Rozdział 8

Witajcie. Mam nadzieję, że wybaczycie mi, że wstawiam rozdział wcześniej. Udało mi się go skończyć dzisiaj. Jestem z siebie taka dumna. Chciałabym podziękować za to, że mam tylu czytelników. Jejku! To dla mnie bardzo dużo znaczy. Mam nadzieję, że kolejna część was zadowoli. Jest krótsza od poprzedniej co wyczerpałam wenę. Przepraszam!

Rozdział 8


          Zmęczenie położyło ich na kanapie w pokoju wspólnym, tym samym dając innym uczniom powód do plotkowania. Z samego rana Hermiona obudziła się pierwsza. Głowa bolała ją niemiłosiernie, dlatego też nie za bardzo miała pojęcie co wczoraj się stało. Było jej jakoś przyjemnie, wręcz za bardzo. Leżała na czymś bardzo ciepłym, na czymś co oddychało, a serce łomotało mu jak dzwon. Chwileczkę? Jak to możliwe? Przecież musi być w swoim łóżku, otóż to.
          Otworzyła przerażona oczy, które prawie wyszły jej z orbit. Leżała na Tomie. Wyglądało to nie mniej dziwnie, zerwała się na równe nogi, wbijając przy tym chłopakowi kolano w brzuch. Jęknął. Otworzył oczy i złapał się za głowę.
          — Co jest do cholery? — warknął.
          Widział tylko sufit, czarny, tak jak jego uśpione do tej pory serce. Wszystko jest dziwne, głowa boli go tak bardzo, że wszystko jest dziwne.
          — Chciałam zapytać o to samo. — Wtrąciła dziewczyna.
          Zdezorientowany skierował wzrok w jej stronę. Stała w tej samej sukni co wczoraj. Chwileczkę. Dlaczego jest w tej sukni skoro wyszli wczoraj razem? To niedorzeczne. Już miał z niej zakpić, gdy przypominał sobie wczorajszy incydent. Kolejny. Czy wiele jeszcze takich będzie gdzie on i ta Granger będą odrywać główne role?
          Robi się to nie mniej denerwujące. Całował ją, pragnął jej ust… To musiało być tak nieznane mu wcześniej pożądanie.
          Orion wiele razy wspominał mu jakie to przyjemne, jednakże Riddle wątpił w jego słowa. Teraz niechętnie przyznałby rację swojemu młodszemu koledze, ale po co? Nie będzie się przed kimś płaszczył. Co to, to nie.
          — Nic nie pamiętasz? Naprawdę byłaś dobra — powiedział lekko, uśmiechając się perfidnie przy tym.
          Hermiona stała prosto, jakby właśnie piorun wbił ją w ziemię. Na jej twarzy pojawiły się czerwone plamy. Była zawstydzona, poniżona i niezadowolona z siebie. Jak ona mogła posunąć się do czegoś takiego? Już chciała schować twarz w dłoniach i uciec gdy zobaczyła, że chłopak śmieje się bezgłośnie. Posłała mu zabójcze spojrzenie, które zignorował.
           — Uwierzyłaś w to, że mógłbym Cię tknąć? Nie martw się. Nigdy więcej nie popełnię takiego błędu  —  na samym końcu teatralnie westchnął.
           Poczuła nieopisaną ulgę, ale jednocześnie zawiedzenie. Coś było nie tak z nią, skoro potrafiła jednak coś czuć do tej bestii.
          — Wiesz Tom, powtarzasz tak za każdym razem, ale gdy znajdziemy się razem, wszystkie twoje obietnice, umierają tak jak Ty w tej chwili — pokazała na jego podkrążone oczy i bladą twarz.
          Faktycznie nie prezentował się dobrze, jednak był spokojny o siebie. Nic nie wytrąci go z równowagi.
          — Tym razem mogę Ci to obiecać — powiedział przez zaciśnięte zęby.
          Nie powinien dopuścić do tego, żeby jego ciało działało, gdy umysł mówi coś innego. Powoli będzie dążył do tego, aby odciąć się od czarownicy.
          — Obiecaj, że nigdy mnie nie pocałujesz — powiedziała cicho.
          Spuściła głowę. Naprawdę czuła inaczej, jednak nie mogło sobie pozwolić sobie na takie spoufalenie. Nie tym razem. Wiele razy została zraniona, a teraz ma misję. To jest najważniejsze, prawda?
          Tom wstał, wysoki i przystojny, nawet teraz i stanął tuż przed dziewczyną. Mimowolnie podniosła głowę do góry. Spojrzała w jego błękitne oczy. Przybliżył się do jej twarzy na tyle blisko, aby ich usta były niecałe kilka centymetrów od siebie. Wypieki na jej twarzy paliły jak słońce w cudowny, gorący dzień. Musnął delikatnie jej wargi, przymknęła urzeczona oczy. To było takie cudowne, takie coś, co chciała czuć codziennie, ale dlaczego od niego? Tak bardzo się różnili, tak bardzo od siebie różni. Nie… To nie mogła być miłość, to zwykle zauroczenie.
           — Tego nie mogę Ci obiecać — poczuła, że traci jego usta, które przed chwilą tak pieściły jej duszę i ciało.
           Otworzyła swoje brązowe oczy. Jego już nie było, rozpłynął się w wielkim salonie Slytherinu. Bez słowa, bezmyślnie udała się do swojego dormitorium. Dochodziła piąta rano. Wszystko było takie inne. Świat stał się piękniejszy. Dlaczego?

(***)

          Kolejny dzień przysporzył dziewczynie więcej trosk niż mogła podejrzewać. Gdy tylko wstała rano zobaczyła nad sobą dwie koleżanki z pokoju, które wyczekiwały na jej wyjaśnienia. Udała, że nie wie o co chodzi. Poszła do łazienki się myć, a gdy już wróciła, siedziały patrząc wyczekująco w jej stronę.
          — Czegoś ode mnie chcecie? — zapytała.
          Właściwie chciała zaprzeczyć wszystkim, nawet sobie. Tom nic dla niej nie znaczył i taką wersję warto utrzymać.
          — Wszyscy was widzieli! Jeszcze się pytasz. Usnęłaś na Tomie! Riddlu! W pokoju wspólnym. Chodzicie razem, prawda? A dodatkowo byłaś z nim na balu! Myślałam, że przyjdzie sam i znowu będzie patrzył na wszystkich z góry, a tu taka niespodzianka. Jak to zrobiłaś? — Najwidoczniej kłamanie w tej kwestii będzie łatwiejsze niż myślała.
          Na wszystko może w sumie odpowiedź zgodnie z prawdą, szczególnie jeśli chodzi o ich związek, którego nie było.
          — Nie chodzimy ze sobą, musieliśmy pójść razem. Dyrektor tego od nas wymagał. Nie widzę w tym nic ciekawego, ani tym bardziej interesującego — powiedziała.
          Tak. Czysta prawda, nie będzie się przez to musiała wstydzić.
          — Doprawdy? Wszyscy widzieli, że tango miało na was zbawienny wpływ, a następnie wyszliście jako pierwsi z balu. Nie uwierzę w to co mówisz, choćby była to prawda. Wiem co widziałam, wiem, że między wami coś jest — powiedziała Ashley.
          Hermiona mruknęła coś pod nosem. Nie chciało jej się już kontynuować rozmowy. Najwyższy czas na późne śniadanie. Całe szczęście, że dzisiaj jest sobota. Śniadanie z racji wczorajszej imprezy, wydawali do godziny dwunastej, co niezmiernie ucieszyło większość siódmoklasistów, którzy mogli wrócić do swoich dormitorium w stanie upojenia alkoholowego.
          Szła powoli korytarzem w stronę wielkiej sali, gdy na własnym ramieniu poczuła czyjąś dłoń. Wzdrygnęła się. Była to wielka łapa, zapewne wysokiego osobnika. Odwróciła się ostrożnie. Przed nią stał chłopak z jej domu. Nie znała jego imienia i mogła na spokojnie stwierdzić, że był od niej młodszy. Czegoś chciał, widziała to w jego oczach.
          — Czegoś ode mnie potrzebujesz? — zapytała.
          Pokiwał od razu głową. Popatrzyła na niego pytająco. Widziała, że walczy ze sobą żeby się do niej odezwać. Spokojnie czekała.
          — Czy Ty chodzisz z prefektem naczelnym? — wydawał się bardzo speszony mimo tego, że z jego twarzy nie można było wyczytać żadnej emocji.
          Westchnęła, widziała, że dzisiejszego dnia ta sytuacja może powtarzać się wiele razy.
          — Nie, spieszę się. Mam nadzieję, że rozumiesz — skocznym krokiem chciała uciec jak najdalej od chłopaka.
          Była już na zakręcie gdy usłyszała jak woła za nią.
          — To dobrze, bo mi się podobasz — zdziwiona poszła zjeść posiłek.
          Wiedziała, że obserwuje ją wiele osób. Ta sytuacja zaczęła się w ciągu dnia coraz częściej powtarzać. Hermiona powoli traciła panowanie nad sobą. Podchodzili do niej Krukoni, Puchoni, a nawet Gryffoni. Oczywiście, nie zabrakło Ślizgonów, którzy jak na nich przystało, zbyt nachalnie prosili ją o chodzenie, a nawet zdarzył się jeden, który zaproponował jej małżeństwo. Niedorzeczność, doprawdy.
          Uciekała przed nimi gdzie się dało. Stołówka, pokój wspólny, korytarze. Wszędzie była brana pod lupę. Dziewczyny patrzyły na nią z nienawiścią w oczach, inne zaś z podziwem. Nie lubiła być w centrum zainteresowania, szczególnie teraz gdy była coraz bliżej osiągnięcia celu.
          Riddle, gdzie jesteś gdy trzeba Cię znaleźć? Westchnęła. Postanowiła udać się w ostatnie miejsce, do którego mogli przyjść do niej adoratorzy i z nią rozmawiać. Biblioteka, było to prywatne sanktuarium dziewczyny, miejsce, które kochała od zawsze. Tutaj czuła się jak w niebie. Kochała książki, litery, które przekształcały się w zdania. Wszystko to było piękne, uspokajało ją. Weszła cicho do środka, wiedziała, że tutaj będzie bezpieczna. Wzięła pierwszą, lepszą lekturę i rozsiadła się na krześle. Postawiła torbę na ziemi, popatrzyła zadowolona przed siebie.
          Ten dzień będzie mimo wszystko piękny. I faktycznie. Wszyscy zainteresowani nią chłopcy, wychodzili szybciej niż mogli z biblioteki. Wychodzili to jednak złe słowo, zostali wyrzucani przez bibliotekarkę, która nie mogła znieść choćby jednego słowa wypowiedzianego głośniej. Dzięki temu było lepiej.
          Dochodził wieczór, a ona kończyła gruby tom. Miała już go położyć na miejsce, gdy jednak jej wzrok poszedł na koniec stołu. Na ostatnim krześle siedział chłopiec. Był zapewne na pierwszym roku nauki, jego włosy były w kolorze zboża, a oczy zielone jak trawa. Nosił na sobie strój Gryffindoru. Jego policzki zdobiły łzy.
          Zmieszała się. Powinna już iść. Nie to leżało w naturze Ślizgona, powinna go zostawiać i sobie pójść, jednak… Kiedyś była Gryffonem, a jej gorąca krew nakazywała pomagać i być odważnym człowiekiem.
          W pomieszczeniu nie było nikogo oprócz jednej pani, która wypożyczała książki, a dodatkowo siedziała za wielkim filarem. Nie będzie miała powodu w takim razie żeby stąd odejść bez słowa. Podeszła powoli do chłopca. Spojrzał na nią przestraszony.
          — Ja... Ja… już idę — powiedział.
          Chciał już się podnosić, jednak dziewczyna zatrzymała go, nakazując mu usiąść na krześle. Był zdezorientowany, jednak posłuchał Hermiony.
          — Dlaczego płaczesz? — zapytała.
          Pokiwał głową z niedowierzaniem. To nie może być prawda, rozmawia ze słynną prefekt Slytherinu, najpiękniejszą z pośród wszystkich dziewczyn w Hogwarcie, a przede wszystkim, kobieta ze Slytherinu. Wiadomo było, że oni nienawidzą mugolaków.
          — Nie potrafię tego zrobić — szepnął cicho.
          Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który kompletnie zbił z tropu małego chłopca.
          — Bo czytasz złą książkę. Pomogę Ci trochę, dobrze? — pokiwał tylko głową w odpowiedzi.
          Podeszła do regału i wyjęła właściwą pozycję. Rozłożyła ją na stole i pokazała miejsce gdzie powinien zacząć czytać. Przeczytała mu kilka linijek i pokazała jakie błędy popełnił. Słuchał jej zauroczony, jest taka dobra, tak bardzo nie pasuje do swojego domu. To dziwne i nieprawdopodobne.
          — Masz przyjaciół? — zapytała.
          Poczuła, że to pytanie może go zaboleć. Nie zdziwiła się gdy odpowiedział łamiącym się głosem.
          — Nie, nie potrafię z nimi rozmawiać. Jestem dodatkowo dziwny. Wszyscy mówią, że jestem za wysoki jak na swój wiek, poza tym nie wiem nic o magii. Dopiero się uczę, a większość z moich kolegów ma jednego rodzica, który jest czarodziejem, a moi to mugole. Tata prowadzi sklep, a mama siedzi w domu i wychowuje młodsze rodzeństwo. Był to dla nich szok, że dostałem się do szkoły magii i że czarodzieje istnieją. A ja? Byłem zachwycony do pierwszego tygodnia szkoły. Potem okazało się, że różnię się od reszty— powiedział to jednym tchem.
          Współczuła mu. Sama cofnęła się te kilkanaście lat wstecz. Teraz ma już dwadzieścia jeden lat. To było dziesięć lat temu. Była najmądrzejsza w całej klasie, przez to nie mogła znaleźć sobie kolegów ani koleżanek.
          Pamiętała jak na początku Harry i Ron z niej szydzili. Te wspomnienia zabolały tak mocno, że o mało sama nie popadła w trwogę. Nie, nie powinna. Pomoże mu tylko i idzie. Tak będzie dla nich najlepiej.
          — Na pierwszym roku również nikt mnie nie lubił. Byłam najlepsza w klasie i przez to nie potrafiłam znaleźć dla siebie miejsca. Dopiero później po pewnym zdarzeniu, udało mi się wreszcie zdobyć przyjaciół. Nie przejmuj się, wreszcie będziesz tacy jak oni. Zobaczysz, to tylko kwestia czasu, a masz go bardzo dużo, uwierz mi — uśmiechnęła się do niego najlepiej jak potrafiła.
          Odwzajemnił jej uśmiech. Była szczęśliwa, że mogła mu pomóc. To pomogło też i jej. Wstała, podeszła w stronę drzwi. Dochodziła pora kolacji, powinna już iść, czas coś zjeść. Odwróciła się.
          — Jak masz na imię? — zapytała.
          Chłopak popatrzył nad nią z nad lektury.
          — Martin — powiedział szybko.
          Chciał już chyba zabrać się do dalszej pracy. Krzyknęła tylko.
          — Niech to będzie nasza tajemnica, dobrze? Do zobaczenia — pomachała mu ręką i wyszła na ciemny korytarz, który oświetlały tylko płomienie pochodni.
          Szła przed siebie powoli, nie powinna się spieszyć. Znowu wróci do tej strasznej rzeczywistości, a przecież w tej bibliotece było tak przyjemnie.

(***)

          Kolacja. Tom siedział i grzebał widelcem w talerzu, zjadł niewiele. Cały czas myślał nad tym co zrobił dzisiaj rano, a poza tym pytanie, które zadawali mu koledzy były ohydne. Ciągle tylko słyszał czy Hermiona jest dobra w łóżku, czy jest namiętną kochanką. W sumie nie dziwił się kobieta, że tak bardzo odrzucają takiego typu mężczyzn. Westchnął. Widział, że Orion bacznie go obserwuje.
          — Czyli nic między wami nie ma? — zapytał.
          Riddle niechętnie kiwnął głową. Między nimi jest pewna namiętność, chęć spełnienia na sobie swoich pożądań. To bardzo ciekawe, ale jednocześnie niebezpieczne dla jego przyszłości.
          — Myślę, że kłamiesz, ale skoro tak twierdzisz uznajmy, że Ci wierzę — kwitował.
          Dalsza część jedzenia przy stole Slytherinu trwała w ciszy. Gdy dopiero udali się do pokoju wspólnego, zobaczyli jakie piekło zapanowało w ich domu.
          Na środku pokoju stała Hermiona Granger, z wyjątkowo zaciętą miną. Wokół niej zgromadziło się wiele osób, które zazwyczaj były młodsze i mniej rozmowne, tym razem jednak były bardzo natarczywe i gwałtowne. Z początku słyszał tylko strzępki rozmowy, gdy jednak znalazł się bliżej do jego uszu doszły akty oskarżenia, jakie padały w stosunku do kobiety.
          — Jesteś tylko i wyłącznie głupią dziwką! Nie dość, że podrywasz Toma Riddle, a potem wszystkim mówisz, że to nie prawda, to jeszcze dodatkowo pomagasz Gryffonom! Jesteś żałosna — powiedziała dziewczyna, której nigdy na oczy nie wiedział chłopak.
          Wydął usta w brzydkim grymasie i spojrzał na dziewczynę. Przebił się już przez cały tłum i stał tuż za dziewczyną, która nie zwróciła na niego nawet uwagi, gdyż zaczęła się odpowiadać.
          — Nie chodzę z Tomem i mam nadzieję, ze to właśnie do ciebie dojdzie,  a poza tym co robię poza pokojem to moja prywatna sprawa, nie twoja — skwitowała.
          Właściwie miała rację, co niechętnie przyznał w duchu, jednak nie zamierzał na razie się odezwać.
          — O, Tom! Jesteś! Powiedź jej, że nie ma u ciebie szans i, że jest tylko wredną manipulatorką! — jęknęła następna z dziewczyn.
          Wszyscy patrzyli na niego w oczekiwaniu. Westchnął teatralnie. Nienawidził takich sytuacji i takich ludzi.
          — Sądzę, że miałaby większe szansę niż wy. Nie chodzimy razem jeśli chcecie wiedzieć, poza tym ma rację. Nie wasza sprawa co robi poza pokojem Slytherinu, a ponieważ jednak została przyłapana na pomocy Gryffonowi powiem wam całą prawdę. Hermiona wzięła od tej osoby zapłatę, nie pochwalałem tego co robi, ale skoro brakuje jej na drobne wydatki, czemu nie. Temat uważam za zamknięty, a was nie chce widzieć na oczy. Jesteście obrzydliwe — wskazał palcem na wszystkie dziewczyny, które stały jak porażone gromem przed Hermioną, która uśmiechała się z satysfakcją.
          Miała coś jeszcze powiedzieć na odchodne, jednak poczuła, że ktoś ciągnie ją w swoim kierunku.
          — Ani mi się waż — syknął.
          Dziedzin Slytherina widocznie nie był zadowolony z jej działań. Co miała zrobić? Po prostu pomogła. Mimo tego, że teraz musi być taka, a nie inna, jej druga, prawdziwa natura, dalej ma nad nią władzę. Zaciągnął ją na pusty korytarz, tak aby mogli porozmawiać w spokoju.
          — Naprawdę oszalałaś. Wiem, że jedna sytuacja nie była niczyją winą, ale pomagać Gryffonowi? Naprawdę, spodziewałem się po tobie czegoś lepszego — zakończył swoją wypowiedź.
          Przełknęła głośno ślinę. Nie pozwoli sobie na takie traktowanie.
          — Martwiłeś się? To naprawdę uroczę — zakpiła.
          Widziała, że chłopak powoli nie wytrzymuje. Zaciska dłonie w pięści jednak nic poza tym.
          — Chcesz coś jeszcze dodać Granger? — warknął na nią.
          Pokiwała przecząco głową, uśmiechnęła się.
          — Śmiem zauważyć, że podobam Ci się, Riddle i co najgorsze… Sam nad tym nie panujesz. Czekam na kolejną obronę. Myślę, że znalazłam prywatnego ochroniarza — jej uśmiech był szczery i pozbawiony jakichkolwiek złych wibracji.
           To było dziwne, nigdy nie myślał, żeby się zakochać.
           — Nie zakochałem się — powiedział.
           Właściwie to sam nie rozumiał coś się teraz z nim dzieje. Przez jego ciało przechodziły miłe dreszcze, był zadziwiająco spokojny i szczęśliwy bo mógł jej pomóc, i że jej nic się nie stało. No właśnie, ona była dla niego ważna.
           Ciepło w sercu, które topiło lód, który zamarzł wiele lat temu. To niesłychane. On nigdy się nie zakocha, nikt nigdy nie pokocha jego.
           — Mam nadzieję, że teraz kłamiesz — powiedziała cicho.
           Miała już odejść, pełna obawy, że usłyszał ostatnie zdanie. Nie wiedziała co w nią wstąpiło. Nie chciała tego usłyszeć, nie chciała. Serce bolało ją na samą myśl, że teraz się od niej odsunie.
           Tak, to dziwne, że akurat on. Ktoś kto jest największym zagrożeniem dla całego świata, miałby się stać najbliższą osobą dla niej. To niemożliwe, wszystko to co się z nim wiąże jest niemożliwe. Nie ma takiej opcji.
          — Doprawdy?— czuła, że kolejny raz przyciąga ją do siebie. Delikatnie podnosi jej podbródek, tak aby mogła spojrzeć w jego lśniące, niebieskie oczy. Dziewczyna z kolei zatapia się w jego oczach, tak cudownych, tak pasujących do takiego pięknego człowieka. Nie pojęte jest to, że on może być zły.
           Gdy jego usta znowu musnęły jej wargi, odpłynęła w świat fantazji o przyszłości, której dla siebie nie mieli. Dlaczego życie musi być takie trudne, że najbardziej fascynują nas osoby, z którymi być nie możemy? Dlaczego…
          — Nie mogę się oprzeć — powiedział zmysłowym tonem i tym samym przywarł z dziewczyną do ściany.
          Pogłębił pocałunek, delikatnie penetrował językiem podniebienie dziewczyny, a jedna z jego rąk delikatnie wsuwała się pod sweter dziewczyny. Nie miała nic przeciwko, podobało jej się, pragnęła tego. Nie usłyszeli nawet kroków, które zatrzymały się tuż przed nimi gdy góra część garderoby dziewczyny, była pociągnęła tuż przed stanikiem. Tylko dziewczęcy chichot i stłumiony, zapewne ręką, męski śmiech doszedł ich uszu.
          Oderwali się od siebie, Tom rzucił pod nosem przekleństwo, a Hermiona zapłonęła rumieńcem. Przed nimi stało narzeczeństwo Black w dość rozbawionym humorze.
          — Ja wcale nie jestem z Hermioną — zacytowała Walpurgia.
          Starsza dziewczyna zerknęła na Riddle, który płonął w tej chwili jak piwonia.
          — Faktycznie, masz większe szansę niż reszta, Granger — powiedział Orion.
          Wiedzieli, że zaraz nastąpi wybuch. Tom ruszył przed siebie, nie oglądając się na nich.
          — Tylko spróbujecie coś powiedzieć, a was wszystkich pozabijam jednym machnięciem różdżki — to nie był ludzki głos, brzmiał jak syk węża, który jest gotowy zabić aby się pożywić.
          — Żartuje, jak zwykle. Przejdzie mu — powiedział do niej mężczyzna.
          Ona jednak wiedziała swoje. Lord Voldemort nie rzucał słów na wiatr, a z kolei tej przystojny chłopak, który w tej chwili ją opuścił, to ta sama osoba. On nigdy nie żartuje. Doprowadziła się do stanu używalności.
          — Nikomu nie powiedzie? — zapytała dość przestraszona.
          Pokiwali tylko przecząco głowami. Nie zamierzali zdradzić tajemnicy tych dwojga, mieli nadzieję, że coś co się urodziło, wykiełkuje.

23 komentarze:

  1. Ha, pierwsza!
    Zarąbisty rozdział, cały czas trzymający mnie w niepewności.
    Fascynuje, wszystko jest takie... mroczne!
    Tom jest najlepszy ♥
    pozdrawiam!
    chochlik
    ------------------
    dramione-niewiedza.blogspot.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tom wiadomo, że najlepszy bo to moja ulubiona postać, a Hermiony nie umiem tak ładnie wykreować. Cóż. Dziękuje za motywację na następny rozdział :)

      Usuń
  2. Druga!
    Tom jest cudowny (już chyba to pisałam ale mniejsza).
    Rozdział jest świetny.
    Tak dużo Tomione w Tomione ^^
    Nie mogłam oderwać wzroku od tekstu.
    Kocham *.*
    Orion i Walpurgia miszczowie momentu xd
    I nie musiałam długo czekać.
    Pozdrawiam, życzę weny i czekam na dalszy rozwój akcji.
    ~Vichi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Black zawsze wie kiedy trzeba się odezwać. A! Dziękuje. Będzie motywacja na następny rozdział :)

      Usuń
  3. Haha xD Ktoś mógłby powiedzieć: "Mam was!" xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieee. Wtedy nie byłoby efektu :D

      Usuń
    2. Wiem, ale na początku myślałam że tak będzie xD Że Drops wibije albo coś xD

      Usuń
    3. Drops jeszcze jest w sile wieku, woli podrywać chłopaków :D

      Usuń
  4. Jejciu, znowu się całowali <3 i jak zwykle ktoś musiał im preszkodzić ;c
    Tak się cieszę, że dodałaś rozdział wcześniej! ;D Nie mogę się doczekać kolejnego ;D
    Pozdrawiam i życzę weny, Vik. A.
    ------
    istnienie-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje serdecznie. Mam nadzieję, że uda mi się następny również dodać przed terminem :)

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaaa! Doczekałam się!
    Hmm... cudo! *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje. Mam nadzieję, że zadowoliłam Cię :D orgazm duchowy, te sprawy :P

      Usuń
  7. Cudowne! ^^ Pełne niesamowicie prowadzonych uczuć :D uwielbiam każde zdanie. Po prostu PERFEKCJA :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie ma perfekcji, nigdy nie będzie. Zawsze będą sobą :P

      Usuń
  8. Pokochałam Toma w Twoim wydaniu. Już nie mogę się doczekać kontynuacji. Piszesz tak, że czytelnik po prostu MUSI tu zaglądać. Dla mnie zaglądanie na Twoje blogi jest już czynnością codzienną jak mycie zębów. Zachęcam do spięcia wszystkich sił i pisania ile wlezie, bo napięcie jakie zbudowałaś jest nie do wytrzymania. Pozdrawiam K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz co? Udało mi się napisać 9 rozdział. Jest prawie skończony więc myślę, że już dzisiaj go wstawię :)

      Usuń
  9. MASZ TALENT! Zakochałam się w twoich opowiadaniach. Bardzo mi się podoba twój styl pisania. Od dziś będę komentować każdy twój post ;)
    Życzę weny i pozdrawiam! ~NaĆpAnA pOtTeReM
    P.S. pisz ten 10 rozdział bo jak nie pojawi się w przyszłym tygodniu to nie ręcze za siebie. CCC:

    OdpowiedzUsuń
  10. Kamana skromna taka :o xD Ej tak sb myślę nad taką scenka w komnacie mrrr xD Cudowny rozdział, cudowny Tom<3 Orion i Walpurgia rozwalają xD

    OdpowiedzUsuń
  11. Brak słów.
    Po prostu to uwielbiam.

    Panna Nanase

    OdpowiedzUsuń

Informacje

 photo Intro 1.gif
Opowiadanie „Zmienię czas, by z tobą być” zostało zakończone.
Rozdziały 1-8 zbetowała Raving. Rozdziały kolejne w trakcie korekty Aleksa.
Szablon wykonała Kamana.