Rozdział 26

Witajcie kochani. Rozdział dwudziesty szósty... Tak, coraz bliżej końca. Nie ukrywam, że ta część opowiadania będzie chyba najkrótsza jednak macie te pięć stron wordowych. Epilog będzie chyba dłuższy niż nie jeden rozdział. Chyba nie chce mi się więcej do was pisać. Dobra. To na tyle. Zapraszam.

CZYTAM = KOMENTUJĘ

Rozdział 26

   Opuścić Hogwart, właśnie dzisiaj będzie musiał wrócić do niego po raz ostatni. Błędny Rycerz jechał tak powoli, że samemu chłopakowi zrobiło się niezwykle błogo, jakby nie jechał nigdy ów samochodem i nie wiedział o jego nadzwyczajnych właściwościach. Westchnął. Jeszcze trochę i wróci tam, chociaż na chwilę, a jutro zawiezie Hermionę do Dumbledore'a. Nic trudnego jednak wymaga czasu. Udało mu się jednak, dzięki swoim podróżom do Świętego Munga, zdobyć licencję na teleportację. Nie pochwalił się jeszcze swojej dziewczynie, ale był pewny, że będzie z niego dumna.
   Niespodziewanie wozem szarpnęło.
— Hogsmande — powiedział konduktor patrząc prosto w niebieskie oczy chłopak. Tom mrugnął dwa razy i podniósł się z miejsca.
 — Sam chciałbym tu wrócić — rzucił do niego gdy schodził po schodach.
 — Yhm
 — Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę.
 — Nie ma czego. Sam jutro opuszczam to miejsce. Dowiedzenia — rzucił z kwaśną miną. Nie obejrzał się już do tyłu tylko szedł jak na ścięcie w stronę zamku, który wydawał się dzisiaj jeszcze większy niż zazwyczaj. Ostatnie godziny w tym miejscu, a marzenia zostały pominięte przez jedną osobę, Hermionę Granger.

(***)

Hermiona czekała na Tom przed szpitalem. Machała jeszcze przed chwilą do wychylających się z okna pielęgniarek i medyków. Leżała tutaj tak długo, że zapomniała kompletnie, że świat jest aż tak duży. Ciekawiło ją wszystko, mimo strachu, który spoczywał głęboko w jej podświadomości, była pewna, że sobie poradzi.
— Długo czekasz? — zapytał niespodziewanie głos tuż za jej plecami. Nie musiała się obawiać niczego, przecież to tylko jej chłopak.
 — Wyszłam chwilę temu, musiała już się wyrwać, sam wiesz — wreszcie zobaczyła ukochaną twarz, której jej tak bardzo brakowało. Wreszcie, będą mieli więcej czasu dla siebie. Tom, skończy wreszcie Hogwart, a niedługo narodzi się ich dziecko. Dziecko poczęte z przypadku, a jednak dostanie tyle miłości, ile nie dostał w całym swoim życiu, jego ojciec.
   Hermiona martwiła się bardzo o to wszystko. Czy Tom będzie w stanie pokochać kogoś tak bardzo, czy w ogóle kocha ją? Takie słowa, szczególnie jeśli chodzi o osoby zamknięte w sobie, nie przychodzą z łatwością. Jest to najtrudniejszy proces dla tego kogoś. Przyznać się do tego, że jednak posiada się emocję.
—Nie mam nic przeciwko o ile nie będziesz się przemęczała — powiedział patrząc na nią z lubością. Zaśmiała się. Miała nadzieję, że będzie go zawsze wiedziała z takim wyrazem twarzy.
 — To idziemy? — zapytała.
 — Właściwie nie musimy nigdzie iść. Udało mi się zdobyć licencję na teleportację, więc myślę, że wszystko będzie dobrze — popatrzył w przerażone oczy dziewczyny.
 — Nic Ci nie będzie, dowiadywałem się. Dla kobiety w ciąży będzie to najbardziej komfortowa podróż. Chyba nie myślałaś, że pojedziemy Błędnym Rycerzem? — spojrzał na nią powątpiewając. Dziewczyna niezwykle oburzona spojrzała na niego.
 — Nawet nic mi o tym nie mów. Obijające się łóżka, pasażerowie zalani najczęściej w trupa. Nie ma takiej siły, abym tak wsiadła. Lepsza już teleportacja chociaż i tego nienawidzę — powiedziała marszcząc w zabawny sposób nos.
 — Teleportowałaś się już?
 — Właściwie sama posiadam licencję.
 — Aha
 — Przestań prowadzić tą bezsensowną rozmowę i wreszcie zabierz mnie do Doliny Godryka bo moje nogi odmawiają posłuszeństwa — poskarżyła się wskazując na swoje spuchnięte stopy. Ciąża nie należała do najlepszych okresów jej życia. Patrząc na wszystkie rozstępy, trądzik, który od czasu do czasu nasilał się, miała ochotę aby sierpień nadszedł szybciej.
 — Złap mnie za ramię — polecił. Bez cienia zawahania położyła swoją małą dłoń na jego ramieniu i zaraz potem poczuła szarpnięcie w okolicy pępka. Nienawidziła teleportacji i dotykając podłoża stopami, zwymiotowała na trawnik przed domem.
 — Pięknie —skwitował Tom podając jej chusteczkę, którą dosłownie wyrwała mu z dłoni.
 — Lepiej mi pomóż i przestań gadać — warknęła. Riddle wzruszył tylko ramionami i użyczył ponownie swojego ramienia, aby Hermiona mogła się na nim wesprzeć. Dopiero przy drzwiach posiadłości, oboje uświadomili sobie, że dom tak naprawdę był ogromnym dworem.
 — Tego się nie spodziewałam po profesorze — wyjąkała.
 — W sumie, patrząc na jego wszystkie pracę naukowe, mogliśmy się spodziewać, że jego dorobek nie będzie najmniejszy jednakże to przechodzi najśmielsze oczekiwania
 — Faktycznie, zapomniałam — dziewczyna znowu sobie uświadomiła, że nie należy do tych czasów.
 — Pukaj — dodała jednak po chwili namysłu.
 — Ale tak przy ludziach? — nieświadoma tego, że właśnie z niej zażartowano kopnęła Toma w łydkę.
  — To boli do cholery, a to był tylko żart — mruczał pod nosem masując bolące miejsce. Podszedł powoli do kołatki, a następnie chwycił ją w dłonie. Nim zdążył cokolwiek zrobić w drzwiach pojawił się ich nauczyciel.
 — Miło, że tak szybko się zjawiliście, zapraszam do środka — zaprosił ich do wnętrza swojej posiadłości. Od samego początku, Hermiona wiedziała,  że znalazła się w magicznym miejscu. Stary dwór, który zapewne należał od wielu pokoleń do rodziny Dumbledore. W samym holu, znajdowało się więcej rzeczy niż w jej rodzinnym domu. Wielki i oświetlony milionem świec przedsionek całej willi, był jednak początkiem. Na samym środku piętrzyły się wysokie schody, a z każdej strony ściany, wyrosło jakby z podziemi kilkanaście par drzwi. Dziewczyna zacmokała.
  — Bajecznie — powiedziała na tyle cicho aby tylko Riddle to usłyszał. Udało im się przejść w kierunku salonu, który okazał się najbardziej przytulnym pomieszczeniem, jakie dziewczyna dotąd wiedziała.
 — Usiądźcie na kanapie. Dla Hermiony herbata, a dla ciebie Tom?
 — Również poproszę o herbatę.
 — Oczywiście — powiedział czarodziej machając zawzięcie swoją różdżką. Tuż przed nimi pojawił się mały, przezroczysty stoliczek, a na nim trzy pękate kubki, każdy z gorącą zawartością.
 — Ile słodzisz? — zwrócił się do Hermiony.
 — Dwie łyżeczki — powiedziała patrząc na swoje drżące dłonie.
 — A Ty?
 —  Nic.
 — Ciekawe — właściwie nie było w tym nic ciekawego. Tom Riddle nie przepadał po prostu za słodkościami ale był normalnym siedemnastolatkiem tuż po szkolę, nic nadzwyczajnego.
 — Chciałbym z wami porozmawiać na temat mieszkania tutaj.
 — Nastawialiśmy się właśnie na to — odparła Hermiona, która usadowiła się tak na kanapie, że można było powiedzieć, że powoli się z niej zsuwa. Tom zachichotał.


 — Masz taki wielki brzuch, że niedługo będziemy używać Cię jako boi — razem z profesorem zaśmiali się cicho, jednakże patrząc na karcącą twarz dziewczyny zamilkli jak zaklęci.
 — Tak lepiej — powiedziała dziewczyna siląc się na uśmiech. Znacznie lepiej. Musieli i tak porozmawiać o jej pobycie w tym pięknym, starym domu. Cieszyła się, bardzo. Wiedziała, że jej mężczyzna, zorganizuje wszystko przed narodzinami ich dziecka, a czasu było coraz mniej.
 — Wróćmy może jednak do tego, co dla nas ważne. Tom, dalej mieszkasz w sierocińcu. Muszę wiedzieć jaki masz plan — spojrzał wymownie na chłopaka, który pokręcił głową.
 — Zgadza się, w sumie już jest w trakcie realizacji. Jeśli dobrze pójdzie pomieszkam jeszcze tydzień w tym ośrodku, a następnie wyprowadzę się do centrum Londynu. Znalazłem prace u Borgina i Burkera, a jak wiadomo tam zarobki są całkiem niezłe.
 — Nie licząc dobrych zarobków jest tam niebezpiecznie.
 — Pomijając już ten mały szczegół, musimy mieć pieniądze, żeby stanąć na nogi. Potem coś wymyślę — mruknął do Hermiony Tom. Wyglądał na zbesztanego. Spodziewał się, że dziewczyna będzie zachwycona z jego pomysłu, a tak naprawdę wyszło gorzej niż wyjść miało.
 — Myślę, że dacie sobie radę. Tom, mam nadzieję, że będziesz na tyle przyzwoicie pracował, że nie zabawisz tam długo. A jak przedstawia się ten pomysł na dalsze życie?
 — Sądzę, że owutemy poszły mi na tyle dobrze, że zostanie aurorem nie będzie stanowiło w tym przypadku problemu. Przekonany się o tym w połowie lipca. Na razie, nie mogę się zapisać na kurs ale to kwestia czasu — wyglądał na pewnego siebie. Granger właśnie to w nim lubiła, nigdy, przenigdy nie poddawał się i zawsze wyglądał na zadowolonego z życia. Nawet wtedy gdy dopiero dołączyła do Hogwartu, w jego czasach, był po prostu dumny z tego kim jest. Nie wyrażał się dobrze o swoim ojcu, którego z resztą się pozbył jednakże do matki miał jakiś sentyment. Czuła to, gdzieś w jego wypowiedziach, można było doszukać się drugiego dna, gdzie jednak miłość wzięła górę nad rozumem.
 — W takim razie chyba nic więcej wiedzieć nie muszę. Twój pokój Hermiono jest na górze — zwrócił się do dziewczyny, która pokiwała głową ze zrozumiem. Oboje z Riddlem wstali i poszli w kierunku schodów. Obejrzała się za siebie, patrząc na młodego Dumbledore’a, który popijał w dalszym ciągu swoją herbatkę.
 — Też czujesz, że wchodzimy mu na głowę?
 — Dokładnie.
 — Jeszcze chwile i się razem stąd wyrwiemy. Obiecuje — zacisnął swoją dłoń na jej ręce i powoli wchodzili na górę. Nie było to łatwe, szczególnie z tak wielkim brzuchem. Ważył już swoje.
 — Jeśli nie ma tam mojego męskiego, pierworodnego syna, to niepotrzebnie się męczę — powiedział wpychając Hermionę na ostatni stopień schodów.
 — Przestań gadać, pracuj — warknęła na niego. Miała już taką zadyszkę, że trudno było jej zaczerpnąć powietrza. Gdy wreszcie weszli do pomieszczenia, usiadła szybko na łóżku.
 — Od razu lepiej — odsapnęła. Rozejrzała się. Właściwie pokój, który został jej przydzielony, mógł nosić miano oddzielnego mieszkania. Wielkie łóżko, kanapa i biblioteczka z książkami. Obok szafy były drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki.
 — Pięknie, zostaje Tom. Możesz już iść — klasnęła w dłonie.
 — Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, szczególnie, że wreszcie mamy trochę czasu do siebie — mówiąc to złapał jej dłoń. Dalej nosiła na sobie pierścień, który ofiarował jej w szpitalu. Patrzyła to na niego, to na ów przedmiot.
 —Żałujesz?
 — Nie potrafię, nienawidzę tego człowieka.
 — Jego już nie ma. Nie ma też twojej matki. Niepotrzebnie nienawidzisz go za to, czego nie zrobił. Mógł nawet tego nie pamiętać.
 — Był moim ojcem, krew z krwi. Przebrzydły mugol, pieprzona kupa psiego gówna.
 — Zastanawiałeś się kiedyś, co by się stało gdyby raptem mnie zabrakło? — dziewczyna niespodziewanie zmieniła temat, zbijając w ten sposób chłopaka z pantałyku.
 — Nie gadaj głupot tylko się kładź. Przecież tu jesteś, czemu miałoby Cię nie być? — zapytał siląc się na obojętność. Nigdy nie pomyślał o tym, że tak naprawdę nic nie wie o dziewczynie. Ona wiedziała o nim więcej niż przypuszczał, a sam nie był zainteresowany jej życiem przed dołączeniem do szkoły magii i czarodziejstwa.
  — Po prostu  — kładąc się na łóżku, wiedziała, że wreszcie prawda będzie musiała ujrzeć światło dzienne, że wszystko co się teraz dzieje, jest jednym, wielkim kłamstwem, która ona sama podjudza. Zawstydzona opadła na poduszki, miękkie i rozkosznie pachnące. Świeżość wpadła w jej nozdrza rozgościła się w sercu. Trzeba się pozbyć zła, które w nim zagościło.
 — Pocałuj mnie — zażądała patrząc na chłopaka. Nie trzeba go było prosić ani chwilę dłużej. Delikatnie nachylił się nad jej twarzą i ucałował wargi, które tak bardzo pożądały jego bliskości.

(***)

  Minął lipiec, szybciej niż ktokolwiek przypuszczał. Kilka razy w domu Albusa Dumbledore’a pojawiały się takie postaci jak Walpurgia i Orion Black. Oboje, byli strasznie poruszeni stanem dziewczyny. Z dnia na dzień czuła się coraz gorzej, a wizyty tej dwójki sprawiały, że chociaż na chwilę zapominała o swoim błogosławionym stanie.
 — I co myślisz? Chłopiec czy dziewczyna? — zapytała pod koniec lipca ciemnowłosa, młoda kobieta.
 — Wiesz ciężko stwierdzić. W mojej rodzinie matka miała aż dwie siostry, a ojciec był jedynakiem, a Tom nie zna za bardzo historii swojej rodziny. Zostaje nam tylko czekać — Hermiona uśmiechała się do nich przyjaźnie, jednakże w sercu pojawił się żal, żal za grzechy, które popełniła i popełnił w przeszłości Tom. Myślała, że dzięki temu uwolni się od swojego jedynego horkruksa, to na nic.
   Sierpień obfitował w niebywałe wydarzenia dla dwójki młodych kochanków.
 — Wyprowadzasz się — powiedział już na progu chłopak. Był zziajany ale dodatkowo niezwykle szczęśliwy.
 — Jak to?
 — Tak to. Udało mi się zarobić tyle, że aż mnie głowa rozbolała. Dostałem wypłatę, wynająłem mieszkanie. Stać nas na tyle duże, że na spokojnie się pomieścimy, a Plackowie mogą wpadać na herbatkę i zostawać na dwa dni. Nie martw się, wszystko kupimy — wyjaśniał jej pierwszego sierpnia. Rzuciła mu się na szyję.
 — To cudownie — radości nie było końca, gdy jeszcze tego samego dnia deportowali się na przedmieścia Londynu.
 — Nie podziękowaliśmy profesorowi.
 — Przecież nie było go w domu. Wpadniemy do niego jeszcze w tym tygodniu, a w następnym nie masz prawa się nigdzie ruszać.
 — Rozumiem — przytaknęła. Sama się obawiała. Dokładnie za osiem dni miała wyznaczony termin porodu. Czuła, że to już niedługo. Jej ciało, samo przyzwyczajało się do myśli, że zaraz zostanie matką.
 — Wchodź — nie zauważyła nawet, że popchnął drzwi jednego z bloków. Weszła posłusznie do środka. Ewidentnie, był to mugolski blok. Zaśmiała się.
 — Nienawidzisz ich, a będziesz mmieszkał w takim miejscu.
 — Tymczasowo. Obiecuje, że potem wybuduje Ci willę z basenem.
 — A ten basen to chyba, żebyśmy się w nim potopili — powiedziała z powątpiewaniem dziewczyna na co dostała delikatnego kuksańca w bok.
 — Nie przesadzaj — wsiedli do windy, która ruszyła tak gwałtownie, ze dziewczyna musiała trzymać się obiema rękami Toma. Ten przeklinał pod nosem wszystkie środki przemieszczenia się po budynkach, zbudowane przez nie magicznych ludzi.
 — Jesteśmy na miejscu — teraz już mieli przed sobą trzypokojowe mieszkanie, coś o czym nie marzyła żadna, nowa, a przede wszystkim młoda rodzina, tuż po ukończeniu szkoły. Hermionię od razu rzuciło się w oczy małe łóżeczko.
 — Idealnie — usiadła na fotelu. Pogładziła się po brzuchu.
 — Do tego jednak się nie przyzwyczaję, a zaraz znowu będziemy mieli zwrot akcji, zostaniemy rodzicami — mówił rozbierając się. Było lato, nic dziwnego, że występował przy niej bez koszulki. Hermiona zarumieniła się delikatnie.
 — Coś nie tak? — droczył się z nią podchodząc bliżej.
 — Wszystko dobrze — odpowiedziała uważnie obserwując każdy jego krok w jej stronę. Nie wiedziała co planuje chłopaka, była jednakże pewna, że nie zrobi krzywdy ani jej ani ich dziecku, które niedługo zobaczy świat, który tak dobrze chroni teraz Granger.
 — Mam taką nadzieję — uśmiechnął się do niej wyszczerzając swoje śnieżnobiałe zęby.
 — Jesteś zbyt piękny, a piękni ludzie są źli.
 — To kwestia tego jak na to spojrzeć. Mogę mieć piękne wnętrze, a na zewnątrz uchodzić za zepsutego dzieciaka. Może jest na odwrót jednakże… Kochasz mnie prawda?
 — Możliwe — czuła, że policzki palą ją niemiłosiernie. Co ten człowiek chce zdziałać? Chciała go, pragnęła, jednakże wiedziała, że w tym stanie nic takiego nie jest możliwe. Położył głowę do jej brzucha.
 — Jak nic urodzi się chłopak.
 — Skoro jesteś tego pewien nie zamierzam się z tobą kłócić — spojrzała na niego z czułością. Nie spodziewała się, że brzuch to była tylko przykrywka. Stanął za nią i delikatnie polizał jej szyję. Ciarki przeszły przez całe ciało kobiety, z której ust wydobył się cichy język.
 — Chciałabym znowu poczuć moją Hermionę — szepnął jej prosto do ucha przygryzając płatek. Wygięła się delikatnie na fotelu.
 — Tom, błagam — syknęła ostrzegawczo. Odsunął się jednakże w jego oczach wiedziała ogniki, które skakały to tu to tam. Był mężczyzną, a oni mają przecież swoje pragnienia.
 — Poczekam — skwitował.
 — Muszę iść do pracy — dodał jednak po chwili. Hermiona zrozumiała. Praca była tylko wymówką, bo tak naprawdę ten człowiek był wypełniony po brzegi pożądaniem, a nie mógł się go pozbyć.
  — Jak wrócisz to mnie nie budź — krzyknęła tylko za nim, a sama przeszła do ich wspólnego łóżka. Pierwszy raz, czuła się jak świeżo po ślubie, którego nawet nie było. Byli rodziną i nikt tego nie zmieni, choćby chciał.
 — Zmienię czas by z tobą być — zacisnęła delikatnie pościel w swoje dłonie i zasnęła.

(***)

   Hermionę obudził niesamowity ból w dolnej części ciała. Odkryła kołdrę i z przerażeniem stwierdziła, że miejsce, w którym śpi jest mokre. Tom w dalszym ciągu nie pojawił się w domu. Spanikowała.
 — Błagam, wracaj już — mruczała próbując podnieść się z łóżka. Nic z tego. Ból sparaliżował jej nogi. Nie była w stanie sama unieść się z miejsca.
 — Wróciłem — usłyszała tuż za sobą.
 — Co jest do cholery? — zaraz potem tylko krzyk chłopaka zabębnił jej w uszach. Spojrzała na niego żałośnie i siląc się na żart pokazała na swój brzuch.
 — Chyba rodzę — stwierdziła.
 — Chyba? Zbieraj manatki, deportujemy się prosto do Munga i nie mów mi, że dasz radę sama iść bo Ci w to nie uwierzę. Wyjść na kilka godzin, a Ty rodzisz. Nie powinienem Cię zostawiać nawet na pięć minut bo to już przechodzi ludzkie pojęcie — narzekał biorąc swoją narzeczoną na ręce. Dziewczyna zaśmiała się.
 — Tak proszę pana, będę grzeczna — deportował się. Wiedział, że zaraz zajmą się nią specjaliści, ale przed kilka minut miał w oczach łzy, które spływały po policzkach. Nieświadomy swoich reakcji, biegł przed siebie.
 — Ona rodzi — wpadł do środka. Zaraz potem pojawi się medycy, które przygotowali dziewczynę do samego porodu.
 — Nie idź — zdążyła warknąć w jego stronę.
 — Nie zamierzam Cię słuchać. To jest też moje dziecko i mam zamiar być przy jego narodzinach — tupnął nogą i wszedł z dziewczyną na salę. Oślepiła go mocna lampa.
 — Proszę oprzeć nogi, o tak, tutaj — poleciła kobieta, która spojrzała na młodego chłopaka z powątpiewaniem. Nie wiedział dlaczego aż do czasu gdy usłyszał pierwszy krzyk Hermiony. Zrobił się zielony na twarz.
 — Proszę złapać ją za rękę — polecił mężczyzna w średnim wieku. Wykonał polecenie mimo tego, że myślenie przychodziło mu z trudnością. Ściskał ją mocno.
 — Proszę przeć — kolejne polecenie dla Hermiony. Jeszcze kilka razy zabrzmiało w jego uszach to polecenie, działał jak robot. Krzyk, małego dziecka, który rozszedł się po pomieszczeniu, przywrócił go do rzeczywistości.
 — Ma pan syna, gratulację
 — Syna…. — nic więcej nie pamiętał gdyż upadł na posadzkę i stracił przytomność. Podobno mężczyźni nie są stanie znieść porodu kobiet, dla których jest to naturalna kolej rzeczy. Tom Riddle spoczywał teraz na podłodze, a na świat przyszedł jego pierworodny syn, jedyny, poza nim, dziedzic Slytherina. Jedyne dziecko, które będzie tak szczęśliwe jak nikt inny, mając takich rodziców, trudno się dziwić. Hermiona została przewieziona z synem do sali, gdzie mogła na spokojnie zająć się malcem, a Tom wreszcie odzyskiwał powoli przytomność. Ich przygoda dopiero się zaczynała.


37 komentarzy:

  1. Tylee na niego czekałam :D i się doczekałam. Jak zwykle fabuła genialna! Jednak przydałoby się poprawić parę małych błędów ;)
    Jeszcze tego nie pisałam, ale jestem pod wrażeniem samego pomysłu. Za to w poprzednich komentarzach pisałam jaki Riddle jest genialny, ale on jest taaaki idealny <3 xd. Uwielbiam go w twoim ff C: Życzę miłego dnia i zapraszam do mnie :D (ostatnio ponownie betowane):
    http://whoami-dramione.blogspot.com/?view=classic

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wreszcie, wiem, że mam problem z terminami ale postaram się ich teraz dotrzymać.

      Usuń
    2. Nie martw się i tak ci dobrze idzie, skoro prowadzisz tyle blogów. Serio jestem pod wrażeniem :D

      Usuń
    3. Dzięki :D po zakończeniu Tomione poprowadzę wszystkie blogi do końca. Nie będzie to raczej trudne.

      Usuń
  2. Ha! Wiedziałam, że to będzie chłopak xd Lord Voldemort na podłodze, powinni zekranizować twoje opowiadanie, z chęcią bym tą scene zobaczyła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, dziękuje. Jakoś na ekranizację nie liczę xD

      Usuń
    2. Ja ją bym odtwarzała codziennie przed snem. :D Czytam już drugi raz. :D

      Usuń
  3. Genialne! Tom ma syna, a nie córkę jak to w większości opowiadań bywa :) Czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój wydarzeń.
    Życzę weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam o córce jednakże stwierdziłam, że syn będzie bardziej pasował. Dziedzic Slytherina, lepiej brzmi niż dziedziczka :D

      Usuń
  4. Cudowne <3 Kocham to ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Chłopczyk! Tak czułam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zawiodłaś się mam nadzieję :D

      Usuń
    2. Bardzo się cieszę ;) Kiedyś napisałam, że to pewnie będzie chłopak, bo "dziedzic" ^^ Moja złota intuicja XD

      Usuń
  6. Tyle czekania, a tu Tomuś odleciał :v Jest genialnie, a z tą boją było trafione :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowna scena jak Tom odleciał. Uśmiałam się na tym ♡

    OdpowiedzUsuń
  8. Zajebiste *.*
    Pięknie piszesz!

    Pozdrawiam i Obserwuję
    invicible-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Mmmm piękne :) bardzo się z tego cieszę ^^ ciekawe co będzie teraz :D

    OdpowiedzUsuń
  10. A jednak syn. W sumie to lepiej, Voldemort już ma wystarczająco dużo córek na różnych blogaskach ;).
    Świetna scena z tym odlatywaniem :D
    Czekam na kontynuację ;)
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postać syna bardziej mi pasuje. W końcu, dziedzic Slytherina musi być :D

      Usuń
  11. Koniec nie ubłagalnie nadchodzi.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jej, nowy rozdział !!!!!!!
    Najbardziej mnie rozwalił moment gdy wchodzili po schodach xD
    Tom zawsze taki odważny a tu padł przy porodzie :D
    Czekam na następny rozdział ;) :) ;)
    ~Sandra

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem ciekawa jak będzie miał synek na imię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Imię już mam, gdyż zaczęłam pisać rozdział 27. Zapewne jutro go publikuje bo taki jest przynajmniej termin dodania D:

      Usuń
    2. Wspaniałe! Czekam na kolejne rozdziały. Mam nadzieję że Hermiona i Tom będą ze sobą albo w przeszłości lub przyszłości czyli czasach dziewczyny. Cudowne!

      Usuń
    3. Możliwe ale na razie nic nie powiem c:

      Usuń
  14. Kamana, jesteś mistrzynią :") ♡

    OdpowiedzUsuń

Informacje

 photo Intro 1.gif
Opowiadanie „Zmienię czas, by z tobą być” zostało zakończone.
Rozdziały 1-8 zbetowała Raving. Rozdziały kolejne w trakcie korekty Aleksa.
Szablon wykonała Kamana.