Podobno im bliżej końca, tym trudniej się skupić na pisaniu bloga. To prawda moi kochani, terminy mnie gryzą, a ja nie mogę się dostatecznie skupić na pisaniu. Nie o to chodzi, że utknęłam. Po prostu, nie mam ochoty kończyć tego opowiadania. Moim zdaniem, to mój najlepszy blog i chciałabym go pisać w nieskończoność. Nie będę przedłużała. Zapraszam na kolejny rozdział.
czytam = obserwuję
czytam = obserwuję
czytam = komentuję
Rozdział 27
Alexander Tom Riddle urodził się drugiego sierpnia tysiąc dziewięćset czterdziestego czwartego roku w Londynie. Kilka dni za wcześnie jednakże to nie miało wielkiego znaczenia. Był zdrowym i pokaźnym noworodkiem, który najbardziej lubił doić swoją matkę.
Tom Riddle gdy tylko otworzył swoje oczy, uświadomił sobie, jak bardzo miękki się stał. Przeklął pod nosem. Nigdy więcej nie pozwoli sobie na taką chwilę słabości, a tym bardziej w obliczu takiego wydarzenia. Na świat przyszło jego dziecko, a on tym czasem postanawia zemdleć. Wstyd pokazać się teraz ludziom, którzy odbierali poród Hermiony.
Delikatnie zmieszany wyszedł z sali. Był jeszcze tak zamroczony, że nie zauważył wystającej framugi drzwi. Potknął się jednakże udało mu się złapać pion.
— Za jakie grzechy — mruknął do siebie będąc już na korytarzu. Rozejrzał się. Skąd wziąć informację gdzie jest dziewczyna?
— Czyżby pan Riddle?
— Zgadza się — odparł. Przed jego oczami pojawiła się młoda kobieta. Była najwyżej z pięć lat starsza od niego. Jej biały fartuch był gdzieniegdzie uwalony krwią. Nie był to przyjemny widok dla kogoś kto przed chwilą stracił przytomność.
— W takim razie za mną. Wszyscy na pana czekają — uśmiechnęła się promiennie. Tom nawet nie odpowiedział tylko podążył za nią. Krok za krokiem czuł, że pot leje mu się coraz bardziej z czoła.
— Nareszcie — krzyk radość zabrzmiał w jego bębenkach. Ku swojemu zdziwieniu odwzajemnił ten radosny ton.
— Cały czas tutaj byłem — powiedział z udawanym żalem w głosie. Walpurgia i Orion Black siedzieli przed drzwiami sali. Jak zdążył wydedukować Riddle, zapewne za drzwiami znajdowała się Hermiona wraz z ich synem.... Właśnie, synem.
— Nie pierwszy nie ostatni raz mdlejesz. Jak będziesz chciał mieć więcej dzieci to Ci szczerzę współczuje — narzeczeństwo było w szampańskim nastroju. Widocznie nie tylko jemu udzielała się ta miła atmosfera. Doczekał się czegoś czego nigdy nie pragnął. Ciąża była ciążą, nie widzisz dziecka jednak gdy już przyjdzie na świat, zmienia twoje, całe dotychczasowe życie.
— Nie możemy wejść. Tylko ojciec dziecka.
— Tak, jasne.
— No wchodź, przecież nie będzie źle — Walpurgia starała się go przekonać do wejścia. Z wielkimi oporem poruszał się w kierunku drzwi, które otworzyły się tuż przed nim.
— Pan Riddle?
— We własnej osobie — przytaknął chłopak. Mierzył się wzrokiem z medykiem w średnim wieku. Nie wyglądał na zachwyconego.
— Z pana narzeczoną wszystko jest dobrze. Dziecko również nic nie zagraża. Mimo tego, że do terminu brakowało kilku dni jest wyjątkowo zdrowy i pokochał już swoje nowe jedzonko. Zapraszam — gestem zaprosił go do środka. Dopiero teraz przerażenie rozlało się po jego ciele na tyle wyraźnie, że nie był w stanie nic odpowiedzieć. Po prostu wszedł do środka. Oślepiło go mocne światło, które spływało z sufitu. Przeklęte lampy.
— Wreszcie jesteś — zwrócił oczy w kierunku osoby, która wypowiedziała słowa. Hermiona, ta sama dziewczyna, którą poznał we wrześniu, leżała na wielkim łóżku, a w jej ramionach leżało małe zawiniątko. Zamrugał oczami.
— Tak — wykrztusił. Podszedł na tyle blisko aby móc zobaczyć maluszka. Jego włosy były ciemne, tak jak jego, a gdy otworzył oczy z zadowoleniem stwierdził, że odziedziczył je po matce. Mleczne oczy, które tak bardzo namieszały w jego życiu.
— Piękny prawda?
— Masz rację — przyznał.
— Ma twoją jasną karnację, twój nosek i nawet ma tak samo wycięte usta. Jest uroczy. Tylko oczy ma po mnie — zachwycała się Granger na swoim nowo narodzonym synem.
— Za jakie grzechy — mruknął do siebie będąc już na korytarzu. Rozejrzał się. Skąd wziąć informację gdzie jest dziewczyna?
— Czyżby pan Riddle?
— Zgadza się — odparł. Przed jego oczami pojawiła się młoda kobieta. Była najwyżej z pięć lat starsza od niego. Jej biały fartuch był gdzieniegdzie uwalony krwią. Nie był to przyjemny widok dla kogoś kto przed chwilą stracił przytomność.
— W takim razie za mną. Wszyscy na pana czekają — uśmiechnęła się promiennie. Tom nawet nie odpowiedział tylko podążył za nią. Krok za krokiem czuł, że pot leje mu się coraz bardziej z czoła.
— Nareszcie — krzyk radość zabrzmiał w jego bębenkach. Ku swojemu zdziwieniu odwzajemnił ten radosny ton.
— Cały czas tutaj byłem — powiedział z udawanym żalem w głosie. Walpurgia i Orion Black siedzieli przed drzwiami sali. Jak zdążył wydedukować Riddle, zapewne za drzwiami znajdowała się Hermiona wraz z ich synem.... Właśnie, synem.
— Nie pierwszy nie ostatni raz mdlejesz. Jak będziesz chciał mieć więcej dzieci to Ci szczerzę współczuje — narzeczeństwo było w szampańskim nastroju. Widocznie nie tylko jemu udzielała się ta miła atmosfera. Doczekał się czegoś czego nigdy nie pragnął. Ciąża była ciążą, nie widzisz dziecka jednak gdy już przyjdzie na świat, zmienia twoje, całe dotychczasowe życie.
— Nie możemy wejść. Tylko ojciec dziecka.
— Tak, jasne.
— No wchodź, przecież nie będzie źle — Walpurgia starała się go przekonać do wejścia. Z wielkimi oporem poruszał się w kierunku drzwi, które otworzyły się tuż przed nim.
— Pan Riddle?
— We własnej osobie — przytaknął chłopak. Mierzył się wzrokiem z medykiem w średnim wieku. Nie wyglądał na zachwyconego.
— Z pana narzeczoną wszystko jest dobrze. Dziecko również nic nie zagraża. Mimo tego, że do terminu brakowało kilku dni jest wyjątkowo zdrowy i pokochał już swoje nowe jedzonko. Zapraszam — gestem zaprosił go do środka. Dopiero teraz przerażenie rozlało się po jego ciele na tyle wyraźnie, że nie był w stanie nic odpowiedzieć. Po prostu wszedł do środka. Oślepiło go mocne światło, które spływało z sufitu. Przeklęte lampy.
— Wreszcie jesteś — zwrócił oczy w kierunku osoby, która wypowiedziała słowa. Hermiona, ta sama dziewczyna, którą poznał we wrześniu, leżała na wielkim łóżku, a w jej ramionach leżało małe zawiniątko. Zamrugał oczami.
— Tak — wykrztusił. Podszedł na tyle blisko aby móc zobaczyć maluszka. Jego włosy były ciemne, tak jak jego, a gdy otworzył oczy z zadowoleniem stwierdził, że odziedziczył je po matce. Mleczne oczy, które tak bardzo namieszały w jego życiu.
— Piękny prawda?
— Masz rację — przyznał.
— Ma twoją jasną karnację, twój nosek i nawet ma tak samo wycięte usta. Jest uroczy. Tylko oczy ma po mnie — zachwycała się Granger na swoim nowo narodzonym synem.
— Jak go nazwiemy?
— Nie mam pojęcia —
właściwie nie zastanawiał się nad tym. Do końca do niego nie dotarło, że teraz
był ojcem, głową rodziny, która została stworzona tak przypadkowo.
— Może Alexander? —
propozycja była całkiem trafna. Dziecko z imieniem krainy, która leży w Afryce.
Wielka magia, która tam spoczywała, nieodnaleziona, niezbadana, wielce
pociągała młodego człowieka.
— Podoba mi się.
— W takim razie Alexander
Tom Riddle — Hermiona uśmiechnęła się promiennie. Na jej twarzy wiedział zmęczenie
jednakże radość z całego tego dnia, była większa niż mógł przypuszczać.
Uśmiechnął się, nawet dziedzic Slytherina był dzisiaj niesamowicie szczęśliwy.
(***)
Mijały dni, które
dla chłopaka ciągnęły się w nieskończoność. Jego dziewczyna dalej tkwiła w
szpitalu. Powiedzieli jej, że musi zostać kilka dni na obserwacji, dla dobra
jej i dziecka. Nie kłóciła się ani nie sprzeciwiała. Gdy na świat przyszedł
mały Alexander, poczuła w sobie niesamowita moc, która rozpierała ją od środka.
Instynkt macierzyński urodził się w niej ze zdwojoną siłą.
Tom był również
zmęczony całą tą sytuacją. Praca, a dodatkowo kurs dla aurorów, który zajmował
mu cały czas, a wieczorami przychodzenie do Świętego Munga w odwiedziny do
dziewczyny. Zakochał się, bez pamięci. W niej, w synu. To było coś, czego nigdy
w życiu nie doświadczył. Dawało mu to niespotykaną siłę. Wstając rano z łóżka,
czuł, że jest komuś niezwykle potrzebny, że sam daje bezpieczeństwo swojej
małej rodzinie. Uśmiechał się zdecydowanie więcej niż przed ostatnie lata
swojego życia. Sens, znalazł sens życia, którego wcześniej nie dane mu było
poznać.
— Jutro pani wyjdzie.
Maluszek ma się dobrze i rośnie w miarę szybko. Mam nadzieję, że nic ciekawego
się nie pojawi. Zapraszamy panią z małym jak skończy miesiąc czasu. Przebadamy
jeszcze raz i będziemy wszystko kontrolować. Niestety, taka dola wcześniaków —
medyk, który przeglądał jej kartę był wyraźnie poruszony całą historią tych
młodych czarodziei. Sama Hermiona złapała go na tym jak do jego oczu napłynęły łzy.
— Oczywiście,
wszystko rozumiem. Mam nadzieję, że nie będzie problemów — Alexander spał w
przezroczystym łóżeczku tuż obok niej. Delikatnie kołysała go. Miała wreszcie
chwilę dla siebie. Nigdy przedtem nie sądziła, że to takie trudne. W praktyce
zdaje się to jeszcze bardziej męczące niż przypuszczała.
— W takim razie jutro
do domu — w drzwiach pojawił się Tom z wielkim bukietem czerwonych róż.
Przywitała go rozkosznym uśmiechem.
— Na oddział nie
można wnosić kwiatów — mężczyzna spojrzał na niego z wyrzutem. Chłopak wcale
się tym nie przejął. Wręczył kwiaty lekarzowi swojej narzeczonej.
— W takim razie
proszę zanieść go pielęgniarką w podziękowaniu za dobrą opiekę nad Hermioną —
puścił oczko w kierunku Granger, która stłumiła w sobie śmiech. Nie wiedziała,
że jej przyszły mąż jest w stanie zrobić coś takiego.
— Oczywiście —
wyszedł z pomieszczenia. Zostali sami, razem.
— Śpi, je? — zapytał.
Rutynowe pytania świeżo upieczonego ojca. Pokiwała tylko głową.
— Oczywiście. Je
takie ilości, że martwię się, że nie starczy mi pokarmu. Śpi w miarę dobrze
jednakże budzi się co jakieś trzy godziny. Wszystko w porządku. Nie musisz się
zbytnio martwić, radzę sobie doskonale.
— Wziąłem wolne aż do
soboty więc nie musisz się martwić. W domu odpoczniesz bo tutaj nie jestem w
stanie Ci za bardzo pomóc. Te obrzydliwe baby wypraszają mnie zawsze o
dziewiątej, a ja chętnie bym tutaj siedział całą noc.
— Musisz spać,
pracować i uczyć się. Tobie odpoczynek też się przyda, zaufaj mi — usiadł na
skraju łóżka wpatrując się w pierścionek na jej dłoni. Było w nim coś dziwnego,
jakby pojawiła się rysa.
—Pokaż mi dłoń —
polecił. Bez zbędnych ceregieli wyciągnęła w jego kierunku rękę, którą chwycił.
Zdjął z jej palca zaręczynową obrączkę i wpatrywał się w nią przez kilka
sekund.
— Pękła. Niemożliwe.
— Co to znaczy, że
pękła? Myślałam, że takie rzeczy nie mogą się stać z horkruksami.
— Sam nie wiem. Nic
nie czułem…. — nie wiedział co dodać. Czyżby jednak część duszy, którą zostawił
w tym przedmiocie, powoli wracała do właściciela? Przecież to jest niemożliwe.
Nigdy o tym nie słyszał, nigdy.
— Żałujesz już?
— Żałuje, że nie było
Cię przymnie wcześniej. Możliwe, że wtedy nie zrobiłbym tak strasznej rzeczy
jak zabicie tego człowieka — nie powiedział ojca, bo nigdy go nie miał. Tak
samo jego biologiczni dziadkowie. Nigdy nie czuł przywiązania do tych osób,
były dla niego nikim ważnym. Łączyły ich tylko więzi krwi, które wcale nie były
ważne.
— Tom, mam prośbę —
dziewczyna zagryzła wargi. Nie wiedziała czy przypadkiem nie stanie się coś
strasznego jak poprosi go o taką rzecz.
— Mianowicie?
— Proszę, idź do
kościoła. Wyspowiadaj się. Dla mnie. Ksiądz zostawi to dla siebie. Nikt się nie
dowie. Żałuj dalej, a zniknie coś co może nas podzielić — spuściła głowę.
— Nie wierzę w Boga.
— To uwierz w nas. We
mnie, w naszego syna. Jesteśmy dla ciebie ważni, prawda? Uwierz, że jesteśmy
dla ciebie, tylko i wyłącznie. Żałuj, błagam Cię — wypowiedziała te słowa i
wiedziała, że ona również ma tajemnice, która powoli zżerała ją od środka. Jak
mu powiedzieć, że ona wcale nie należy do tego świata? No jak? Przecież to
stosunkowo jest niemożliwe. Nie uwierzy jej, wyśmieje. Powie, że musiała bardzo
mocno walnąć się w głowę. Przecież żyje tutaj razem z nim, a zmieniacz czasu
nie był aż tak potężny, aby cofnąć ją te pięćdziesiąt kilka lat wstecz. To
niedorzeczne ale życie w kłamstwie jeszcze bardziej ją przerażało. Czy mogła
tutaj zostać, nie czując, że jest tylko i wyłącznie zakłamaną kobietą, która
pokochała największego zbrodniarza w dziejach?
— Nie obiecuje. Pójdę
dla ciebie ale co tam powiem zostanie między mną, a tym człowiekiem — Tom
wyraźnie nie spodziewał się, że Hermiona będzie w stanie poruszyć z nim taką
kwestię.
— Dziękuje — ulga,
którą poczuła w sobie miała dziwny wpływ na kolejne dni, które spędziła
wreszcie w domu.
(***)
— Jaki on jest
śliczny, cały Tom — nad małym dzieckiem nachylała się Walpurgia. Następnego
dnia gdy tylko dotarli do domu, przyszli do nich goście. Profesor Dumbledore
przyniósł wielki kosz zabawek, a Hermiona o mało nie krzyknęła z zaskoczenia.
Nie spodziewała się takiego gestu ze strony przyszłego dyrektora.
— Oczy ma po
Hermionię — Orion był widocznie znudzony ciągłym zachwycaniem się dzieckiem.
Przecież to tylko mała istota, która robi kupę, je i śpi. Nic szczególnego, on
sam przecież jak był mały robił to samo.
Tom z kolei biegał
jakby ciągle potrzebował do toalety. Przynosił wszystkie możliwe rzeczy,
spełniał zachcianki dziewczyny.
— Usiądź wreszcie bo
tym tupotem obudzisz dziecko — warknęła na niego Hermiona, która sama była
zdenerwowana jego dzisiejszą nadpobudliwością.
— Dobrze, dobrze —
powiedział skwaszonym tonem i usiadł na kanapie obok swojej narzeczonej. Albus
Dumblodore śmiał się cicho z tej dwójki.
— Pasujecie do siebie
idealnie. Hermiona poskramia twój temperament Tom — zachichotał a razem z nim
narzeczeństwo Black. Zaraz potem z pokoiku obok rozległ się płacz dziecka.
Hermiona przewróciła oczami. Spodziewała się, że tak będzie.
— To my będziemy
lecieć, nie chcemy patrzeć jak karmisz cyckiem — Orion dzisiaj był bardzo
bezpośredni. Hermiona miała ochotę wbić mu nóż w plecy za te uwagi.
— Przestań idioto. My
jeszcze nie mamy dzieci a jak będziemy mieć dopiero zobaczysz co to jest ciężka
praca.
— Na razie nie mamy i
jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwy. Cześć Tom, powodzenia Hermiono.
Panie profesorze — ukłonił się delikatnie przed swoimi nauczycielem, a
następnie razem z narzeczoną wyszli z mieszkania Toma i Hermiony. Granger
wreszcie wstała i znikła w drugim pokoju skąd dobiegało kwilenie małego
dziecka.
— Dobrze się nią
opiekuj Tom. Ona naprawdę na to zasługuje jak nikt inny. Za dużo już
wycierpiała — spojrzał ukradkiem na chłopaka, który kiwnął głową ze zrozumiem.
Wiedział doskonale o co chodzi.
— Rozumiem i
obiecuje, że ze mną włos jej z głowy nie spadnie — obaj mężczyźni uścisnęli
sobie ręce na pożegnanie. I właśnie od tego momentu wszystko zaczęło się
komplikować. Podobno szczęście nie trwa wiecznie i właśnie to jest dowodem na
to, że miłość jest niezwykle skomplikowanym uczuciem.
(***)
Hermiona miała już
dość swojego narzeczonego. Co rusz, chciał jej pomagać. Nie miała przecież
dwóch lewych rąk, żeby sobie sama nie poradzić. Nie dość, że przychodził późno
to dodatkowo burzył jej plany. Nie panował nad sobą, lub zapominał, że powinien
zachowywać się cicho. Zawsze po jego wejściu do domu, mały Alexander budził się
z płaczem.
— Mówiłam Ci do
cholery, żebyś był cicho — podniosła na niego głos. Ile można wytrzymać takie
zachowanie, ile razy do cholery można powtarzać, że potrzebny jest spokój?
— Przepraszam,
zapomniałem.
— Który raz już
zapomniałeś? Myślisz, że łatwo jest się zająć dzieckiem jak Ty siedzisz w
pracy?
— A myślisz, że łatwo
jest tyrać na trzy osoby? Zastanów się do kogo mówisz — syknął jak prawdziwy
wąż w jej kierunku. Zacisnęła mocno usta i wyszła z ich wspólnej sypialni. Nie
zamierzała znosić jego humorów. Wszystko w niej buzowało, nie miała ochoty na
konfrontację, a tym bardziej na sprzeczkę, do której mogło dojść po ich
wymianie zdań.
— Ucisz wreszcie
naszego syna — usłyszała jednak z drugiego pokoju. Nie wytrzymała. Wzięła malca
na rękę i wróciła skąd przyszła.
— Zamknij do cholery
jasnej swoją paszczę. Jesteś niesubordynowany i głupi. To nie przelewki. Teraz
jesteśmy rodzicami, a jedyne co potrafisz zrobić to mi rozkazywać. Zajmij się
swoimi sprawami, a mnie zostaw w spokoju — mówiła to z łzami w oczach. Tom nie
zauważył tego i brnął dalej, sam kopiąc sobie grób.
— Tak? Ciekawe kto go
układa do snu gdy nie możesz się w nocy przebudzić, bo jesteś za bardzo
zmęczona — docinał jej ile wlezie.
— Ciekawe gdzie byłeś
gdy dzisiaj mu się ulało. Ciekawe co robisz gdy nie ma Cię w domu. Na pewno
chodzisz do pracy? Nie jestem tego taka aby pewna. Ostatnio mam wrażenie, że
czujesz się lepiej na swoim kursie aurorów niż we własnym domu. Jesteś
beznadziejnym, kretyniałym idiotą, który nie widzi nic poza czubkiem swojego
nosa — wzięła Alexandra i wyszła z nim do jego pokoju. Przekręciła klucz w
drzwiach i została sama. Słyszała tylko trzaśnięcie drzwiami. Jej narzeczony
wyszedł z domu. Cudownie, znowu została sama. Nie wiedziała co sprawia jej
większy ból. Bycie w tych czasach czy jednak humory jej przyszłego męża.
Usiadła smętna w
bujanym fotelu obok łóżeczka swojego syna. Wpatrywała się w jego lekko
zarumienioną buźkę.
— Jesteś moim jedynym
szczęściem tutaj — szepnęła do siebie. To prawda. Tom powoli zmieniał się na
gorsze co wcale nie rokowało dobrze. Czy na pewno mogła z nim zostać na całe
życie, poświęcić mu najwspanialsze lata, które potem mogą zostać przygniecione
przez wielki głaz, który zburzy wszystko?
Przeklęła głośno
ślinę. To nie tak miało wygląd. Zobaczyła, że za firanką stoi małe zawiniątko.
Chwyciła je, to jej torba, którą dali jej z ministerstwa.
— Ciekawe co jeszcze
tam znajdę — ciekawość wzięła górę. Włożyła rękę do środka i wyjmowała powoli
przedmioty, który wpadły jej w dłonie. Peleryna niewidka, mapa Huncwotów,
której używała z resztą w Hogwarcie, a teraz była bezużyteczna. Worek z
galeonami, o którym nigdy nie wspomniała Tomowi, nie zamierzała poza tym o tym
wspominać. To było jej, a nie jego.
— Cudownie — mruknęła
wkładając swoją rękę jeszcze głębiej do worka. Im więcej przedmiotów wyjmowała
tym bardziej bezsensowne było szukanie. Wreszcie, natrafiła na coś, czego nie
chciała znaleźć. Zmieniacz czasu, jak się potem okazało, spoczywał w jej dłoni.
— Który to dzisiaj
mamy? — zastanawiała się. Spojrzała na kalendarz wiszący na ścianie. Dzisiaj
dochodził dwudziesty trzeci sierpnia. Osiem dni zostało do podjęcia decyzji,
która może zmienić cały czas. Zagryzła wargi, boleśnie aż zaczęła kapać z nich
krew.
— Co ja mam do
cholery zrobić, skoro sama nie rozumiem swoim uczuć? — bąknęła chowając twarz w
dłoniach. Po jej policzkach spływały żeliwne łzy, które ginęły w jej rękach.
Czuła, że będzie płakać jeszcze długo, ale decyzja będzie jeszcze bardziej
bolesna. Mogła zostać Toma, wrócić z Alexandrem do swoim czasów i wychować go
na przyzwoitego czarodzieja, którym chciała, żeby się stał. Mogła też zostać,
żyć w kłamstwie, które ciągnęło się za nią od prawie roku. To nie było to czego
pragnęła. Najbardziej w świecie chciała zasmakować prawdziwej miłości. Była
pewna, że mimo tego, że to dwa różne światy, ona i Tom Marvolo Riddle, są dla
siebie stworzeni. Z gorzkim smakiem w ustach stwierdziła, że tak samo myślała o
Ronie, a wyszło jak wyszło. Nic nie było dobre.
— Podejmij decyzję do
cholery i ogarnij się — warknęła sama do siebie. Zaśmiała się przez łzy. Tego
jeszcze nie było. Sama siebie pouczała.
(***)
Ten dzień, nadszedł
tak szybko, że sama nie wiedziała co miała zrobić. Po prostu, spanikowała. Czy
wszystko w co wierzyła, miało się dzisiaj skończyć?
— Czemu jesteś
dzisiaj jakaś zdenerwowana?
— Wydaje Ci się —
powiedziała nie ukrywając, że nie ma zamiaru z nim rozmawiać. Cały czas tylko
się kłócili. Czy o Alexandra, czy o pieniądze czy o urojone romanse Toma, które
wmawiała mu dziewczyna. Oboje nie mieli ochoty ze sobą przebywać, łączyło ich
tylko i wyłącznie dziecko, które wcale nie poprawiało napiętej sytuacji w domu.
— Jasne — mruknął
pijąc kolejny kubek kawy. To już chyba trzecia dzisiejszego dnia ale po tak
nieprzespanej nocy trudno się dziwić. Kto by się spodziewał, że dzieci mają tak
bolesne kolki i na dodatek drą się jakby ktoś je oddzierał ze skóry.
— Wychodzę, będę
późno. Zjem na mieście — zerwał się z miejsca, chwycił tylko płaszcz i klucze i
wyszedł z domu. Dzisiaj i on nie czuł się za dobrze, podejrzewał, że nic nie
jest dobrze, a dzisiejszy dzień będzie końcem jego szczęśliwa, które i tak było
powoli burzone.
— Dzisiaj wydarzy się
coś złego, czuje to w kościach — powiedział do siebie. Nie wiedział, że to była
prawda, przeczucie nie zawiodło go ani o jotę.
Hermiona siedziała
na fotelu ściskając swoje syna mocno.
— Będzie dobrze,
obiecuje, że razem zmienimy świat, mój świat. Ja tutaj nie należę. Przepraszam,
że skazałam Cię na coś, czego nie jesteś w stanie zrozumieć. Przepraszam, że
zawołałam Cię na ten świat, który pełny jest cierpienia i nienawiści. Przepraszam,
że nigdy nie poznasz swojego ojca, przepraszam, że jestem złą matką. Przepraszam,
że żyjąc w kłamstwie nie potrafię się odnaleźć. To dla naszego dobra kochanie —
ściskała w dłoni zmieniacz czasu, przytuliła mocno swoje dziecko. Już prawie
czas, patrzyła po raz ostatni na zegar. Patrzyła jak wskazówki leniwie
zmieniają swoje położenie, aż wreszcie szarpnięcie w okolicach pępka obudziło
ją. Wróciła, była tego pewna. To ta sama sala, z której się deportowała, a Ron
wraz z Harrym właśnie wpadali do środka. Nic się nie zmieniło.
— Hermiona? — zapytał
Potter patrząc z przerażeniem na dziewczynę i na dziecko.
— Nie udało się,
przepraszam — powiedziała zakrywając twarz swoimi dłońmi. Bliznowaty podszedł do
niej i mocno ścisnął.
— To dziecko Rona? —
zapytał cicho tuż przy jej uchu.
— Oczywiście, że nie
Harry. Proszę, potrzymaj go — wręczyła dziecko swojemu przyjacielowi, który z
wielkim zaskoczeniem trzymał w rękach jej syna. Patrzyła na niego ze łzami w
oczach.
— Znam tą twarz, znam
te oczy… Hermiono…
— I tak nie zmieniłam
przeszłości, ona na zawsze zostanie taka jaka jest. Przykro mi. Nie mogłam tam
zostać.
— Zmieniałaś? Tom
Riddle faktycznie stał się Lordem Voldemortem, który szalał po świecie,
zabijając każdego kto stanął mu na drodze. Do czasu, gdy Cię spotkał. Ostatnia
bitwa, którą stoczyliśmy w Hogwarcie, uświadomiła mu kim jesteś, a raczej kim
się staniesz dla niego. Odszedł, szczęśliwy — mówiąc to patrzył jej w oczy. Nie
zauważyli nawet jak Ron wyszedł, nie miał zamiaru oglądać tej szopki.
— Harry, zapomnijmy o
tym. Teraz najważniejszy jest Alexander — wskazała na rumianą twarz dziecka. Potter
uśmiechnął się delikatnie.
— Obiecuje, że będzie
miał najlepszego wujka na świecie. Na mnie zawsze możesz liczyć — wyszli z
pomieszczenia, a drzwi trzasnęły za nimi z łoskotem. Teraz wszystko się zmieni,
a ona będzie musiała jeszcze wiele rzeczy wytłumaczyć, wiele wycierpieć
jednakże była pewna, że czeka na nią, gdzieś, gdziekolwiek to miałoby być,
szczęście.
Pierwsza! :*
OdpowiedzUsuńI co?
UsuńPrzeczytałam to dokładnie w...
OdpowiedzUsuń...
...
...
DWA DNI!
I mogę powiedzieć, że to miłość (do twojego FF :D )
Powiedz, że oni będą razem, bo się zapłacze, serio ._.
Pozdrawiam,
Anastasia.
Ojejku! Dziękuje. Nie powiem nic co będzie, bo niedługo to nastąpi. Poczekacie, niecały miesiąc i opowiadanie będzie zakończone.
UsuńDruga :P
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze świetny, czekam na nexta ;)
Pomyłka, trzecia...
UsuńNie ważne, która, ważne, że się podobało i, że napędzacie mi wenę.
UsuńCała historia jest cudowna. Lecz ten rozdział doprowadził mnie do łez. Masz talent i to widać. :)
UsuńCała historia jest cudowna. Lecz ten rozdział doprowadził mnie do łez. Masz talent i to widać. :)
UsuńWow! Na tę decyzję długo czekaliśmy. Cóż za zwrot akcji ^^ cudownie napisane. Weny i chęci życzę :)
OdpowiedzUsuńDziękuje. Wreszcie, a tak dużo jeszcze mam do napisania, a tylko trzy rozdziały. Ciężko będzie mi to kończyć. Z bólem serca.
UsuńW końcu Hermiona wróciła do swoich czasów! Czekałam na to od samego początku! Mam nadzieję, że To naprawi coś co za przeproszeniem tak pokazowo spieprzył ;) Rozdział cudowny, ale jednak smutno mi było czytać o tym jak układało się życie Hermiony z Tomem.
OdpowiedzUsuńWeny!!!
Wena jest, obiecuje, że już niedługo dowiecie się jak to wszystko się skończy.
UsuńIle ja już tu jestem. Czekam na koniec, wiem że bd zajebisty, jednakże ciężko się rozstać z tym opowiadaniem, dzięki niemu się poznałyśmy xd weny, kc, zajebiste itd. utrzymujesz poziom :v
OdpowiedzUsuńStaram się jak mogę. Mam nadzieję, że uda mi się wszystko doprowadzić do końca, takiego jak pragną czytelnicy :)
UsuńDroga Kamano!
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać Tomione od 1 do 8 rozdziału, później przestałam. Potem znowu do 15 i znów przerwa. Teraz się zebrałam i przeczytałam do końca. Genialne *___* To jak wyraziłaś ich uczucia, emocje, przemyślenia... C.U.D.O
Jesteś świetną pisarką i rób dalej to co kochasz bo masz dziewczyno talent!
Co do zakończenia, to totalnie mnie zaskoczyłaś. Myślałam, że:
a) Hermiona zostanie z tomem
b) Hermionie uda się zmieni Toma Riddle'a
ty stworzyłaś inną wersję i to mi się podoba. Ten element zaskoczenia.
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na kolejny rozdział ♥
Pozdrawiam
Susan Kelley
http://igrzyska-glimmer-austen.blogspot.com/
http://igrzyska-glimmer-austen.blogspot.com/
http://hariett-corkaapollina.blogspot.com/
Dziękuje serdecznie. Mam nadzieje, że jeszcze na sam koniec was zaskoczyć mi się uda. No cóż, dziękuje bardzo za te pochlebne opinię. Ja biorę się za 28 rozdział, który pojawić się ma w sobotę.
UsuńNapisałam naprawdę długi komentarz dotyczący twojego opowiadania. I niestety co zrobiłam? Nie włączyła internetu i całą moją opinię usunęła. Mam nadzieje, że mi wybaczysz ale nie jestem w stanie go odtworzyć. Dlatego mam nadzieje, że mi wybaczysz nie tak elokwętną pochwałą jaką ci napisze. Opowiadanie jest naprawdę cudowne, a twój sposób pisania wyróżnia się na tle innych. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że to opowiadanie jest takim małym promyczkiem, który pozwala wytrzymać nas jaki mam w szkole i nie popaść w depresję z powodu śmierci mojego taty. Bo dzięki tobie mogę nie myśleć o tym co mi się złego w życiu przytrafiło tylko zająć się czymś przyjemnym. Dlatego bardzo Ci dziękuję za prowadzenie tego bloga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Psycho
Nie wiem co napisać, dziękuje.
UsuńNieeeeeeee... Nieeeeeee... Nieeeeee...
OdpowiedzUsuńCo ty robisz z moim życiem?
Tak nie miało być, gdzie szczęśliwe zakończenie z Tomem w roli głównej....
Mimo wszystko twój najlepszy rozdział. Aż się wzruszyłam czytając go.
Błagam nie katuj mnie tak więcej ;-;
Zapraszam do mnie ;)
http://whoami-dramione.blogspot.com/?view=classic&m=1
Tym razem wszystko będę pisała w terminach! Obiecuje :D
UsuńByło ciekawie. Nie będę nic sugerować. Zobaczę 25.
OdpowiedzUsuńZobaczysz, w terminie. Będę się teraz bardzo starała.
UsuńCieszyłam się do pewnego momentu. Hermiona (według mnie) jest straszną egoistką. Skoro przybyła do przeszłości i ma dziecko z Tomem i znając historię Voldemorta, to powinna zostać z Tomem. W przeszłości jest jej miejsce z Tomem i Aleksandrem. I niech sobie wszystko wybaczą.
OdpowiedzUsuńCzy Hermiona wróci do Riddle'a? Niech chociaż to opowiadanie się dobrze skończy. Pozdrawiam i życzę weny.
P.S. Aleksander – jedno z moich ulubionych imion dla chłopca :)
Autorka czyli mła, jest straszną egoistką xD Sama nazywa się Aleksandra więc stwierdziła, że doda swoje imię w wersji męskiej :D Takie tam. Dziękuje. Z kolei moim zdaniem Hermiona jest MATKĄ :D cóż. Takie życie.
UsuńAle Hermiona powinna poczekać trochę i zastanowić się czy w ogóle jest sens, żeby wracała do swoich czasów. I powinna też dać Tomowi drugą szansę.
UsuńP.S. Znam ten ból, kiedy licznik wyświetleń rośnie, a liczba komentarzy stoi w miejscu :(
Wiesz, poczekaj. Miała tylko krótką chwilę jak zmieniacz czasu DZIAŁA więc musiała podjąć decyzję JUŻ.
UsuńNiestety. Liczba wyświetleń co post zmienia się o prawie 3000, a komentarzy ciągle tyle samo. Dziwne.
Rozdział jak zwykle świetny :* Życzę duuużo weny i czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńDziękuje :)
UsuńDawno mnie tu nie było :> i dużo mnie ominęło :v internet chuja strzelił ://// nie było jak komentować, ale nareszcie jestem <3 nie chcę końca :v to ma się nie kończyć, okay? Zmienię czas by z tobą być :> zmienię czas by blog się nie skończył :> ale co ukrywać, chce znać zakończenie xD Alexander *0* ale słodko <3 Aleksik mój <3 tak nazwe swoje dziecko, jak będę je miała. Serio. Tak będzie :D biedny Tom, ale lepiej nie mącić z czasem, bo skutki będą tragiczne x/ kocham Cię, ten blog, Toma, Hermione, Alexandra, cholera wie, co jeszcze :v
OdpowiedzUsuńWeny życzę :}
~E.N.
Dziękuje, że o mnie nie zapomniałaś. Muszę skończyć to opowiadanie, jestem nim już trochę zmęczona. Oczywiście dalej pisać będę, co do tego nie mam wątpliwości.
UsuńOj Kamano, tak długo mnie tu nie było. Przepraszam, problemy rodzinne, szpital i inne pierdoły. Nawet nie wiesz jak się stęskniłam za twoim blogiem i postami kktpre dodajesz. Alexander *u* jak miło. Mój imiennik <3. Tylko ja jestem niestety Aleksandra a nie Alexandra *n*. Bida.
OdpowiedzUsuńTy weź mi nie psuj życia :<. Proszę niech ona do niego wróci, jest za gorzko. Ja wolę bardziej cukierkowo. Kamana noo, ja tu kryzys przeżywam a ty mi tu takie coś ;__;. Normalnie przyjadę do ciebie i zabiję własnymi rękoma. To ma się dobrze skończyć jasne ? Bo inaczej dostaniesz porządnego kopa w dupę ode mnie !
Pozdrawiam Cię i życzę weny,
Alexandra.
Nie powiem nic, to zależy od mojego nastroju :D może będzie tak, a może inaczej. Nie obiecuje.
Usuń