Witajcie. Zapowiedziałam już, że napiszę ten rozdział więc piszę. Naprawdę mam teraz sporo roboty i mam nadzieję, że wybaczycie mi wszystkie literówki, no dobra – wszystko. Mam nadzieję, że spodoba wam się już siódmy rozdział. A nie tak dawno zaczynałam. To miłe uczucie.
Rozdział 7
W tym czasie Hermiona ukrywała pod maską strachu własne uczucia. Jak do tego mogło dojść, do cholery? Przecież nie tak to miało wyglądać. Przeklęła siarczyście pod nosem. Naprawdę, powinna zastanowić się, co tutaj jest ważne. Misja czy jakieś denne romanse. Nie może sobie na to pozwolić.
— Idziemy — zarządził mężczyzna.
Oboje po cichu udali się w stronę kolumn, które zasłoniły ich tak, że mogli bez problemu patrzeć na to, co dzieje się na korytarzu. Nagle pojawiła się ciemna postać, oczy kobiety rozszerzyły się do granic możliwości. Kto to jest? Przecież o tej porze nie powinno być żadnego ucznia przechadzającego się po szkole.
— To Ogg, jeśli nie chcemy reszty nocy spędzić w lochach przypięci grubymi łańcuchami do ściany, idziemy stąd. — Pokiwała tylko głową.
Nie mogła jednak wiedzieć, że w tej ciemności Riddle nic nie widzi. Za bardzo przejęła się następstwami tej sytuacji.
— Idziemy? — syknął.
Przypomniała sobie, że panują egipskie ciemności. Musiała otrząsnąć się z szoku i wreszcie ruszyć przed siebie.
— Jasne — odparła.
Szli więc w kierunku lochów powoli, tak, aby nie wywołać zbędnego zamieszania. Dwóch prefektów, którzy nocą robią sobie schadzki, to naprawdę śmieszne. Musiała jakoś poradzić sobie z narastającym podnieceniem i na dodatek pożądaniem w stosunku do Toma. Nie tak miała wyglądać jej misja, nie tak miało wyglądać jej życie. Dzięki niej Harry wreszcie będzie miał rodziców, a ona możliwe, że będzie kimś innym, kimś, kim zawsze chciała być. Prawdziwą sobą, Hermioną Granger.
Gdy wreszcie udało im się wejść do pokoju wspólnego, zapanowała cisza, jak makiem zasiał. Jeszcze gdy byli w czynnym stanie, słyszeli odgłosy swoich kroków, lecz teraz, gdy stali naprzeciwko siebie, nie wiedząc za bardzo, jak się zachować, przeszkadzało im to.
Szczególnie dziwnie czuł się siedemnastoletni mężczyzna, który pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji. Zazwyczaj odchodził bez słowa, ale czy teraz powinien? Nie można od razu odzwyczaić się swoich nawyków. Wyminął kobietę, która aktualnie patrzyła na swoje buty. Urocze, wstydziła się go, prawie jak każda możliwa dziewczyna.
Ruszył ku schodom, a zaraz później znikł za drzwiami, zostawiając swoją partnerkę samą. A co zrobiła ona? Policzki ją piekły, serce łomotało w piersi. Powoli się uspokajała, musiała wrócić do normy. Nie mogła przecież tak wypełnić misji, ani tym bardziej zakochać się w takim człowieku, jakim był Tom Riddle.
Zło, które jest głęboko zakorzenione w jego sercu, to nie dla niej. Ona potrzebuje prawdziwego mężczyzny z krwi i kości, o gorącym sercu, który sprawi, że i ona poczuje dreszcze. Tak, tego było jej potrzeba, ale przed nią jeszcze tyle pracy, przede wszystkim czas na zmianę nastawienia. Musi traktować wreszcie go jako człowieka, a nie obiekt. Tak, to będzie doskonałe ćwiczenie dla niej, a dodatkowa pewność siebie przyniesie lepsze rezultaty.
Ona również udała się na spoczynek. Tak, wreszcie trzeba odpocząć po trudach dnia codziennego i, co najważniejsze, zapomnieć o pocałunku, który miał w sobie tak wiele, że trudno go opisać.
(***)
Sen nie przyniósł jednak żadnych refleksji. Dlaczego Tom uległ takiemu uczuciu? Dlaczego się poddał i jednak ich usta zamknęły się w namiętności? Dlaczego?
Te pytania ciągle męczyły młodą kobietę. Zarówno przed pójściem spać, jak i po wstaniu. Wszystko jest takie nijakie, cała ta przeszłość jest przereklamowana.
Podniosła się powoli do pozycji siedzącej. Odsłoniła kotary, przymknęła delikatnie oczy. Słońce, które wpadało przez okna, oślepiło ją swym blaskiem. Gdy jej oczy przyzwyczaiły się do światła, rozejrzała się po pokoju. Łóżko dziewczyny, której dalej nie pamiętała imienia, było już puste.
Z kolei łóżko Walpurii było całe rozkopane, a jego właścicielka leżała naga w łóżku. Jedynie skrawek kołdry zakrywał jej krok, a piersi były widoczne. Hermiona zapłonęła czerwienią. Wstała pospiesznie i podeszła do dziewczyny. Dźgnęła ją różdżką, którą miała w ręku. Usłyszała jakieś niezrozumiałe słowa, które zniknęły w poduszce. Jeszcze raz zdecydowała się ponowić atak na golasa.
— Cholera, Granger! Mogłabyś przestać?
Stała do niej tyłem. Nie chciała widzieć jej w takim stanie. Panna Black wyczuła jej niepewność. Zachichotała.
— Nie powiesz mi chyba, że krępujesz się moja obecnością? Nie przesadzaj! — krzyknęła, zanosząc się śmiechem.
Starszej dziewczynie również udzielił się humor.
— Mimo wszystko, ubierz się — rzuciła, idąc w stronę łazienki.
Weszła do niej i spędziła zadziwiająco mało czasu. Umycie się, pielęgnacja włosów, paznokci, ciała zajęła jej mniej niż oczekiwała. Ubierała się pospiesznie. Wprawdzie było jeszcze sporo czasu na śniadanie, ale chciała być w Wielkiej Sali szybciej niż Riddle.
Po wczorajszym głupio będzie na niego spojrzeć, a co dopiero się odezwać. Pospieszyła z pokoju w kierunku schodów. Przebiegła jak najszybciej przez pokój wspólny, wreszcie znalazła się na korytarzu, który był zalany zaspanymi uczniami, niezwykle ją irytowali.
— Ruszcie się wreszcie — warknęła.
Tłum rozstąpił się, aby zrobić jej przejście. Nikt nie lubił zaczynać ze Ślizgonami, a ostatnio szczególnie z nią. Biegiem dotarła na miejsce, usiadła na krześle i wrzuciła sobie na talerz tosta. Posmarowała go tak szybko marmoladą, że ludzie z jej domu spojrzeli na nią pytająco. Zignorowała to. Pospiesznie przełykała kolejne kęsy chleba, gdy za swoimi plecami usłyszała znajomy, łagodny głos.
— Panno Granger, możemy panią prosić na minutkę? — Gdy odwróciła się, za swoimi plecami zobaczyła Albusa Dumbledore'a w towarzystwie dyrektora Dippetta.
Pokiwała sztywno głową i udała się za nimi. Szli zapewne do gabinetu któregoś z nich, miała nadzieję tylko, że jej były dyrektor, który w jej czasach jest już martwy, bo zabity przez Severusa, nie wyjawił nic swojemu zwierzchnikowi.
Zacisnęła kciuki i dalej podążała za mężczyznami, którzy uśmiechali się do niej nad wyraz przyjaźnie. Gdy wreszcie weszli do pierwszej, lepszej klasy, nie była już taka pewna, czy rozmowa będzie dotyczyła jej zadania powierzonego w przyszłości.
— Jak pani zapewne już zdążyła dowiedzieć się od swoich koleżanek, w tym roku, w noc duchów odbędzie się bal. Nie byle jaki, oczywiście. Postanowiliśmy zaprosić kilku przedstawicieli ministerstwa. Dlaczego? Panno Granger, zapewne i panią czeka tam przyszłość! Ściągamy ich, aby znaleźli sobie przyszłych kandydatów na świeże posady w ministerstwie. Jak wiadomo, i to od dawna, takie młode osoby są bardziej przydatne, niż te starsze. Myślę, że doskonale rozumiemy powagę sytuacji — najwyższa głowa w Hogwarcie zwróciła się do niej, ale dlaczego?
Nie rozumiała, po co jej ta wiedza, a szczególnie, po co miała to wiedzieć. To nic szczególnego, to samo mogli powiedzieć Tomowi i zapewne odebrałby to tak jak ona. Nic nowego nie przyniesie to wydarzenie. Tak będzie też w przyszłości.
Westchnęła. Rzuciła jedno, krótkie spojrzenie w kierunku Dumbledore'a. Miała nadzieję, że powie coś jeszcze.
— Ależ mój drogi! Nie powiedziałeś Hermionie nic! Musisz ogłosić w całej szkole, żeby dobierali się w pary. Poza tym, mam nadzieję, że prefekci domów przyjdą razem. Zadbaj o to, żeby Tom pojawił się u twojego boku, kiedy nadejdzie ta odpowiednia godzina. Prefekci rozpoczynają tańce, mam nadzieję, że nie jest ci obca ta sztuka? — puścił w jej kierunku oczko.
Mogła przysiądź, że tak było. Uśmiechnęła się lekko.
— Oczywiście panie profesorze, dziękuje za spotkanie. — Podeszła do drzwi i roześmiała się.
Dzięki tej sytuacji ułatwią jej zadanie, a ponieważ ostatnimi czasy Tom Riddle robi się w stosunku do niej miękki, to jej jedyna szansa, aby wykorzystać to dostatecznie. Z wielkim uśmiechem na ustach poszła w kierunku pokoju wspólnego. Miała akurat trochę czasu aby oznajmić Riddlowi, że razem udadzą się na bal.
(***)
Wyszedł z sypialni dość późno. W dalszym ciągu nie rozumiał swojego współlokatora, który spędzał tyle czasu w łazience. Niejedna kobieta byłaby tym zdegustowana, a on wcale nie wyglądał przez to lepiej. Wręcz przeciwnie. Teraz był wyjątkowo odrażający.
Co innego Tom. On, nie robiąc nic, był wyjątkowy. Natura mu nie poskąpiła, dała mu wszystko, co najlepsze. Niebieskie, lśniące oczy, ciemne, lekko kręcone włosy, aksamitny głos, ładną, owalną twarz, a rysy jak u rzeźby. Idealny, pomijając oczywiście charakter. Nie dziwne, że większość dziewczyn w szkole znalazło trochę miejsca w sercu na niego, był wyjątkowo przystojny.
Co dziwne, on wcale nie pragnął tego wykorzystywać. Był tak niedoświadczony, że aż dziw brało, że w tym wieku jeszcze nie zabierał się za te rzeczy, ale cóż począć, jak w jego głowie zamiast erotyzmu, pożądania i miłości osiadło zło, które z dnia na dzień coraz bardziej wbijało swoje korzenie w bezbronne serce chłopaka? Niestety, im dłużej będzie myślał o zemście, tym szybciej odejdzie z tego świata.
Riddle szedł spokojnie przez pomieszczenie gdy zobaczył, że przez dziurę w portrecie wślizguje się znajoma mu postać. Hermiona Granger, znowu ona. Rzucił niedbale jakieś przekleństwo pod nosem. Zmierzała w jego kierunku, nie tego się spodziewał po wczorajszej sytuacji.
— Musimy porozmawiać — rzekła.
Rozejrzał się po pokoju. Wiedział, że jej słowa sprawiły poruszenie w całym pomieszczeniu. Uśmiechnął się, specjalnie, aby dać im do myślenia. Niech myślą, co chcą i tak niedługo wszystko się zmieni i to za jego sprawą.
— Oczywiście — oodparł
Wyszli razem jak najdalej od zgrai plotkarzy ze swojego domu. Naprawdę trudno prowadzić misję, gdy tyle osób niepotrzebnie zawraca ci głowę. Gdy dotarli na jakiś korytarz, gdzie w tej chwili nie było żadnego ucznia, nauczyciela, ani ducha, postanowili, że mogą przystanąć, aby zamienić ze sobą kilka słów.
— A więc? — zapytał.
Dziewczyna zastanowiła się chwilę nad tym, jak powinna mu przekazać tę cudowną dla nich nowinę. Na jej twarz przypałętał się kpiący uśmieszek.
— Wiedziałam się dzisiaj z dyrektorem i profesorem Dumbledorem. Mam nadzieję, że cię nie zdziwię. Na balu w noc duchów pojawią się pracownicy ministerstwa magii, aby wybrać grono ciekawie zapowiadających się uczniów. I najgorsza ze wszystkich wiadomość, Tom… Musimy iść razem jako para i otworzyć tańce — powiedziała, śmiejąc mu się w twarz.
Wiedziała, że takim zachowaniem prowokuje chłopaka, ale nie miała wyboru. Jeszcze trochę, jeszcze chwila i była pewna, że wybuchnie. Ten jednak tylko popatrzył na nią z góry, bez cienia wątpliwości odpowiedział na jej zaczepkę.
— Mam nadzieję, że masz się w co ubrać, a co ciekawsze, czy umiesz tańczyć. — Odszedł od niej powolnym krokiem w stronę jadalni.
To ciekawe, że nie wywarło to na nim wrażenia. Wzruszyła ramionami. Będzie musiała inaczej znaleźć drogę do tego serca Riddle'a, które potrzebuje pomocy, nieświadome niebezpieczeństwa, które niesie ze sobą nienawiść.
Dwa tygodnie minęły tak szybko, że nikt nie mógł się spodziewać, że właśnie dzisiaj od rana w zamku będzie panować taka wrzawa. Młode dziewczyny, powyżej piątego roku nauki, przygotowywały się wytrwale na bal, poza jedną, rzecz jasna.
Hermiona siedziała w pokoju wspólnym pośród wielu swoich adoratorów, którzy do ostatniej minuty starali się ją zaprosić na bal. Nie dochodziło do nich żadne słowo sprzeciwu. Nieopodal niej stał oparty o framugę drzwi dziedzic Slytherina. Spoglądała na niego od czasu do czasu.
Denerwowała go, wiedziała o tym. Był pewny, że jak większość kobiet w jej wieku będzie się przygotowywała na godzinę dziewiętnastą już od drugiej po południu. Patrzył na nią z pół przymkniętych powiek. Miał ochotę nią potrząsnąć i zmusić do działania. Dochodziła przecież godzina siedemnasta.
— Hermiono, ale przecież nikt cię nie zaprosił, nie poszłabyś jednak ze mną? — zapytał jakiś chłopak z rocznika niżej.
Ona nic nie odpowiedziała. Była zbyt zajęta lekturą, aby mieszać się w sprawy tej wielkiej uroczystości. Gdy jednak jednemu z mężczyzn się nie udawało, drugi podchodził do działania.
— Może jednak wybierzesz się ze mną? Wiemy przecież, że Gregory nie jest odpowiednią partią — przez salon przeszedł stłumiony śmiech.
Tomowi wcale było do tego daleko. Jeszcze trochę i wyjdzie z siebie i stanie obok. Czekoladowo-oka zamknęła książkę. Wstała, tłum otaczających ją adoratorów popatrzył w oczekiwaniu.
— Idę się przebrać — powiedziała.
Riddle odetchnął z ulgą i sam udał się do własnego pokoju. Od wielu miesięcy zbierał pieniądze na tę szatę wyjściową. Była czarna, kompletnie. Wyglądał w niej idealnie. Jego niebieskie oczy aż lśniły, tym razem już nie błyszczały od czasu do czasu. Wyglądały jak małe diamenty, zamknięte pośród czarnej sadzy.
Ubrał się w nią. Nie musiał za dużo poprawiać. Buty jak buty, zmienił na te wyjściowe. Do jego pokoju wpadł zdyszany Orion. Popatrzył z uznaniem na starszego kolegę, naprawdę bardzo dobrze wyglądał.
Sam Black nie prezentował się mizernie. Wręcz przeciwnie. Mimo tego, że był dopiero na piątym roku nauki, był on wzrostu swojego przyjaciela, kolor oczu i włosów to heban, a jego szata błyszczała ciemną zielenią, co miało niby podkreślać sukienkę jego narzeczonej.
— Całkiem nieźle wyglądasz — stwierdził.
Chłopak delikatnie zmrużył oczy. Nie było już czasu na ceregiele. Nie było powodu, żeby tutaj przyszedł. Mogli się spotkać przecież na dole, w pokoju wspólnym.
— Czemu tu przyszedłeś? — zapytał.
Tego właśnie się spodziewał młody spadkobierca. Westchnął teatralnie i popatrzył na Toma z lekkim rozbawieniem na twarzy.
— Nie znasz się chyba na kobietach, wiesz? One lubią, jak się na nie czeka nawet godzinę. Chodź już, spryskaj się tylko tą wodą — podał mu flakonik – i chodź wreszcie — pociągnął go za rękaw.
Wściekły na siebie i na niego dziedzic poszedł powoli na kanapę. Większość chłopców czekała na swoje wybranki serca, niektórzy na partnerki tylko na ta jedną noc, a niektórzy… Właśnie, z kim oni mieli pójść? Czyżby czekali na Hermionę?
— A wy na kogo czekacie? — rzucił do nich wyniosłym tonem.
Nie chciał, żeby ktoś tak bezwstydnie oczekiwał na jego partnerkę. Mimo wszystko nie powinien pojawić się tam sam, to niedorzeczność.
— Granger jeszcze nie wybrała — odparł ktoś zniecierpliwionym tonem w jego kierunku.
Tom tylko się uśmiechnął, rozsiadł na kanapie i spoglądał na schody. Zapewne dla tych idiotów będzie to nie lada zaskoczenie, że ktoś taki jak ta dziewczyna idzie z kimś takim jak on, ale, co by nie powiedzieć, on pasował do niej bardziej, niż ta zgraja debili.
Hermiona weszła do swojego pokoju po cichu. Wiedziała, że dziewczyny już od dłuższego czasu przygotowują się. Chciały wypaść jak najlepiej i tego właśnie im życzyła. Gdy tylko zobaczyły ją, załamały ręce.
— Nie możesz tak wyglądać! To hańba dla naszego domu — panna Black wepchnęła ją czym prędzej pod prysznic bez większych protestów.
Zimna woda podziałała na nią pobudzająco, tym samym sprawiając, że jej twarz i ciało wyglądały lepiej niż dobrze. Otulona wyszła z kąpieli i usiadła do stolika, na którym znajdowało się lustro, różdżka i miliony kosmetyków.
Tak naprawdę dziewczyna nigdy nie wiedziała na oczy połowy z nich, ale musiała zaufać swoim koleżankom, które zapewniły, że zrobią z niej bóstwo. Pomalowała tylko paznokcie u rąk i nóg na czerwono, stwierdziła, że będzie to idealnie pasowało do czarnej sukienki, którą musiała założyć.
Znalazła w swojej torbie równie ciemne szpilki, które założyła już pod wyschnięciu lakieru. Zostało mało czasu. Walpuria zabrała się za makijaż, sama była już gotowa. Ubrana w ciemnozieloną sukienkę, baleriny, gdyż nie mogła założyć szpilek, prezentowała się całkiem dobrze. Jej koleżanka wyglądała według Hermiony dość śmiesznie, ale dziewczyna postanowiła tego nie komentować.
— Ciekawe, z kim idzie Tom — zaczęła Walpuria.
Dobrze wiedziała, że właśnie osoba, którą się teraz zajmuje, będzie jego partnerką. Obie usłyszały westchnięcie Ashley, trzeciej z nich. Była ona blondwłosą dziewczyną, o jasno zielonych oczach. Doskonale wpisywała się do swojego domu, była wyraźnie głupia i płytka, czego nie omieszkała jej na każdym kroku wypominać jej najlepsza przyjaciółka.
— Gdyby nie szedł z kimś, chętnie bym z nim poszła — powiedziała.
Obie z Granger zachichotały cicho, tak, aby przypadkiem dziewczyna nie zobaczyła ich rozbawionych spojrzeń.
— Ale ty przecież idziesz z Armandem! — wykrzyknęła Hermiona.
Została zignorowana, a żadna z kobieta nie postanowiła podjąć dalszego temu. Zapanowała głucha cisza, tylko od czasu do czasu do ich uszu dochodziło czesanie włosów.
Tuż przed godziną zero wszystkie trzy stanęły naprzeciwko lustra. Cały efekt był niezły. Pomijając najstarszą z nich, była fenomenalna. Sukienka, która na pierwszy rzut oka wydawała się strasznie odważna, na ciele kobiety układa się inaczej. Dekolt nie był wcale głęboki, a brak pleców był niemałym atutem.
Uśmiechnęła się do siebie. Jej włosy rozpuszczone, pierwszy raz od długiego czasu, okalały ładnie przypudrowaną twarz. Usta pociągnięte czerwoną szminką i niczym nie wyróżniający się makijaż. Czarne kreski, cieniutkie, na powiekach tuż przy linii rzęs, które były podkręcone tuszem do granic możliwości. Wewnętrzna część oka tuż nad powieką pociągnęła czarną kredką.
Tak, wyglądała wspaniale. Jej wysokie szpilki dodawały jej tylko uroku. Była zaskakująco niska jak na czarownicę czystej krwi. Nikt oczywiście nie wiedział, że z pochodzenia była mugolką. Nawet Tom, które poznał połowę prawdy. Okręciła się jeszcze raz. Było idealnie.
Dziewczyny już poszły, a ona została, nie wiedząc co właściwie będzie się dzisiaj działo. Tyle wrażeń, tyle do zrobienia, a tak mało czasu. Czy naprawdę miała możliwość wyjść na prostą? Porzuciła troski, ten wieczór jest jej.
Czekał zaskakująco długo, a już za dziesięć minut zaczynał się bal. Mieli go otwierać oni, nie przystoi, aby się spóźnili. Swoje gniewne spojrzenie zwrócił w kierunku stada napalonych samców. Czegoś tak obrzydliwego nie wiedział już dawno, a trzeba wspomnieć, że nie jedno w życiu się widziało.
Popatrzył, jak Orion wraz ze swoją narzeczoną opuszcza pomieszczenie. Pomachał mu porozumiewawczo, że będzie czekał na sali. Kiwnął ledwie zauważalnie głową. Tyle wystarczyło. Za nim jednak zdążył się odwrócić, ze schodów schodziła Hermiona.
Cudownie wystrojona, tłum pierwotniaków oszalał. To właśnie zmusiło go do tego, aby spojrzeć w danym kierunku. Zatrzymała się tuż przy zejściu i błagała tylko swojego partnera, żeby wybawił ją z tego koszmaru, a wiadomo, że prawdziwy dżentelmen tak się zachowa.
Nie pomyliła się. Przebił się przez tłum, podał jej delikatnie rękę. Uchwyciła ją. Wyszli. Zaczerpnęła gwałtownie powietrza. Uratowana, ale w sumie najgorsze przed nią.
— Chociaż wyglądasz zadziwiająco dobrze — powiedział trochę do siebie, a trochę do niej.
Uśmiechnęła się kwaśno.
— Ty też nie wyglądasz najgorzej. — Wzajemne docinki sprawiały, że poczuli się bardziej pewni siebie.
Jeszcze chwila i stanęli przed drzwiami, gdzie czekał na nich Albus Dumbledore.
— Widzę, że dobrze się zorganizowaliście, zaczynajcie. — Kolejny raz w ciągu kilku tygodniu puścił oczko w kierunku dziewczyny.
Dzięki temu miała pewność, że w tych czasach nie jest jednak sama. Uśmiechnięta wkroczyła na salę. Dzisiaj już nic nie mogło popsuć jej nastroju. Mimo tego, że trzymała za rękę Toma, który wyglądał jak ósmy cud świata, mimo tego, że tłum adoratorów będzie chciał dzisiaj z nią tańczyć. Nie, dzisiaj będzie wspaniały wieczór.
Stanęli blisko siebie, znowu tak, jak na korytarzu. Cudowny dreszcz podniecenie przeszedł przez ciało Hermiony. Tom, taki rozkoszny. Jego wzrok również się zmienił. Zabrzmiała muzyka, walc, którego tak nienawidziła.
Ręka na jej plecach, druga trzymająca jej dłoń. Cichuteńkie liczenie pod nosem. Walc się kończy. Tango zabrzmiało. Więcej par wchodzi na parkiet, a teraz istnieją tylko oni. Ich drapieżne spojrzenia, spocone ciała. Czuła, że jego ręka zsuwa się po plecach, delikatnie je gładząc. Jęknęła. Wiedziała, że ten odgłos i jemu sprawił niebanalną przyjemność. Obrót, zakręciło jej się w głowie, złapał ją. Tak blisko były jego usta. Tak bardzo chciała ich znowu zasmakować.
— Nie całuj mnie, Granger — syknął.
Jakby to miało ją powstrzymać. Muzyka ustała. Usiedli, wypili trochę drinków. Wszystko tylko po to, żeby rozładować atmosferę. Jeszcze trochę, a ten bal dobiegnie końca.
— A więc? — zapytał.
Dziewczyna zastanowiła się chwilę nad tym, jak powinna mu przekazać tę cudowną dla nich nowinę. Na jej twarz przypałętał się kpiący uśmieszek.
— Wiedziałam się dzisiaj z dyrektorem i profesorem Dumbledorem. Mam nadzieję, że cię nie zdziwię. Na balu w noc duchów pojawią się pracownicy ministerstwa magii, aby wybrać grono ciekawie zapowiadających się uczniów. I najgorsza ze wszystkich wiadomość, Tom… Musimy iść razem jako para i otworzyć tańce — powiedziała, śmiejąc mu się w twarz.
Wiedziała, że takim zachowaniem prowokuje chłopaka, ale nie miała wyboru. Jeszcze trochę, jeszcze chwila i była pewna, że wybuchnie. Ten jednak tylko popatrzył na nią z góry, bez cienia wątpliwości odpowiedział na jej zaczepkę.
— Mam nadzieję, że masz się w co ubrać, a co ciekawsze, czy umiesz tańczyć. — Odszedł od niej powolnym krokiem w stronę jadalni.
To ciekawe, że nie wywarło to na nim wrażenia. Wzruszyła ramionami. Będzie musiała inaczej znaleźć drogę do tego serca Riddle'a, które potrzebuje pomocy, nieświadome niebezpieczeństwa, które niesie ze sobą nienawiść.
(***)
Dwa tygodnie minęły tak szybko, że nikt nie mógł się spodziewać, że właśnie dzisiaj od rana w zamku będzie panować taka wrzawa. Młode dziewczyny, powyżej piątego roku nauki, przygotowywały się wytrwale na bal, poza jedną, rzecz jasna.
Hermiona siedziała w pokoju wspólnym pośród wielu swoich adoratorów, którzy do ostatniej minuty starali się ją zaprosić na bal. Nie dochodziło do nich żadne słowo sprzeciwu. Nieopodal niej stał oparty o framugę drzwi dziedzic Slytherina. Spoglądała na niego od czasu do czasu.
Denerwowała go, wiedziała o tym. Był pewny, że jak większość kobiet w jej wieku będzie się przygotowywała na godzinę dziewiętnastą już od drugiej po południu. Patrzył na nią z pół przymkniętych powiek. Miał ochotę nią potrząsnąć i zmusić do działania. Dochodziła przecież godzina siedemnasta.
— Hermiono, ale przecież nikt cię nie zaprosił, nie poszłabyś jednak ze mną? — zapytał jakiś chłopak z rocznika niżej.
Ona nic nie odpowiedziała. Była zbyt zajęta lekturą, aby mieszać się w sprawy tej wielkiej uroczystości. Gdy jednak jednemu z mężczyzn się nie udawało, drugi podchodził do działania.
— Może jednak wybierzesz się ze mną? Wiemy przecież, że Gregory nie jest odpowiednią partią — przez salon przeszedł stłumiony śmiech.
Tomowi wcale było do tego daleko. Jeszcze trochę i wyjdzie z siebie i stanie obok. Czekoladowo-oka zamknęła książkę. Wstała, tłum otaczających ją adoratorów popatrzył w oczekiwaniu.
— Idę się przebrać — powiedziała.
Riddle odetchnął z ulgą i sam udał się do własnego pokoju. Od wielu miesięcy zbierał pieniądze na tę szatę wyjściową. Była czarna, kompletnie. Wyglądał w niej idealnie. Jego niebieskie oczy aż lśniły, tym razem już nie błyszczały od czasu do czasu. Wyglądały jak małe diamenty, zamknięte pośród czarnej sadzy.
Ubrał się w nią. Nie musiał za dużo poprawiać. Buty jak buty, zmienił na te wyjściowe. Do jego pokoju wpadł zdyszany Orion. Popatrzył z uznaniem na starszego kolegę, naprawdę bardzo dobrze wyglądał.
Sam Black nie prezentował się mizernie. Wręcz przeciwnie. Mimo tego, że był dopiero na piątym roku nauki, był on wzrostu swojego przyjaciela, kolor oczu i włosów to heban, a jego szata błyszczała ciemną zielenią, co miało niby podkreślać sukienkę jego narzeczonej.
— Całkiem nieźle wyglądasz — stwierdził.
Chłopak delikatnie zmrużył oczy. Nie było już czasu na ceregiele. Nie było powodu, żeby tutaj przyszedł. Mogli się spotkać przecież na dole, w pokoju wspólnym.
— Czemu tu przyszedłeś? — zapytał.
Tego właśnie się spodziewał młody spadkobierca. Westchnął teatralnie i popatrzył na Toma z lekkim rozbawieniem na twarzy.
— Nie znasz się chyba na kobietach, wiesz? One lubią, jak się na nie czeka nawet godzinę. Chodź już, spryskaj się tylko tą wodą — podał mu flakonik – i chodź wreszcie — pociągnął go za rękaw.
Wściekły na siebie i na niego dziedzic poszedł powoli na kanapę. Większość chłopców czekała na swoje wybranki serca, niektórzy na partnerki tylko na ta jedną noc, a niektórzy… Właśnie, z kim oni mieli pójść? Czyżby czekali na Hermionę?
— A wy na kogo czekacie? — rzucił do nich wyniosłym tonem.
Nie chciał, żeby ktoś tak bezwstydnie oczekiwał na jego partnerkę. Mimo wszystko nie powinien pojawić się tam sam, to niedorzeczność.
— Granger jeszcze nie wybrała — odparł ktoś zniecierpliwionym tonem w jego kierunku.
Tom tylko się uśmiechnął, rozsiadł na kanapie i spoglądał na schody. Zapewne dla tych idiotów będzie to nie lada zaskoczenie, że ktoś taki jak ta dziewczyna idzie z kimś takim jak on, ale, co by nie powiedzieć, on pasował do niej bardziej, niż ta zgraja debili.
(***)
Hermiona weszła do swojego pokoju po cichu. Wiedziała, że dziewczyny już od dłuższego czasu przygotowują się. Chciały wypaść jak najlepiej i tego właśnie im życzyła. Gdy tylko zobaczyły ją, załamały ręce.
— Nie możesz tak wyglądać! To hańba dla naszego domu — panna Black wepchnęła ją czym prędzej pod prysznic bez większych protestów.
Zimna woda podziałała na nią pobudzająco, tym samym sprawiając, że jej twarz i ciało wyglądały lepiej niż dobrze. Otulona wyszła z kąpieli i usiadła do stolika, na którym znajdowało się lustro, różdżka i miliony kosmetyków.
Tak naprawdę dziewczyna nigdy nie wiedziała na oczy połowy z nich, ale musiała zaufać swoim koleżankom, które zapewniły, że zrobią z niej bóstwo. Pomalowała tylko paznokcie u rąk i nóg na czerwono, stwierdziła, że będzie to idealnie pasowało do czarnej sukienki, którą musiała założyć.
Znalazła w swojej torbie równie ciemne szpilki, które założyła już pod wyschnięciu lakieru. Zostało mało czasu. Walpuria zabrała się za makijaż, sama była już gotowa. Ubrana w ciemnozieloną sukienkę, baleriny, gdyż nie mogła założyć szpilek, prezentowała się całkiem dobrze. Jej koleżanka wyglądała według Hermiony dość śmiesznie, ale dziewczyna postanowiła tego nie komentować.
— Ciekawe, z kim idzie Tom — zaczęła Walpuria.
Dobrze wiedziała, że właśnie osoba, którą się teraz zajmuje, będzie jego partnerką. Obie usłyszały westchnięcie Ashley, trzeciej z nich. Była ona blondwłosą dziewczyną, o jasno zielonych oczach. Doskonale wpisywała się do swojego domu, była wyraźnie głupia i płytka, czego nie omieszkała jej na każdym kroku wypominać jej najlepsza przyjaciółka.
— Gdyby nie szedł z kimś, chętnie bym z nim poszła — powiedziała.
Obie z Granger zachichotały cicho, tak, aby przypadkiem dziewczyna nie zobaczyła ich rozbawionych spojrzeń.
— Ale ty przecież idziesz z Armandem! — wykrzyknęła Hermiona.
Została zignorowana, a żadna z kobieta nie postanowiła podjąć dalszego temu. Zapanowała głucha cisza, tylko od czasu do czasu do ich uszu dochodziło czesanie włosów.
Tuż przed godziną zero wszystkie trzy stanęły naprzeciwko lustra. Cały efekt był niezły. Pomijając najstarszą z nich, była fenomenalna. Sukienka, która na pierwszy rzut oka wydawała się strasznie odważna, na ciele kobiety układa się inaczej. Dekolt nie był wcale głęboki, a brak pleców był niemałym atutem.
Uśmiechnęła się do siebie. Jej włosy rozpuszczone, pierwszy raz od długiego czasu, okalały ładnie przypudrowaną twarz. Usta pociągnięte czerwoną szminką i niczym nie wyróżniający się makijaż. Czarne kreski, cieniutkie, na powiekach tuż przy linii rzęs, które były podkręcone tuszem do granic możliwości. Wewnętrzna część oka tuż nad powieką pociągnęła czarną kredką.
Tak, wyglądała wspaniale. Jej wysokie szpilki dodawały jej tylko uroku. Była zaskakująco niska jak na czarownicę czystej krwi. Nikt oczywiście nie wiedział, że z pochodzenia była mugolką. Nawet Tom, które poznał połowę prawdy. Okręciła się jeszcze raz. Było idealnie.
Dziewczyny już poszły, a ona została, nie wiedząc co właściwie będzie się dzisiaj działo. Tyle wrażeń, tyle do zrobienia, a tak mało czasu. Czy naprawdę miała możliwość wyjść na prostą? Porzuciła troski, ten wieczór jest jej.
(***)
Czekał zaskakująco długo, a już za dziesięć minut zaczynał się bal. Mieli go otwierać oni, nie przystoi, aby się spóźnili. Swoje gniewne spojrzenie zwrócił w kierunku stada napalonych samców. Czegoś tak obrzydliwego nie wiedział już dawno, a trzeba wspomnieć, że nie jedno w życiu się widziało.
Popatrzył, jak Orion wraz ze swoją narzeczoną opuszcza pomieszczenie. Pomachał mu porozumiewawczo, że będzie czekał na sali. Kiwnął ledwie zauważalnie głową. Tyle wystarczyło. Za nim jednak zdążył się odwrócić, ze schodów schodziła Hermiona.
Cudownie wystrojona, tłum pierwotniaków oszalał. To właśnie zmusiło go do tego, aby spojrzeć w danym kierunku. Zatrzymała się tuż przy zejściu i błagała tylko swojego partnera, żeby wybawił ją z tego koszmaru, a wiadomo, że prawdziwy dżentelmen tak się zachowa.
Nie pomyliła się. Przebił się przez tłum, podał jej delikatnie rękę. Uchwyciła ją. Wyszli. Zaczerpnęła gwałtownie powietrza. Uratowana, ale w sumie najgorsze przed nią.
— Chociaż wyglądasz zadziwiająco dobrze — powiedział trochę do siebie, a trochę do niej.
Uśmiechnęła się kwaśno.
— Ty też nie wyglądasz najgorzej. — Wzajemne docinki sprawiały, że poczuli się bardziej pewni siebie.
Jeszcze chwila i stanęli przed drzwiami, gdzie czekał na nich Albus Dumbledore.
— Widzę, że dobrze się zorganizowaliście, zaczynajcie. — Kolejny raz w ciągu kilku tygodniu puścił oczko w kierunku dziewczyny.
Dzięki temu miała pewność, że w tych czasach nie jest jednak sama. Uśmiechnięta wkroczyła na salę. Dzisiaj już nic nie mogło popsuć jej nastroju. Mimo tego, że trzymała za rękę Toma, który wyglądał jak ósmy cud świata, mimo tego, że tłum adoratorów będzie chciał dzisiaj z nią tańczyć. Nie, dzisiaj będzie wspaniały wieczór.
Stanęli blisko siebie, znowu tak, jak na korytarzu. Cudowny dreszcz podniecenie przeszedł przez ciało Hermiony. Tom, taki rozkoszny. Jego wzrok również się zmienił. Zabrzmiała muzyka, walc, którego tak nienawidziła.
Ręka na jej plecach, druga trzymająca jej dłoń. Cichuteńkie liczenie pod nosem. Walc się kończy. Tango zabrzmiało. Więcej par wchodzi na parkiet, a teraz istnieją tylko oni. Ich drapieżne spojrzenia, spocone ciała. Czuła, że jego ręka zsuwa się po plecach, delikatnie je gładząc. Jęknęła. Wiedziała, że ten odgłos i jemu sprawił niebanalną przyjemność. Obrót, zakręciło jej się w głowie, złapał ją. Tak blisko były jego usta. Tak bardzo chciała ich znowu zasmakować.
— Nie całuj mnie, Granger — syknął.
Jakby to miało ją powstrzymać. Muzyka ustała. Usiedli, wypili trochę drinków. Wszystko tylko po to, żeby rozładować atmosferę. Jeszcze trochę, a ten bal dobiegnie końca.
— Parą wieczoru zostaje Tom Riddle wraz ze swą partnerką Hermioną Granger. — Po całej sali rozeszły się oklaski.
Dwie prowizoryczne korony zostały założony na ich głowy. Podziękowali z gracją. Spojrzeli na tłum. Wyczekiwali ciekawego zakończenia.
— Wychodzimy? — zapytał.
Pokiwała tylko głową. Przeszli niczym królewska para do drzwi, wyszli, a nikt nie wyszedł za nimi. Zabawa dalej trwała, ale oni o tym nie wiedzieli. Doszli do pokoju, nikogo tam nie było. Spojrzała w jego błękitne oczy.
— Ja pójdę już spać — chciała uciec od tego, co czuło jej ciało, a z czym nie zgadzało się serce.
Od tego nie można uciec, to się spełni.
— Ja też. — Znowu ta bliskość.
Znowu te wargi… Tak szybko przyciągnął ją do siebie, tak pożądliwie wbił się jej usteczka, a gdy westchnęła, jego ręce zaczęły wędrować po jej ciele. Opadli na kanapę. Zdyszani, pijani i w stanie uniesienia. Nie zauważyli, gdy zmęczenie wzięło górę nad rozsądkiem. Tom usnął, a na nim Hermiona. Nie zrobili nic zdrożnego, po prostu ich usta zasmakowały się nawzajem, a ciało zbyt zmęczone wieczorem usnęło.
Dwie prowizoryczne korony zostały założony na ich głowy. Podziękowali z gracją. Spojrzeli na tłum. Wyczekiwali ciekawego zakończenia.
— Wychodzimy? — zapytał.
Pokiwała tylko głową. Przeszli niczym królewska para do drzwi, wyszli, a nikt nie wyszedł za nimi. Zabawa dalej trwała, ale oni o tym nie wiedzieli. Doszli do pokoju, nikogo tam nie było. Spojrzała w jego błękitne oczy.
— Ja pójdę już spać — chciała uciec od tego, co czuło jej ciało, a z czym nie zgadzało się serce.
Od tego nie można uciec, to się spełni.
— Ja też. — Znowu ta bliskość.
Znowu te wargi… Tak szybko przyciągnął ją do siebie, tak pożądliwie wbił się jej usteczka, a gdy westchnęła, jego ręce zaczęły wędrować po jej ciele. Opadli na kanapę. Zdyszani, pijani i w stanie uniesienia. Nie zauważyli, gdy zmęczenie wzięło górę nad rozsądkiem. Tom usnął, a na nim Hermiona. Nie zrobili nic zdrożnego, po prostu ich usta zasmakowały się nawzajem, a ciało zbyt zmęczone wieczorem usnęło.
CUDOWNE! Kiedy następny rozdział? :D
OdpowiedzUsuńRozpiskę kiedy ma być następny rozdział masz z boku bloga. Masz coś takiego jak rozdziały :P
UsuńKamano, matko moja! Jestem zadowolona z efektu, podobało mi się (misie to są w lesie xD) :3
OdpowiedzUsuńMisie w lesie, wiem. Mam nadzieje, że jakoś wyszło. Uprzedzałam, że ten rozdział nie jest zachwycający :D
UsuńPrzeczytałam cały blog jakiś miesiąc temu ale nie komentowałam bo tak jakoś mi nie wyszło.
OdpowiedzUsuńJestem zauroczona tą historią, całą misją Hermiony, Tomem.
Uwielbiam Tomione ^^
I teraz znowu czekanie.
To mnie zabije, ale warto.
Czekam an następną notkę.
Pozdrawiam i życzę weny.
~Vichi
Następna notka będzie za tydzień. Mam nadzieje, że uporam się z tym wszystkim :)
UsuńCudo! Chcę nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńDopiero za tydzień :)
UsuńWow. Dzisiaj znalazłam Twojego bloga i muszę Ci powiedzieć, że skradł moje serce. Cudowny! I ja wytrzymam tydzień bez kolejnego rozdziału? Nie dam rady ;c
OdpowiedzUsuńPiszesz naprawdę pięknie. Z takim lekkim stylem, jaki uwielbiam. Postacie Hermiony i Toma są idealnie dopracowane. Sama się sobie dziwię, bo dotąd czytałam tylko Dramione, ale Tomione jakie przydstawiłaś... Po prostu cud, miód i orzeszki *.*
W wolnych chwilach zapraszam do siebie na: istnienie-dramione.blogspot.com
Pozdrawiam i życzę weny, Vik. A.
Na bank przeczytam bo uwielbiam Dramione. Staram się jak mogę. Moje Dramione było straszne dlatego Tomione jest z najwyższej półki, na jaką mnie stać :)
UsuńKamano droga!Wspaniale!Nic dodać,nic ująć.
OdpowiedzUsuńAż smutek,że muszę czekać AŻ tydzień. D:
Ślę dużo weny i nie zapraszam do siebie. :*
Już do soboty coraz mniej :)
UsuńO ja *.* Bardzo mi się spodobał Twój blog, chociaż dopiero zaczęłam go czytać :) teraz wystarczy poczekać na następny tak dobry rozdział :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się doczekałaś :D
UsuńOch, jakie to cudne nie mogę się doczekać już kolejnych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńCiekawości mnie zżera co będzie dalej.Moja wyobraźnia już oszalała.Po mojej głowie już krążą rożne opcje jak to może się dalej potoczyć. Moja wyobraźnia podsuwa mi np takie rozwinięcia historii : Tom i Hermiona są małżeństwem, lecz wszystko się rozpada gdy przez przypadek Tom słyszy rozmowę Hermiony i Albusa. Hermiona przerażona ucieka od Toma chcąc chronić swoją nienarodzoną córkę.Hermiona po powrocie do swoich czasów orientuje się że wojna nadal trwa a ona w wieku 19lat ma 16-letnią córkę.Och MASAKRA PO PROSTU NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ DALSZEGO CIĄGU WYDARZENI
To znowu ja .Oczywiście zapominałam dodać że Hermiona ma córkę z Tomem.Przy czym tom nie ma pojęcia o istnieniu swojego dziecka.
UsuńWiem ,mam wyobraźnie. Życze ci owocnej pracy przy pisaniu oraz powodzenia w dotarciu do jej końca
WYOBRAŻNIA
Niezła ale mam zupełnie inny plan :)
UsuńJa nie chce ci nic sugerować.Po prostu piszesz świetnie.Historia jest wspaniała i do tego rozbudza wyobraźnie.Kiedy następny rozdział ? Masz już zaplanowany termin publikacji następnego rozdziału na blogu ?
OdpowiedzUsuńWYOBRAŻNIA
Tak. Nowy rozdział już jest. 9 część jakoś około 25 października
UsuńCzytam i czytam tylko z koniecznymi przerwami :D Och Toooom <3 Wiesz czego się obawiam ? Że za chwilkę skończę i bd musiała czekać :c Alee cieszę się, że odwiedziłam twojego bloga nadrobię zaległosći i bd mogła komentować na bieżąco zachęcając cię do pisania dalej bo naprawdę cudownie piszesz! :D
OdpowiedzUsuń<3
UsuńTym razem tylko to : ♥
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Panna Nanase
dzisiaj nie będę spala
OdpowiedzUsuńbo będę czytać Tomione
XD
Hahaha, powodzenia :D
UsuńCoś Ci się tu trochę tekst rozwalił, bo jest wyśrodkowany, a w poprzednich sześciu miałaś ładnie wyjustowany.
OdpowiedzUsuńPo gifie poznałam, że w tym rozdziale odnajdę opis balu. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko przeczytać. xD
Okej, był pocałunek. To blog "Tomione", więc kiedyś musiał nastąpić. Jednak nadal coś mi nie pasuje - Hermiona wymyśliła już jakiś plan? Czy nadal działa na spontanie?
Fajnie, że nie skupiasz się tylko na spotkaniach Toma i Hermiony, ale wspominasz także o innych osobach, z którymi zarówno Riddle, jak i Granger mają do czynienia, jednak dla mnie to wciąż chyba trochę za mało, bo oni i tak myślą o sobie nawzajem. Jak jeszcze szlamę jestem w stanie zrozumieć (w końcu zjawiła się w tym miejscu i czasie właśnie dla Toma), tak nie potrafię pojąć zachowania Ślizgona. On (pomimo uczucia, które kluje się w jego sercu) powinien mimo wszystko planować, rozkminiać i myśleć o swej potędze. Brakuje mi tu wątków pobocznych, jakichś zakłóceń, które sprawią, że Granger przestanie się zachwycać Tomem, itp. Ale to dopiero siódmy rozdział, więc dajmy sobie czas. xD
Aaaach! Czyli to w ten sposób Riddle pójdzie z Hermioną na bal. Prefekci zaczynają tańce, sprytne, nie powiem, bardzo sprytne. :D Powiem szczerze, że po tym pocałunku i rumieniącym się Tomie zaczęłam się obawiać, że coś mu się poprzestawia w głowie i zechce zaprosić Gryfonko-Ślizgonkę na imprezę.
Tom ma brązowe oczy, nie niebieskie. Nie kieruj się tym, co jest w HP wiki, tam piszą czasami takie brednie, że głowa mała.
Szkoda, że nie pociągnęłaś dłużej tego balu, bo wygląda na to, że stworzyłaś go tylko po to, aby Hermiona mogła zatańczyć z Tomem. Piszesz w trzeciej osobie, możesz śmiało pobawić się innymi postaciami, nie musisz kurczowo trzymać się głównych bohaterów. Nie będzie to wyglądało nienaturalnie, co jest pewnym problemem w opowiadaniach pisanych w pierwszej osobie, bo wiadomo, że bohater nie może być jednocześnie w WIelkiej Sali i w lochach. XD
IMPREZĘ ;; Jak możesz. Bal to bal, żadna imprezka w wieży Gryfonów i ognista whiskey. Nie, to nie ten blog. Wyjdź :D
UsuńA tak całkiem serio. Trzeba to poprawić, obym miała czas na takie poprawki. Jezu. Wstrętne to.
A dalej czytaj to się dowiesz, albo nie. Poczekaj aż naprawię tą porażkę.