Witajcie kochani. Mam nadzieję, że docenicie, że tak szybko (wcale nie ale jednak) pojawił się następny post. Trochę mam pracy, jest ciężko ale jak mówi Bob Budowniczy: damy radę. Zapraszam więc na kolejny rozdział mojego Tomione.
Rozdział 5
Powoli nie mogła już wytrzymać. Od tego incydentu z Tomem nie mogła się do niego zbliżyć nawet na milimetr. Może trochę przesadzała. Fakt, razem patrolowali korytarze co drugą noc, ale nie odzywał się do niej ani słowem. Milczał niczym zaklęty. Musiała się skupić, przecież planu nie zrealizuje się od tak. Postanowiła, że następnego dnia postara się z nim porozmawiać.
Rozmowa mogła być kluczem do realizacji misji, która była tak ważna dla świata czarodziei. Musi podjąć ryzyko, przecież to nic złego. Jeśli umrze tutaj, nikt nawet nie dowie się o jej istnieniu, tak… To było coś, co swego rodzaju ją przerażało, ale i przyprawiało o poczucie bezpieczeństwa. Nigdy nie będzie z zaborczym Ronem, przyszłym gwałcicielem. Tak. To była jednak ciekawa perspektywa.
(***)
Wstała z łóżka ledwo żywa. Nie wiedziała, dlaczego przez całą noc dręczyły ją koszmary, zwłaszcza niebieskie oczy jej byłego chłopaka. Budziła się co godzinę zlana potem. Straszna gęsia skórka towarzyszyła jej przez cały sen. To nie może być tak… Ona nie może się go bać. Nie boi się Riddle'a, a on podobno jest tym złym. Ale czy teraz? Mimo wszystko był uroczy w stosunku do kolegów ze swojego domu, do profesorów, dyrektora… Wszystko było takie piękne z zewnątrz, ale to tylko maska. Gdzieś głębiej krył się już ten prawdziwy Tom, Lord Voldemort.
Ale czy to jest prawdą? Czy ten przystojny, inteligentny chłopak zostanie największym złem całego świata? Niby dlaczego? Mógł mieć wszystko, inną drogą, a wybrał tylko śmierć niewinnych ludzi, którzy tracili swoje życie za niespełnione marzenia małego chłopca, który dorastał w sierocińcu.
Współczuła mu i chciała pomóc. To było głupie. Jej umysł zasłoniła mgła, to jego sprawa. Musiała się z niej otrząsnąć i to jak najszybciej. On zasługiwał na razie na jej pogardę. Tak. To jedyne, co mogła mu od siebie dać.
— Wstajemy, Hermiona! — krzyknęła koleżanka z pokoju.
Dziewczyna niechętnie podniosła się ze swojego łóżka z kolumienkami. Spojrzała badawczo na pokój. Powinna trochę posprzątać, pouczyć się. Chwila, moment. Co ona plecie? Przecież wszystko, czego w tej chwili się uczyła, już dawno przerabiała. Zostawały tylko prace domowe, ale to szło jej jak zawsze bardzo szybko. Wszystkie materiały miała w jednym, najmniejszym paluszku. Spuściła nogi na posadzkę wyłożoną dywanem.
— No, rusz się — rzuciła znowu jej znajoma.
Szybko udała się w stronę łazienki, obmyła swoją zmęczoną twarz. Powoli zbierała się do kupy, nie mogła tak wyglądać. Umyła zęby, ubrała się. Nałożyła lekki makijaż. Postanowiła, że tym razem nie będzie tą szarą myszką. Wprawdzie inteligentną, ale… To była już zupełnie inna Granger.
Ta Hermiona chciała być kimś. Kimś, kogo będzie się pamiętać. Przysięgła sobie, że aby stać się kobietą, musi również wyglądać zachęcająco. Wyszła z pomieszczenia i przyjrzała się uważnie swoim współlokatorkom. Był już październik, na dworze robiło się zimniej, a młode kobiety zawzięcie o czymś dyskutowały. Nie chciała im przeszkadzać, ale została wciągnięta do rozmowy, czy tego chciała, czy nie.
— Masz już sukienkę? — To pytanie było niemniej dziwne.
Spojrzała na nie, jak na dwie idiotki. Dziewczyny wyglądały na zaskoczone jej reakcją.
— Nie masz sukienki? — zapytała Walpurgia.
Brązowooka pokręciła głową. Westchnęły.
— Może jednak przejrzysz swoją torbę? — Dobrze wiedziały, że dziewczyna nie ma kufra tylko torbę.
Równie dobrze wiedziały, że znajdowało się w niej wiele ciekawych rzeczy.
— Masz rację — powiedziała do koleżanki.
Zajrzała pod łóżko i wyjęła zawiniątko. Ręką pogrzebała w środku. To na nic. Za dużo jest tutaj rzeczy. Wzięła z szafki nocnej różdżkę.
— Accio suknia! — powiedziała.
Niespodziewanie puściła z rąk przedmiot. Niebezpiecznie zaczął dygotać. Nagle z jego wnętrza wyleciał czarny materiał i upadł na jej kolana. Przyjrzała mu się uważnie. Wstała, trzymając sukienkę w dłoniach. Oblała się rumieńcem, gdy zobaczyła, jak ona wygląda.
— O kurcze, cudowna! — krzyknęła panna Black.
Druga również była pod wrażeniem. Czarna sukienka bez pleców. Z przodu był duży dekolt. Sięgała przed kolana. I jak niby ona miała w tym wystąpić, chwileczkę, i gdzie wystąpić? Spojrzała pytająco na dziewczyny. W mig pojęły, o co jej chodzi.
— Jest bal w Noc Duchów, myślałyśmy, że wiesz. — Westchnęła.
To pięknie urządziło ją ministerstwo. Jeśli tak wystąpi przed wszystkimi, to już nie będzie miała życia. Trudno, raz się żyje. Może wtedy uda się jej jakoś Toma zachęcić do współpracy? Jednak nie wszystko stracone.
— Nie, nie wiedziałam — I to wcale nie oznaczało, że była tym zmartwiona.
Wszystko mogło dzięki temu lepiej się potoczyć. Uśmiechnęła się szeroko. Wyszła z dormitorium zostawiając obie kobiety.
— Myślisz, że ktoś ją zaprosi? — zapytała pierwsza z nich.
Druga widocznie zirytowała się tym pytaniem. Podeszła blisko swojej przyjaciółki i spojrzała na nią.
— Ślepa chyba jesteś, kobieto. Nie widzisz tego, ale ja owszem. Orion nawet widzi jego kolegów, nadmiernie śliniących się za nią. Faktycznie jest inteligentna, to razi w oczy, ale dodatkowo jest prawdziwą, arogancką, chamską Ślizgonką. Powoli staje się sławna w szkole, jest odważna. Widziałaś, jak potraktowała tę jedną szlamę? Jest jedną z nas — wyrzuciła z siebie szybko i spojrzała przed okno.
Faktycznie. Każda dziewczyna mogła być teraz o nią zazdrosna, ponieważ Hermiona Granger mogła mieć każdego, no może nie każdego. Tom Riddle nigdy nie ulegnie, bo on nie chce żadnej.
Szła przed siebie z kupą papierów w rękach, z książkami. Biblioteka była oazą spokoju i jednocześnie miejscem, w którym czuła się najlepiej. Tutaj mogła spokojnie pomyśleć. Nie spodziewała się jednak, że dzisiaj będzie panował tam tłok. I faktycznie. Było sporo ludzi.
Przemieszczali się, pisali wypracowania. Usiadła na wolnym krześle. Zaczęła pisać swój esej. Zostało jej już ostatni, niedokończony. Wczoraj usnęła, co uważała za karygodne. Im szybciej skończy, tym więcej czasu będzie miała na Toma. Musiała.
Skrobała na papierze swoim piórem w taki tempie, że osoby siedzące obok niej przyglądały się z zaciekawieniem Była naprawdę ciekawą osobistością. I to jej przyjęcie do szkoły... Zadziwiające. Była w najstarszej klasie w Slytherinie. Naprawdę interesująca osoba. Na dodatek taka, która wokół siebie roztaczała niesamowicie przyjazną aurę. Była zupełnie nie podobna do swoich kolegów z domu.
Inna… Jednak… Gdy pierwszego dnia już pogoniła jakiegoś ucznia, wtedy zaczęli się jej obawiać. Może wcale nie była taka, jak oni? Zwykli mugolscy uczniowie, w których ukazał się czarodziejski talent?
Może… Kto wie. Nikt się do niej nie odzywał, wszyscy byli zafascynowani jej zapałem i inteligencją. Była z tego znana. Najlepsza uczennica w szkole, no może poza Tomem Riddlem, który również pochodził z jej domu. Ta dwójka widywana była razem podczas nocnych patroli. Osobno wytwarzali obok siebie różne aury, razem byli jak ogień i woda, mimo tylu podobieństw. Diabelsko inteligentni, dobrze wyglądali i to spojrzenie w ich oczach. Oboje mieli jakiś wielki cel, o którym wiedzieli tylko oni sami. Taka dwójka… Cudowna, ale zaiste przerażająca.
— Co się patrzycie? — zapytała.
Nikt nie odpowiedział. Tego się spodziewała. Widziała, że się jej przypatrują. Było to denerwujące, bardzo. Dlaczego akurat ona musiała wtapiać się w Ślizgonów? Przecież to jest… Straszne.
Chciała znowu być Gryffonem, dobrym i odważnym. Zupełnie innym niż ci, z którymi teraz egzystowała. U nich liczyły się pieniądze i pozycja. Nie wiedziała tylko, jakim cudem Tom stał się tak popularny, był inny niż oni. Wszystko jednak tłumaczyło jego pochodzenie od samego Salazara.
Był taki jak on, zwyciężał zawsze tam, gdzie się znalazł, uważał się za mądrzejszego od wszystkich. I może by tak było, gdyby nie ona. Podbijała jego autorytet u wszystkich, co niezwykłe go wkurzało. Uśmiechnęła się myśląc o tym. Naprawdę musiał jej nie lubić. Ale co z tego? Ona miała coś ważniejszego do roboty.
— Tom? — zapytał kolega siedzący obok niego.
Siedział nieobecny i wpatrywał się w ścianę. Otrząsnął się z amoku i spojrzał na osobę, która przed chwilą przywróciła go do świata rzeczywistego. Nie lubił go, ale musiał przecież z kimś od czasu do czasu porozmawiać. Taka rola naszego przetrwania, żeby nie zwariować, będziemy rozmawiać i zadawać się z tymi osobami, których nawet nie lubimy.
— Tak? — Nie chciał być nieuprzejmy, ale przerwał mu naprawdę głęboką myśl, która zaprzątała mu głowę od kilkunastu dni.
Hermiona Granger, ona… Widziała znak Slytherina w łazience, na kranie. Było to zadziwiające. Podeszła do niego tak jakby od zawsze wiedziała gdzie jest, a jeśli ona wie… A jeśli wie o Komnacie? Nie, to niemożliwe. Wprawdzie była o niej legenda, ale nikt nie potrafił jej odnaleźć, jemu samemu zajęło to kilka dobrych lat, a teraz wreszcie mógł pławić się w swoim zwycięstwie.
— Powinieneś iść. — Orion Black.
Bardzo dobrze sytuowany chłopak z czystokrwistej rodziny. Mógł być dla niego bardzo przydatny. Dlaczego? Szukał zwolenników, tutaj w szkole miał już kilku, jednak oni dalej byli na etapie wielbienia jego, jako osoby Toma Riddle'a, a nie postaci, którą miał się stać.
Tak. Chciał przybrać inne imię, nie posiadać już brzemienia tego plugawego mugola, który go spłodził. Poczuł ukłucie złości, nienawidził go tak, jak nienawidził tego, że posiada jego imię, a co najgorsze - nazwisko.
Jedyną pozostałością po rodzie jego matki było jego drugie imię. Marvolo. Imię jego dziadka, który… Był głupcem, nędznikiem. Postanowił, że odbuduje swój ród, tak. Przywróci nazwisku chwałę i uwielbienie, ale innemu niż swoje własne. Tom Marvolo Riddle odpływał w przeszłość, choć jeszcze nie do końca, ale jednak. W lipcu przyjmie już inną nazwę, Lord Voldemort.
— Dzisiaj nie mam patrolu — odpowiedział po dłuższej chwili.
Dzisiaj była sobota, na całe szczęście, więc nie miał tego obowiązku. Nie mógł na nią patrzeć, trochę obawiał się jej towarzystwa. Kto wie, jakie jeszcze tajemnice skrywa ta mała osóbka? Kto wie…
— Ach, tak — Młodszy od niego chłopak wstał jednak z kanapy i poszedł w stronę schodów.
Starszy z nich spojrzał na niego pytająco.
Brązowooka pokręciła głową. Westchnęły.
— Może jednak przejrzysz swoją torbę? — Dobrze wiedziały, że dziewczyna nie ma kufra tylko torbę.
Równie dobrze wiedziały, że znajdowało się w niej wiele ciekawych rzeczy.
— Masz rację — powiedziała do koleżanki.
Zajrzała pod łóżko i wyjęła zawiniątko. Ręką pogrzebała w środku. To na nic. Za dużo jest tutaj rzeczy. Wzięła z szafki nocnej różdżkę.
— Accio suknia! — powiedziała.
Niespodziewanie puściła z rąk przedmiot. Niebezpiecznie zaczął dygotać. Nagle z jego wnętrza wyleciał czarny materiał i upadł na jej kolana. Przyjrzała mu się uważnie. Wstała, trzymając sukienkę w dłoniach. Oblała się rumieńcem, gdy zobaczyła, jak ona wygląda.
— O kurcze, cudowna! — krzyknęła panna Black.
Druga również była pod wrażeniem. Czarna sukienka bez pleców. Z przodu był duży dekolt. Sięgała przed kolana. I jak niby ona miała w tym wystąpić, chwileczkę, i gdzie wystąpić? Spojrzała pytająco na dziewczyny. W mig pojęły, o co jej chodzi.
— Jest bal w Noc Duchów, myślałyśmy, że wiesz. — Westchnęła.
To pięknie urządziło ją ministerstwo. Jeśli tak wystąpi przed wszystkimi, to już nie będzie miała życia. Trudno, raz się żyje. Może wtedy uda się jej jakoś Toma zachęcić do współpracy? Jednak nie wszystko stracone.
— Nie, nie wiedziałam — I to wcale nie oznaczało, że była tym zmartwiona.
Wszystko mogło dzięki temu lepiej się potoczyć. Uśmiechnęła się szeroko. Wyszła z dormitorium zostawiając obie kobiety.
— Myślisz, że ktoś ją zaprosi? — zapytała pierwsza z nich.
Druga widocznie zirytowała się tym pytaniem. Podeszła blisko swojej przyjaciółki i spojrzała na nią.
— Ślepa chyba jesteś, kobieto. Nie widzisz tego, ale ja owszem. Orion nawet widzi jego kolegów, nadmiernie śliniących się za nią. Faktycznie jest inteligentna, to razi w oczy, ale dodatkowo jest prawdziwą, arogancką, chamską Ślizgonką. Powoli staje się sławna w szkole, jest odważna. Widziałaś, jak potraktowała tę jedną szlamę? Jest jedną z nas — wyrzuciła z siebie szybko i spojrzała przed okno.
Faktycznie. Każda dziewczyna mogła być teraz o nią zazdrosna, ponieważ Hermiona Granger mogła mieć każdego, no może nie każdego. Tom Riddle nigdy nie ulegnie, bo on nie chce żadnej.
(***)
Szła przed siebie z kupą papierów w rękach, z książkami. Biblioteka była oazą spokoju i jednocześnie miejscem, w którym czuła się najlepiej. Tutaj mogła spokojnie pomyśleć. Nie spodziewała się jednak, że dzisiaj będzie panował tam tłok. I faktycznie. Było sporo ludzi.
Przemieszczali się, pisali wypracowania. Usiadła na wolnym krześle. Zaczęła pisać swój esej. Zostało jej już ostatni, niedokończony. Wczoraj usnęła, co uważała za karygodne. Im szybciej skończy, tym więcej czasu będzie miała na Toma. Musiała.
Skrobała na papierze swoim piórem w taki tempie, że osoby siedzące obok niej przyglądały się z zaciekawieniem Była naprawdę ciekawą osobistością. I to jej przyjęcie do szkoły... Zadziwiające. Była w najstarszej klasie w Slytherinie. Naprawdę interesująca osoba. Na dodatek taka, która wokół siebie roztaczała niesamowicie przyjazną aurę. Była zupełnie nie podobna do swoich kolegów z domu.
Inna… Jednak… Gdy pierwszego dnia już pogoniła jakiegoś ucznia, wtedy zaczęli się jej obawiać. Może wcale nie była taka, jak oni? Zwykli mugolscy uczniowie, w których ukazał się czarodziejski talent?
Może… Kto wie. Nikt się do niej nie odzywał, wszyscy byli zafascynowani jej zapałem i inteligencją. Była z tego znana. Najlepsza uczennica w szkole, no może poza Tomem Riddlem, który również pochodził z jej domu. Ta dwójka widywana była razem podczas nocnych patroli. Osobno wytwarzali obok siebie różne aury, razem byli jak ogień i woda, mimo tylu podobieństw. Diabelsko inteligentni, dobrze wyglądali i to spojrzenie w ich oczach. Oboje mieli jakiś wielki cel, o którym wiedzieli tylko oni sami. Taka dwójka… Cudowna, ale zaiste przerażająca.
— Co się patrzycie? — zapytała.
Nikt nie odpowiedział. Tego się spodziewała. Widziała, że się jej przypatrują. Było to denerwujące, bardzo. Dlaczego akurat ona musiała wtapiać się w Ślizgonów? Przecież to jest… Straszne.
Chciała znowu być Gryffonem, dobrym i odważnym. Zupełnie innym niż ci, z którymi teraz egzystowała. U nich liczyły się pieniądze i pozycja. Nie wiedziała tylko, jakim cudem Tom stał się tak popularny, był inny niż oni. Wszystko jednak tłumaczyło jego pochodzenie od samego Salazara.
Był taki jak on, zwyciężał zawsze tam, gdzie się znalazł, uważał się za mądrzejszego od wszystkich. I może by tak było, gdyby nie ona. Podbijała jego autorytet u wszystkich, co niezwykłe go wkurzało. Uśmiechnęła się myśląc o tym. Naprawdę musiał jej nie lubić. Ale co z tego? Ona miała coś ważniejszego do roboty.
(***)
— Tom? — zapytał kolega siedzący obok niego.
Siedział nieobecny i wpatrywał się w ścianę. Otrząsnął się z amoku i spojrzał na osobę, która przed chwilą przywróciła go do świata rzeczywistego. Nie lubił go, ale musiał przecież z kimś od czasu do czasu porozmawiać. Taka rola naszego przetrwania, żeby nie zwariować, będziemy rozmawiać i zadawać się z tymi osobami, których nawet nie lubimy.
— Tak? — Nie chciał być nieuprzejmy, ale przerwał mu naprawdę głęboką myśl, która zaprzątała mu głowę od kilkunastu dni.
Hermiona Granger, ona… Widziała znak Slytherina w łazience, na kranie. Było to zadziwiające. Podeszła do niego tak jakby od zawsze wiedziała gdzie jest, a jeśli ona wie… A jeśli wie o Komnacie? Nie, to niemożliwe. Wprawdzie była o niej legenda, ale nikt nie potrafił jej odnaleźć, jemu samemu zajęło to kilka dobrych lat, a teraz wreszcie mógł pławić się w swoim zwycięstwie.
— Powinieneś iść. — Orion Black.
Bardzo dobrze sytuowany chłopak z czystokrwistej rodziny. Mógł być dla niego bardzo przydatny. Dlaczego? Szukał zwolenników, tutaj w szkole miał już kilku, jednak oni dalej byli na etapie wielbienia jego, jako osoby Toma Riddle'a, a nie postaci, którą miał się stać.
Tak. Chciał przybrać inne imię, nie posiadać już brzemienia tego plugawego mugola, który go spłodził. Poczuł ukłucie złości, nienawidził go tak, jak nienawidził tego, że posiada jego imię, a co najgorsze - nazwisko.
Jedyną pozostałością po rodzie jego matki było jego drugie imię. Marvolo. Imię jego dziadka, który… Był głupcem, nędznikiem. Postanowił, że odbuduje swój ród, tak. Przywróci nazwisku chwałę i uwielbienie, ale innemu niż swoje własne. Tom Marvolo Riddle odpływał w przeszłość, choć jeszcze nie do końca, ale jednak. W lipcu przyjmie już inną nazwę, Lord Voldemort.
— Dzisiaj nie mam patrolu — odpowiedział po dłuższej chwili.
Dzisiaj była sobota, na całe szczęście, więc nie miał tego obowiązku. Nie mógł na nią patrzeć, trochę obawiał się jej towarzystwa. Kto wie, jakie jeszcze tajemnice skrywa ta mała osóbka? Kto wie…
— Ach, tak — Młodszy od niego chłopak wstał jednak z kanapy i poszedł w stronę schodów.
Starszy z nich spojrzał na niego pytająco.
— Idę do swojej dziewczyny. — No tak.
Narzeczeństwo w takich rodach było szybkie. Już jako płody mogli się spodziewać, że poznają swoją drugą połówkę. Wychowywali się razem i jednocześnie przyzwyczajali do siebie, przecież będą musieli spędzić ze sobą resztę życia.
Ale co to za życie, gdy ciągle jest się uwiązanym? Nijakie. On sam nie rozumiał tej miłości, nie ciągnęło go do kontaktów i ekscesów z kobietami. Były mu obojętne. A szczerze powiedziawszy na żadną nie zwrócił większej uwagi. Oczywiście do czasu.
Teraz pojawiła się ona i mimowolnie poświęcał jej wiele czasu, tylko w myślach, ale jednak. Była piękna, wiele osób się za nią oglądało, inteligentna – to akurat przyprawiało go o furię, ale zawsze… Była kimś więcej, niż tylko kobietą. Wiedziała coś, czego on nie wie i za wszelką cenę musiał się tego dowiedzieć. Zapomniał zupełnie o Orionie, który zniknął już zapewne w namiętnych objęciach swojej dziewczyny. Musi się zaprzyjaźnić z Granger, aby wydobyć z niej informację.
Wykończona wracała do pokoju wspólnego. Potem od razu schodami do pokoju. Otworzyła drzwi i zarumieniona zamknęła je. W środku zastała dobrze jej znaną z takich sytuacji parę. Wolała tam nie wchodzić ponownie, ale usłyszała tylko głos dziewczyny.
— Wejdź, już jest okej. — Powoli otworzyła drzwi.
Zobaczyła, że leżą przykryci kołdrą. Odetchnęła z ulgą. Nie chciała już nigdy więcej natknąć się na nich, gdy uprawiali seks, to było straszne dla jej dziewiczych oczu. Rzuciła tylko swoje rzeczy, zgarnęła sweter i wyszła.
— Nie będzie mnie przez całą noc — rzuciła do nich tylko.
Widocznie się ucieszyli i wrócili do swojego zajęcia, zanim drzwi trzasnęły. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić, jednak… Zawsze miała przy sobie mapę Hogwartu. Otworzyła ją. Dochodziła godzina dwudziesta druga, a ona gdzieś musiała przenocować.
— Uroczyście przysięgam, że knuje coś niedobrego — stuknęła różdżką w papier.
Uśmiechnęła się. Wszystko widoczne jak na dłoni, poszukała Toma. Znalazła go w gabinecie Dippetta. W takim razie jej nie znajdzie. Wzrok dziewczyny poleciał na korytarz na siódmym piętrze i… Przypomniała sobie coś.
Jak najszybciej zebrała się i popędziła do miejsca, gdzie znajdował się Pokój Życzeń. To tutaj mieli zajęcia GD, przepraszam, będą mieć. Zapomniała, że jest w przeszłości. Stanęła przed ścianą, zamknęła oczy. Pomyślała, czego bardzo pragnie. Pokoju z łazienką, szampana i trochę jedzenia. Pomyślała także o miejscu, z którego może to wszystko wziąć. Może zadziała.
Jak zaczarowana zobaczyła przed sobą drzwi, a obok lewitujące jedzenie z alkoholem. Uśmiechnęła się pod nosem, otworzyła drzwi. Jej oczom ukazał się pokój w jasnej kolorystyce, obok znajdowały się drzwi do łazienki. Już widziała tę wielką wannę w środku. Drzwi zamknęły się za nią, a ona jak w amoku zrzuciła z siebie ubranie. Spodnie, bluzka, bielizna leżały już na podłodze, a ona wchodziła do wanny. Różdżką przywołała do siebie butelkę szampana.
Zanurzyła się w gorącej wodzie i westchnęła. Tego było jej trzeba, tego pragnęła. Nie mogła się od pewnego czasu zrelaksować. Była taka zagubiona w tym nowym świecie, potrzebowała się wyrwać z tego. Udało się.
Zupełnie zapomniała o tym pomieszczeniu, a teraz… Miała to, co chciała. Oazę spokoju i wreszcie mogła spokojnie pomyśleć o nim. Odkorkowała trunek i łyknęła zdrowo. Poczuła, że ogarnia ją otępienie umysłu. Tak, to piękne uczucie. Ostatnie tygodnie razem z Ronem właśnie tak spędzała. Pijąc samotnie. To był jedyny sposób, żeby uciec od niego. Z resztą on do domu wracał w nie lepszym stanie.
Teraz samotna, bez obowiązku oraz bez jego natręctwa czuła się swobodnie i dobrze. Naprawdę dobrze, a na dodatek w swojej własnej skórze. Kolejne łyki alkoholu sprawiały, że odpływała coraz bardziej. Niedługo po tym wyszła z wanny. Gorąca woda spowodowała tylko jedno, była w ciężkim stanie. Choć to nie było wszystko. Przed nią stała jeszcze Ognista Whisky. Czemu nie — pomyślała. I tak nikogo tutaj nie ma i nikt jej nie zobaczy.
— Mogę pić, ile chce! — krzyknęła.
Faktycznie, mogła, ale czy tyle, ile chce? Na pewno nie. Po jakimś czasie nie była już w stanie. Opadła z sił i wyczerpania, Ognista też zrobiła swoje. Usnęła na kanapie z kieliszkiem w ręku. Po jakimś czasie wyślizgnął się z jej dłoni i upadł na podłogę, rozbijają się w drobny mak. Ona nie była nawet w stanie się podnieść. Zasnęła. Nie wiedziała, że ktoś jednak będzie jej szukał, bo bardzo zależy mu na jej informacjach, no, może nie tylko na nich.
Szukał jej już dobrą godzinę, gdy postanowił wrócić do pokoju wspólnego. Nie dość, że była irytująca, to dodatkowo bywała chyba niewidzialna. Gdziekolwiek był, jej nie było. Gdy zaszedł do biblioteki, zobaczył tam jednego ze Ślizgonów z młodszego rocznika. Podszedł do niego, oparł się o stół. Spojrzał na niego, jak na wielką sklątkę.
— Widziałeś Granger? — Wszyscy wiedzieli o kogo chodzi.
Bo przecież kto jej nie znał? Od samego początku była interesująca.
— Siedziała tutaj jeszcze pięć minut temu — powiedział przestraszonym głosem mały chłopiec.
Westchnął. Czyli jednak cały czas tutaj była, a on, idiota, szukał jej po całym zamku. Zmrużył oczy.
— A gdzie teraz jest? — Ton jego głosu był łagodny, jednak wiedział, że ten maluch i tak, i tak się go boi.
Bo jak tu się nie bać?
— Poszła chyba do pokoju — odparł.
Starał się za wszelką cenę skupić na wypracowaniu. Zostało mu niecałe dziesięć minut do godziny policyjnej, więc chciał je skończyć. Riddle zamyślił się. To skubana dziewucha. Odszedł kilka kroków od młodzieńca.
— Wracaj do Ślizgonów — nakazał.
Chłopak pospiesznie spakował swoje rzeczy i wybiegł z biblioteki. Tom spojrzał przed siebie. Był bardzo ciekawy, co teraz robi młoda czarownica. Powoli poszedł za smarkaczem. Była już godzina zero. Wszedł przez drzwi, zobaczył, że w salonie nie było już nikogo. Musiał w takim razie pójść do jej pokoju. Wchodził po schodach dość szybko, nie zapukał nawet. Otworzył drzwi z biegu i to, co zobaczył, napełniło go odrazą. Od razu przypomniał sobie, że Orion poszedł do swojej dziewczyny. Kobieta leżała na nim i lizała jego sutki.
— Ubierzcie się z łaski swojej — powiedział do nich.
Posłusznie nakryli się kołdrą. Puścił ten widok mimo oczu. Wydali mu się obleśni, z resztą nie tylko jemu. Dobrze, że nie widział reakcji Hermiony, bo zapewne zaśmiałby się z tego. Podszedł do jej łóżka, odsunął kotary, ale nikogo tam nie było. Odwrócił się w stronę kochanków.
— Gdzie Granger? — zapytał beznamiętnym tonem.
Oboje spojrzeli na niego jak na wariata. Pięknie, jeszcze tego brakowało, żeby ta dwójka tam na niego patrzyła.
— Nie ma jej, wyszła niedawno. Powiedziała, że dzisiaj nie wróci tutaj na noc — odpowiedział mu chłopak.
Jak to nie wróci? Przecież musi wrócić, bo gdzie indziej miałaby spać.
— Aha, dziękuję — ostatnie słowo ledwo przeszło mu przez gardło.
Odwrócił się na pięcie i opuścił pokój. Jeszcze minuta i z całą pewnością zwróciłby kolację. To nie na jego nerwy. Tymczasem za drzwiami tego pokoju słychać było szepty.
— Czemu on jej szuka? — zapytał kobiecy głos.
— Myślę, że coś jest na rzeczy — odparł mężczyzna.
Zamyślili się. Po co dalej ciągnąć temat, skoro teraz mieli ciekawsze rzeczy do roboty? I tak właśnie się stało.
Zdenerwowany szedł przed korytarz. Nie mógł jej znaleźć. Pytał już kilka osób, ale to na nic. Nikt jej nie widział. Wkurzony stanął na korytarzu na siódmym piętrze.
— Gdzie jesteś, do cholery? — powiedział sam do siebie. — Taka niewielka, a tyle z nią problemów.
Mocno się skupił. Myślał tylko, żeby znaleźć tę piekielną Granger i z nią porozmawiać. O czym? O tym, co ona wie, a czego on się nie domyśla. Odwrócił się w stronę ściany i zamarł. Przed nim były drzwi i mógłby powiedzieć, że ich jeszcze chwilę temu nie było. Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem.
Delikatnie pchnął drzwi i wszedł do środku. Do jego nozdrzy od razu doleciał zapach alkoholu, a potem zobaczył ją. Spała na kanapie, a obok niej stała opróżniona Ognista. Przeklął w myślach. Tego mu jeszcze brakowało, żeby coś takiego widzieć.
— Hermiona, obudź się — Dalej spała.
Czuł, że to od niej wali, jak z gorzelni. Zrezygnował z cucenia jej. Zobaczył, że pokój jest całkiem spory. Niechętnie wziął ją na ręce i zaniósł na pobliskie łóżko. Położył ją delikatnie na nim i nakrył kołdrą. Dziewczyna uśmiechnęła się przez sen, co nie umknęło jego oczom.
Narzeczeństwo w takich rodach było szybkie. Już jako płody mogli się spodziewać, że poznają swoją drugą połówkę. Wychowywali się razem i jednocześnie przyzwyczajali do siebie, przecież będą musieli spędzić ze sobą resztę życia.
Ale co to za życie, gdy ciągle jest się uwiązanym? Nijakie. On sam nie rozumiał tej miłości, nie ciągnęło go do kontaktów i ekscesów z kobietami. Były mu obojętne. A szczerze powiedziawszy na żadną nie zwrócił większej uwagi. Oczywiście do czasu.
Teraz pojawiła się ona i mimowolnie poświęcał jej wiele czasu, tylko w myślach, ale jednak. Była piękna, wiele osób się za nią oglądało, inteligentna – to akurat przyprawiało go o furię, ale zawsze… Była kimś więcej, niż tylko kobietą. Wiedziała coś, czego on nie wie i za wszelką cenę musiał się tego dowiedzieć. Zapomniał zupełnie o Orionie, który zniknął już zapewne w namiętnych objęciach swojej dziewczyny. Musi się zaprzyjaźnić z Granger, aby wydobyć z niej informację.
(***)
Wykończona wracała do pokoju wspólnego. Potem od razu schodami do pokoju. Otworzyła drzwi i zarumieniona zamknęła je. W środku zastała dobrze jej znaną z takich sytuacji parę. Wolała tam nie wchodzić ponownie, ale usłyszała tylko głos dziewczyny.
— Wejdź, już jest okej. — Powoli otworzyła drzwi.
Zobaczyła, że leżą przykryci kołdrą. Odetchnęła z ulgą. Nie chciała już nigdy więcej natknąć się na nich, gdy uprawiali seks, to było straszne dla jej dziewiczych oczu. Rzuciła tylko swoje rzeczy, zgarnęła sweter i wyszła.
— Nie będzie mnie przez całą noc — rzuciła do nich tylko.
Widocznie się ucieszyli i wrócili do swojego zajęcia, zanim drzwi trzasnęły. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić, jednak… Zawsze miała przy sobie mapę Hogwartu. Otworzyła ją. Dochodziła godzina dwudziesta druga, a ona gdzieś musiała przenocować.
— Uroczyście przysięgam, że knuje coś niedobrego — stuknęła różdżką w papier.
Uśmiechnęła się. Wszystko widoczne jak na dłoni, poszukała Toma. Znalazła go w gabinecie Dippetta. W takim razie jej nie znajdzie. Wzrok dziewczyny poleciał na korytarz na siódmym piętrze i… Przypomniała sobie coś.
Jak najszybciej zebrała się i popędziła do miejsca, gdzie znajdował się Pokój Życzeń. To tutaj mieli zajęcia GD, przepraszam, będą mieć. Zapomniała, że jest w przeszłości. Stanęła przed ścianą, zamknęła oczy. Pomyślała, czego bardzo pragnie. Pokoju z łazienką, szampana i trochę jedzenia. Pomyślała także o miejscu, z którego może to wszystko wziąć. Może zadziała.
Jak zaczarowana zobaczyła przed sobą drzwi, a obok lewitujące jedzenie z alkoholem. Uśmiechnęła się pod nosem, otworzyła drzwi. Jej oczom ukazał się pokój w jasnej kolorystyce, obok znajdowały się drzwi do łazienki. Już widziała tę wielką wannę w środku. Drzwi zamknęły się za nią, a ona jak w amoku zrzuciła z siebie ubranie. Spodnie, bluzka, bielizna leżały już na podłodze, a ona wchodziła do wanny. Różdżką przywołała do siebie butelkę szampana.
Zanurzyła się w gorącej wodzie i westchnęła. Tego było jej trzeba, tego pragnęła. Nie mogła się od pewnego czasu zrelaksować. Była taka zagubiona w tym nowym świecie, potrzebowała się wyrwać z tego. Udało się.
Zupełnie zapomniała o tym pomieszczeniu, a teraz… Miała to, co chciała. Oazę spokoju i wreszcie mogła spokojnie pomyśleć o nim. Odkorkowała trunek i łyknęła zdrowo. Poczuła, że ogarnia ją otępienie umysłu. Tak, to piękne uczucie. Ostatnie tygodnie razem z Ronem właśnie tak spędzała. Pijąc samotnie. To był jedyny sposób, żeby uciec od niego. Z resztą on do domu wracał w nie lepszym stanie.
Teraz samotna, bez obowiązku oraz bez jego natręctwa czuła się swobodnie i dobrze. Naprawdę dobrze, a na dodatek w swojej własnej skórze. Kolejne łyki alkoholu sprawiały, że odpływała coraz bardziej. Niedługo po tym wyszła z wanny. Gorąca woda spowodowała tylko jedno, była w ciężkim stanie. Choć to nie było wszystko. Przed nią stała jeszcze Ognista Whisky. Czemu nie — pomyślała. I tak nikogo tutaj nie ma i nikt jej nie zobaczy.
— Mogę pić, ile chce! — krzyknęła.
Faktycznie, mogła, ale czy tyle, ile chce? Na pewno nie. Po jakimś czasie nie była już w stanie. Opadła z sił i wyczerpania, Ognista też zrobiła swoje. Usnęła na kanapie z kieliszkiem w ręku. Po jakimś czasie wyślizgnął się z jej dłoni i upadł na podłogę, rozbijają się w drobny mak. Ona nie była nawet w stanie się podnieść. Zasnęła. Nie wiedziała, że ktoś jednak będzie jej szukał, bo bardzo zależy mu na jej informacjach, no, może nie tylko na nich.
(***)
Szukał jej już dobrą godzinę, gdy postanowił wrócić do pokoju wspólnego. Nie dość, że była irytująca, to dodatkowo bywała chyba niewidzialna. Gdziekolwiek był, jej nie było. Gdy zaszedł do biblioteki, zobaczył tam jednego ze Ślizgonów z młodszego rocznika. Podszedł do niego, oparł się o stół. Spojrzał na niego, jak na wielką sklątkę.
— Widziałeś Granger? — Wszyscy wiedzieli o kogo chodzi.
Bo przecież kto jej nie znał? Od samego początku była interesująca.
— Siedziała tutaj jeszcze pięć minut temu — powiedział przestraszonym głosem mały chłopiec.
Westchnął. Czyli jednak cały czas tutaj była, a on, idiota, szukał jej po całym zamku. Zmrużył oczy.
— A gdzie teraz jest? — Ton jego głosu był łagodny, jednak wiedział, że ten maluch i tak, i tak się go boi.
Bo jak tu się nie bać?
— Poszła chyba do pokoju — odparł.
Starał się za wszelką cenę skupić na wypracowaniu. Zostało mu niecałe dziesięć minut do godziny policyjnej, więc chciał je skończyć. Riddle zamyślił się. To skubana dziewucha. Odszedł kilka kroków od młodzieńca.
— Wracaj do Ślizgonów — nakazał.
Chłopak pospiesznie spakował swoje rzeczy i wybiegł z biblioteki. Tom spojrzał przed siebie. Był bardzo ciekawy, co teraz robi młoda czarownica. Powoli poszedł za smarkaczem. Była już godzina zero. Wszedł przez drzwi, zobaczył, że w salonie nie było już nikogo. Musiał w takim razie pójść do jej pokoju. Wchodził po schodach dość szybko, nie zapukał nawet. Otworzył drzwi z biegu i to, co zobaczył, napełniło go odrazą. Od razu przypomniał sobie, że Orion poszedł do swojej dziewczyny. Kobieta leżała na nim i lizała jego sutki.
— Ubierzcie się z łaski swojej — powiedział do nich.
Posłusznie nakryli się kołdrą. Puścił ten widok mimo oczu. Wydali mu się obleśni, z resztą nie tylko jemu. Dobrze, że nie widział reakcji Hermiony, bo zapewne zaśmiałby się z tego. Podszedł do jej łóżka, odsunął kotary, ale nikogo tam nie było. Odwrócił się w stronę kochanków.
— Gdzie Granger? — zapytał beznamiętnym tonem.
Oboje spojrzeli na niego jak na wariata. Pięknie, jeszcze tego brakowało, żeby ta dwójka tam na niego patrzyła.
— Nie ma jej, wyszła niedawno. Powiedziała, że dzisiaj nie wróci tutaj na noc — odpowiedział mu chłopak.
Jak to nie wróci? Przecież musi wrócić, bo gdzie indziej miałaby spać.
— Aha, dziękuję — ostatnie słowo ledwo przeszło mu przez gardło.
Odwrócił się na pięcie i opuścił pokój. Jeszcze minuta i z całą pewnością zwróciłby kolację. To nie na jego nerwy. Tymczasem za drzwiami tego pokoju słychać było szepty.
— Czemu on jej szuka? — zapytał kobiecy głos.
— Myślę, że coś jest na rzeczy — odparł mężczyzna.
Zamyślili się. Po co dalej ciągnąć temat, skoro teraz mieli ciekawsze rzeczy do roboty? I tak właśnie się stało.
(***)
Zdenerwowany szedł przed korytarz. Nie mógł jej znaleźć. Pytał już kilka osób, ale to na nic. Nikt jej nie widział. Wkurzony stanął na korytarzu na siódmym piętrze.
— Gdzie jesteś, do cholery? — powiedział sam do siebie. — Taka niewielka, a tyle z nią problemów.
Mocno się skupił. Myślał tylko, żeby znaleźć tę piekielną Granger i z nią porozmawiać. O czym? O tym, co ona wie, a czego on się nie domyśla. Odwrócił się w stronę ściany i zamarł. Przed nim były drzwi i mógłby powiedzieć, że ich jeszcze chwilę temu nie było. Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem.
Delikatnie pchnął drzwi i wszedł do środku. Do jego nozdrzy od razu doleciał zapach alkoholu, a potem zobaczył ją. Spała na kanapie, a obok niej stała opróżniona Ognista. Przeklął w myślach. Tego mu jeszcze brakowało, żeby coś takiego widzieć.
— Hermiona, obudź się — Dalej spała.
Czuł, że to od niej wali, jak z gorzelni. Zrezygnował z cucenia jej. Zobaczył, że pokój jest całkiem spory. Niechętnie wziął ją na ręce i zaniósł na pobliskie łóżko. Położył ją delikatnie na nim i nakrył kołdrą. Dziewczyna uśmiechnęła się przez sen, co nie umknęło jego oczom.
Miała cudowne, śnieżnobiałe i równe zęby. Jej malinowe usta wyglądały zachęcająco. Nie, wcale nie myślał nad tym, żeby ją pocałować. Wcale nie. Było już późno, dochodziła godzina druga w nocy. To straszne, ale musiał z nią zostać. Ciekawe, co ona zrobi, kiedy go zobaczy.
Mimowolnie zarumienił się. Nie jest taki, nie może... Coś jednak kusiło go, aby dotknąć jej, nawet delikatnie. Nie mógł się opanować. Zobaczył, że jej wargi są lekko rozchylone. Fascynacja, która pożerała go od środka, wygrała.
Mimowolnie zarumienił się. Nie jest taki, nie może... Coś jednak kusiło go, aby dotknąć jej, nawet delikatnie. Nie mógł się opanować. Zobaczył, że jej wargi są lekko rozchylone. Fascynacja, która pożerała go od środka, wygrała.
Delikatnie oparł się na łóżku. Jego dłonie zapadły się w materac. Nachylił się tuż nad nią. Włosy spadły mu na czoło. Patrzył na te wargi, takie znajome, chociaż nigdy ich nie zasmakował. Chwila uniesienia, coraz bliżej. Musnął delikatnie jej usta i szybko się odsunął. To było dziwne, takie inne, niż przez te wszystkie lata sądził. Całować kobietę oznacza chyba coś zupełnie innego, niż myślał. Zrezygnowany poszedł położyć się na kanapę. Dobrze, że jutro była niedziela.
Mamusiu, uwielbiam to! Tatuś jest taki askmjuwvxzghadf "Tomowy", a Hermiona jest fajną babką. Rona nie lubię, więc to dobrze, że go zostawiła i przybyła do tych czasów. Co do rozdziału, to ten pocałunek był taki uroczosłodki, że się rozpływam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, całuję i życzę dużo weny. <3
Tomione Alexis Malfoy Salvatore Riddle
Czemu znowu tak krótko ?! CZUJE NIEDOSYT ! Chociaż trochę mnie udobruchałaś z tym pocałunkiem więc nie będę aż tak bardzo marudzić. Co nie zmienia fakty że teraz będę codziennie po pierdyliard razy sprawdzała czy są nowe notki bo CHCE WIEDZIEĆ JAK NAJSZYBCIEJ CO SIE DALEJ BĘDZIE DZIAŁOOOO...!!!!!!
OdpowiedzUsuńDobrze :P
UsuńKiedy cd?? To jest super *.*
OdpowiedzUsuńNie obiecuje ale w tym tygodniu :)
UsuńTutaj też nie będziesz już pisać? D:
OdpowiedzUsuńPostaram się pisać
Usuńpisz,pisz,pisz,pisz,pisz !!!!!
OdpowiedzUsuńNo piszę przecież xD
UsuńAwwwww... słodki był ten pocałunek *cieszy się jak dziecko*
OdpowiedzUsuń~NaĆpAnA pOtTeReM, tErAz JUż RiDdLeM *.*
Hahaha :D
UsuńTom Tom Tom <3 Mionka się schlała Mionka się schlała Mionka się schlała hahah xD Och ej ja dzisiaj spać nie bd, ja bd czytać i czytać to nic, że już 1:54 ja czytam :3
OdpowiedzUsuńHahahahaha xD
UsuńCzytam to od niedawna, ale umknął ci chyba jeden szczegół... A mianowicie już przy budowaniu Hogwart sprawiono, by chłopcy nie mogli wejść do dormitorium dziewcząt... Ale poza tym ff świetne :)
OdpowiedzUsuńTak było w dormitorium Gryffindoru, jednakże nic nie wiadomo o Slytherinie, tam przecież panował zupełnie inny układ :D
UsuńWowowow! Historia miłosna się rozkręca :D czytam dalej, nie mogę się oderwać :)
OdpowiedzUsuńDziękuje serdecznie za komentarz :)
UsuńOpowiadania fajne, mając coś co wciąga, ale chciałabym się uczepić tylko tego, że jedzenie jest jednym z wyjątków od prawa Gampa tzn że nie może tak znikąd pojawić się w Pokoju Życzeń. Poza tym wszytsko spoko i mega fajnie piszesz. Pozdro.
OdpowiedzUsuńFakt ale jeśli wiadomo skąd je wziąć, wtedy się pojawia :D
UsuńZastanawiałam się nad tym, jak Hermiona się odnosi do tego, że cofnęła się w czasie 61 lat. Tak swoją drogą... To musi być dziwne uczucie, kiedy uświadamiasz sobie, że Twój chłopak, przyjaciele, rodzice, ba, nawet niektórzy nauczyciele jeszcze nie żyją. XD
OdpowiedzUsuńNo tak, Hermiona zyskała "nowe życie" w Hogwarcie, więc nic dziwnego, że postanowiła trochę się zmienić, poznać jakieś nowości... Jednak nadal Hermiona w makijażu jest dla mnie nieco szokującym odkryciem. :D
No tak, baaaal! Coś mi podpowiada, że Hermiona pójdzie na niego z Tomem. A jeśli nawet nie z nim, to jakoś się spikną podczas balangi.
Ten rozdział jest nieco chaotyczny, zbyt dużo tej nerwowej szamotaniny, a ów efekt wzmaga brak akapitów i opisy pisane jednym ciągiem zaraz po dialogach, to naprawdę się ciężko czyta, bo tekst zaczyna się zlewać w całość. Nie wiem, czy inni mają takie problemy, ja jestem dyslektyczką i (choć nigdy błędów nie tłumaczę dysortografią) po dłuższym czytaniu litery zaczynają mi się mieszać, przeskakuję też do innych linijek, przez co muszę się wracać i czytać jakieś fragmenty zdać od nowa. A oddzielanie opisów pomieszczeń od dialogów, opisów emocji, od przemyśleń nie dość, że poprawi estetykę na blogu i ułatwi czytanie, to i rozdziały będą wydawać się dłuższej. :)
Makijaż, chyba byłam w stanie upojenia alkoholowego pisząc to opowiadanie. Nie, to przechodzi ludzkie pojęcie. Źle, bardzo źle!
UsuńAkapity, wszystkie bzdety poprawione.
Dziękuję za rady c: