny, ale zdecydowanie powinnaś ulepszyć to porwanie, jest przecież bardzo istotne dla opowiadania, a takie rzeczy należy podkreślać.