Betowanie to jednak najgorsza katorga dla mnie. Na całe szczęście moja beta kocha to co robi więc ja osobiście mam spokój. Dziękuje z całego serduszka. Mam nadzieję, że blog was chociaż trochę zaskoczy. My wracamy do pracy.
Rozdział 2
— Cholera, to jednak nie sen — powiedziała do siebie.
Zobaczyła na podłodze plecak. Dalej nie wiedziała, jak sobie poradzi z tym, co ma. Doskoczyła do niego i zaczęła grzebać w środku. Ku swojemu zdziwieniu nie znalazła tam tylko swojej garderoby i kosmetyków. Były tam także nowiutkie szaty, książki wyglądające jak nowe, tyle że wydane dokładnie w tym roku, w którym się znajdowała. Było tam jeszcze o wiele więcej rzeczy, ale nie miała teraz zbytnio na to czasu. Przyodziała na siebie szatę, a następnie wyszła z pokoju, zostawiając go w takim samym stanie, jaki zastała. Zapłaciła barmanowi na dole i podążyła do zamku. Specjalnie chciała być tam wcześnie.
Dochodziła już godzina dziesiąta. Wiedziała, że niedługo wszystkie dzieciaki zbiorą się na King Cross, żeby odjechać pociągiem do szkoły. Postanowiła w wolnym czasie przejść się po błoniach. Usiadła tuż nad jeziorem, delektując się cudowną pogodą i, jak na razie, ciepłą wodą. Moczyła swoje zbolałe stopy.
Mimo wszystko wczorajszy dzień był dla niej dziwny. Przeniosła się do przeszłości, mając na swoich barkach naznaczone zadanie, od którego zależy los wielu czarodziejów i mugoli. Wiedziała, że łatwo nie będzie, ale czego się nie robi dla ratowania całego świata. Miała świadomość, że nikt może tego nie pamiętać, jak przybędzie, ale musiała zmienić bieg tej historii mimo wszystko.
Leżała tak na trawie prawie sześć godzin. Nie nudziła się. Wyciągnęła książki ze swojego tobołka i zaczęła je wertować. Wszystko, co w nich było znała prawie na pamięć. Każdą formułkę, każdy przepis na eliksir, a poza tym umiała wszystkie zaklęcia zastosować w praktyce. Nie potrzebowała jednak zbyt dużo czasu, usnęła znowu. Męczyła ją ta sytuacja.
Gdy o godzinie szesnastej poderwała się do pionu, stwierdziła, że powinna już pójść do zamku. Miała jeszcze jedno zadanie, aby zaczarować Tiarę Przydziału.
Udała się więc do gabinetu dyrektora Dippeta. Gdy znalazła się pod gobelinem, stwierdziła z żalem, że nie zna hasła. Starała się coś wymyślić, ale przecież nie znała tego człowieka. Było to nierealne. Całą sytuację na szczęście, uratował przechadzający się obok profesor Albus Dumbledore.
— Krótkopyski — powiedział jej cicho na ucho.
Powtórzyła, a cała rzeźba ruszyła się. Jej oczom ukazały się schody. Weszła po nich posłusznie. Stanęła przed drzwiami i zapukała.
— Wejść — męski głos rozbrzmiał w jej uszach.
Pchnęła delikatnie drzwi, a jej oczom ukazał się gabinet. Był dokładnie taki, jak w przyszłości z tą jedną różnicą, że był bardzo zagracony. Najwidoczniej ówczesny dyrektor był wielkim zbieraczem. Stał przy oknie i spoglądał na jezioro.
— Panna Granger, jak mniemam? Profesor Dumbledore opowiadał mi o pani, proszę usiąść — wskazał ręką na krzesło.
Posłusznie wykonała polecenie, a Dippet rozsiadł się na swoim miękkim fotelu.
— Panie dyrektorze, jak mniemam nauczyciel transmutacji wszystko panu powiedział. Moi rodzice nie żyją. Uczyłam się i praktykowałam magię w domu. Nie powinno być problemów. Zostałam poinstruowała o tym, że będę musiała dołączyć do jakiegoś domu — powiedziała jednym tchem i spojrzała swoimi brązowymi oczami na staruszka przed sobą.
Nie odezwał się. Patrzył na nią z nad swoich okularów, jakby chciał zgadnąć, czy mówi prawdę.
— Oczywiście, ale musi pani wypełnić papiery. No właśnie. Panno Granger, musi pani chwilę na mnie poczekać. Niech się pani rozgości — wskazał ręką gabinet, a sam wyszedł z niego w pośpiechu.
Gwałtownie wstała, prawie przewracając krzesło. Rozejrzała się. Wszystko jest tak, jak planowała. Miała sama prosić dyrektora, żeby coś jej przyniósł, udawać zasłabnięcie, ale jak widać, obyło się bez zbędnych scen. Spojrzała na wysoką szafę. Na samej górze spoczywała Tiara Przydziału. Przyglądała się jej uważnie, gdy wyciągnęła różdżkę z szaty.
— Znam twoje zamiary kochana, obyś miała ku temu dobry powód. — Zdziwiła się. Mimo wszystko to bardzo mądra rzecz, ten kapelusz.
— Confundus — szepnęła cicho i zaczarowała magiczny przedmiot, który westchnął głośno. Podniósł szybko rondo i spojrzał na swoją panią.
— Tak, pani? — powiedział. Zastanowiła się dwa razy, za nim powiedziała, co ma uczynić.
— Dzisiaj przy uroczystej kolacji gdy założę Cię na głowę przydzielisz mnie do Slytherinu, a potem zapomnisz o tym. Resztę uczniów przydzielisz normalnie, tak jak zostałaś do tego nauczona. — Nigdy nie spodziewała się, że kiedyś będzie musiała posunąć się do czegoś takiego, aby osiągnąć cel.
Nie przypuszczała nawet, że sprawi jej to tak dużo satysfakcji. Ku swojemu zdziwieniu pomyślała teraz o Harrym i Ronie. Miała nadzieję, że teraz robi coś większego od nich.
— Wróciłem, panno Granger. Proszę podpisać tutaj, tu i jeszcze tu — Wskazał swoim całkiem pulchnym palcem, gdy ponownie zjawił się w gabinecie.
Hermiona wzięła w dłoń pióro i podpisała się w przeznaczonych do tego miejscach. Gdy skończyła, opadła na krzesło. Spojrzała na pomarszczoną twarz człowieka z naprzeciwka. Był on pogodny i całkiem miły. Była bardzo rada, że nie zorientował się, co stało się z jego pupilkiem.
— Dziękuję, zejdzie teraz pani do Wielkiej Sali, a gdy przybędą pierwszoroczni, wkroczy pani jako pierwsza na przydział. Wszystko jasne? — zapytał, poprawiając spadające okulary.
Przyjrzała mu się uważnie, po czym najmilszym i najbardziej zmysłowym głosem odpowiedziała:
— Tak, dziękuję. — Spokojnie uniosła się w górę i powędrowała do drzwi. Odwróciła się jeszcze i szepnęła:
— Do zobaczenia na uczcie, dyrektorze — Chwilę później znikła za drzwiami.
Widziała minę tego człowieka, który w tej chwili zapewne siedzi i nawija sobie brodę wokół palca, myśląc intensywnie na temat jej zachowania. Prawie się roześmiała. Nie wiedziała, że jest już tak późno. Zeszła schodami i stanęła przy wejściu do szkoły. Zobaczyła zmierzającego ku niej Dumbledore'a. Uśmiechnęła się do niego lekko i spojrzała, kto idzie za nim.
Grupka pierwszorocznych przerażona spojrzała na nią. Postanowiła zachować pozory, że jest stworzona do Slytherinu. Spojrzała na Albusa, który znacząco mrugnął do niej okiem. Odwzajemniła gest i spojrzała na przyszłych uczniów. W tej chwili przypomniała sobie, jak ona niecałe osiem lat temu stała tak, bezradna, ale z wiedzą przekraczającą nawet synów i córki czarodziejów. Pamiętała, że nie była bardzo zaskoczona sufitem w pomieszczeniu jadalnym Hogwartu. Po prostu wiedziała więcej, niż zwykle.
— Gotowa? — zapytał.
Kiwnęła głową. Bardziej gotowa nigdy nie będzie.
Gdy profesor podszedł do drzwi i pchnął je, udała się tuż za nim. Szła krok za krokiem i spoglądała na zdziwionych uczniów, którzy się jej przyglądali. Była sobie wdzięczna, że nałożyła makijaż. Czuła się w nim bezpieczniejsza, była to dziwna oaza spokoju, a przede wszystkim dzięki niemu mogła uchodzić za starszą niż powinna być. Jej sam wygląd przydzielał ją do Domu Węża. Patrzyła wyniośle na każdego ucznia, a na jej ustach pojawił się kpiący uśmieszek. Musiała grać, a w tej grze nie zamierzała przegrać.
Gdy już podeszli do stołu nauczycieli, spojrzała na stół Slytherinu. Nie zobaczyła jednak przy nim Toma Riddle'a. Zamarła. Czyżby jednak pomylili lata i on już nie uczęszczał do szkoły? Nie. To niemożliwe. Była więcej niż przekonana o tym, ponieważ usłyszała, jak drzwi frontowe otwierają się z tyłu. Odwróciła machinalnie głowę i spojrzała na wyjątkowo przystojnego młodzieńca wchodzącego do pomieszczenia.
Tom Riddle miał ciemne, lekko falowane włosy i mroczne, dzikie oczy. Skarciła się, za długo utkwiła w nim wzrok. Miała nadzieję, że nie zauważył, iż na niego spojrzała. Na całe szczęście nie zaszczycił jej spojrzeniem. Odetchnęła z ulgą. Odwróciła się szybko i spojrzała na dyrektora, który czekał, aż jego ulubieniec usiądzie przy swoim stole.
— Witam, moi uczniowie. Tuż przed rozpoczęciem naszej uczty chciałbym powitać nowych uczniów. W tym roku nietypowo dołączy do któregoś domu dziewczyna siedemnastoletnia. Do tej pory uczyła się w domu, ale przez przeciwności losu na ostatni rok musiała pojawić się w naszej szkole. Przyjmijcie ją gorąco tak, jak i resztę nowych uczniów — a następnie zamilkł. Tiara Przydziału, spoczywająca dalej na krześle, chrząknęła, a z jej ust wydobyła się, jak co roku, pieśń ku wszystkim zebranym:
— Wejść — męski głos rozbrzmiał w jej uszach.
Pchnęła delikatnie drzwi, a jej oczom ukazał się gabinet. Był dokładnie taki, jak w przyszłości z tą jedną różnicą, że był bardzo zagracony. Najwidoczniej ówczesny dyrektor był wielkim zbieraczem. Stał przy oknie i spoglądał na jezioro.
— Panna Granger, jak mniemam? Profesor Dumbledore opowiadał mi o pani, proszę usiąść — wskazał ręką na krzesło.
Posłusznie wykonała polecenie, a Dippet rozsiadł się na swoim miękkim fotelu.
— Panie dyrektorze, jak mniemam nauczyciel transmutacji wszystko panu powiedział. Moi rodzice nie żyją. Uczyłam się i praktykowałam magię w domu. Nie powinno być problemów. Zostałam poinstruowała o tym, że będę musiała dołączyć do jakiegoś domu — powiedziała jednym tchem i spojrzała swoimi brązowymi oczami na staruszka przed sobą.
Nie odezwał się. Patrzył na nią z nad swoich okularów, jakby chciał zgadnąć, czy mówi prawdę.
— Oczywiście, ale musi pani wypełnić papiery. No właśnie. Panno Granger, musi pani chwilę na mnie poczekać. Niech się pani rozgości — wskazał ręką gabinet, a sam wyszedł z niego w pośpiechu.
Gwałtownie wstała, prawie przewracając krzesło. Rozejrzała się. Wszystko jest tak, jak planowała. Miała sama prosić dyrektora, żeby coś jej przyniósł, udawać zasłabnięcie, ale jak widać, obyło się bez zbędnych scen. Spojrzała na wysoką szafę. Na samej górze spoczywała Tiara Przydziału. Przyglądała się jej uważnie, gdy wyciągnęła różdżkę z szaty.
— Znam twoje zamiary kochana, obyś miała ku temu dobry powód. — Zdziwiła się. Mimo wszystko to bardzo mądra rzecz, ten kapelusz.
— Confundus — szepnęła cicho i zaczarowała magiczny przedmiot, który westchnął głośno. Podniósł szybko rondo i spojrzał na swoją panią.
— Tak, pani? — powiedział. Zastanowiła się dwa razy, za nim powiedziała, co ma uczynić.
— Dzisiaj przy uroczystej kolacji gdy założę Cię na głowę przydzielisz mnie do Slytherinu, a potem zapomnisz o tym. Resztę uczniów przydzielisz normalnie, tak jak zostałaś do tego nauczona. — Nigdy nie spodziewała się, że kiedyś będzie musiała posunąć się do czegoś takiego, aby osiągnąć cel.
Nie przypuszczała nawet, że sprawi jej to tak dużo satysfakcji. Ku swojemu zdziwieniu pomyślała teraz o Harrym i Ronie. Miała nadzieję, że teraz robi coś większego od nich.
— Wróciłem, panno Granger. Proszę podpisać tutaj, tu i jeszcze tu — Wskazał swoim całkiem pulchnym palcem, gdy ponownie zjawił się w gabinecie.
Hermiona wzięła w dłoń pióro i podpisała się w przeznaczonych do tego miejscach. Gdy skończyła, opadła na krzesło. Spojrzała na pomarszczoną twarz człowieka z naprzeciwka. Był on pogodny i całkiem miły. Była bardzo rada, że nie zorientował się, co stało się z jego pupilkiem.
— Dziękuję, zejdzie teraz pani do Wielkiej Sali, a gdy przybędą pierwszoroczni, wkroczy pani jako pierwsza na przydział. Wszystko jasne? — zapytał, poprawiając spadające okulary.
Przyjrzała mu się uważnie, po czym najmilszym i najbardziej zmysłowym głosem odpowiedziała:
— Tak, dziękuję. — Spokojnie uniosła się w górę i powędrowała do drzwi. Odwróciła się jeszcze i szepnęła:
— Do zobaczenia na uczcie, dyrektorze — Chwilę później znikła za drzwiami.
Widziała minę tego człowieka, który w tej chwili zapewne siedzi i nawija sobie brodę wokół palca, myśląc intensywnie na temat jej zachowania. Prawie się roześmiała. Nie wiedziała, że jest już tak późno. Zeszła schodami i stanęła przy wejściu do szkoły. Zobaczyła zmierzającego ku niej Dumbledore'a. Uśmiechnęła się do niego lekko i spojrzała, kto idzie za nim.
Grupka pierwszorocznych przerażona spojrzała na nią. Postanowiła zachować pozory, że jest stworzona do Slytherinu. Spojrzała na Albusa, który znacząco mrugnął do niej okiem. Odwzajemniła gest i spojrzała na przyszłych uczniów. W tej chwili przypomniała sobie, jak ona niecałe osiem lat temu stała tak, bezradna, ale z wiedzą przekraczającą nawet synów i córki czarodziejów. Pamiętała, że nie była bardzo zaskoczona sufitem w pomieszczeniu jadalnym Hogwartu. Po prostu wiedziała więcej, niż zwykle.
— Gotowa? — zapytał.
Kiwnęła głową. Bardziej gotowa nigdy nie będzie.
Gdy profesor podszedł do drzwi i pchnął je, udała się tuż za nim. Szła krok za krokiem i spoglądała na zdziwionych uczniów, którzy się jej przyglądali. Była sobie wdzięczna, że nałożyła makijaż. Czuła się w nim bezpieczniejsza, była to dziwna oaza spokoju, a przede wszystkim dzięki niemu mogła uchodzić za starszą niż powinna być. Jej sam wygląd przydzielał ją do Domu Węża. Patrzyła wyniośle na każdego ucznia, a na jej ustach pojawił się kpiący uśmieszek. Musiała grać, a w tej grze nie zamierzała przegrać.
Gdy już podeszli do stołu nauczycieli, spojrzała na stół Slytherinu. Nie zobaczyła jednak przy nim Toma Riddle'a. Zamarła. Czyżby jednak pomylili lata i on już nie uczęszczał do szkoły? Nie. To niemożliwe. Była więcej niż przekonana o tym, ponieważ usłyszała, jak drzwi frontowe otwierają się z tyłu. Odwróciła machinalnie głowę i spojrzała na wyjątkowo przystojnego młodzieńca wchodzącego do pomieszczenia.
Tom Riddle miał ciemne, lekko falowane włosy i mroczne, dzikie oczy. Skarciła się, za długo utkwiła w nim wzrok. Miała nadzieję, że nie zauważył, iż na niego spojrzała. Na całe szczęście nie zaszczycił jej spojrzeniem. Odetchnęła z ulgą. Odwróciła się szybko i spojrzała na dyrektora, który czekał, aż jego ulubieniec usiądzie przy swoim stole.
— Witam, moi uczniowie. Tuż przed rozpoczęciem naszej uczty chciałbym powitać nowych uczniów. W tym roku nietypowo dołączy do któregoś domu dziewczyna siedemnastoletnia. Do tej pory uczyła się w domu, ale przez przeciwności losu na ostatni rok musiała pojawić się w naszej szkole. Przyjmijcie ją gorąco tak, jak i resztę nowych uczniów — a następnie zamilkł. Tiara Przydziału, spoczywająca dalej na krześle, chrząknęła, a z jej ust wydobyła się, jak co roku, pieśń ku wszystkim zebranym:
Brudne mury wyczyszczone już za dnia,
Każdy różdżkę dziś przy sobie ma,
Czarodzieju, posłuchaj dziś uważnie,
Przedstawię losy ci właśnie,
Huffelpuff swą szczerością onieśmiela,
Lojalnością swych członków powiela,
Gryffindor z męstwa już słynie,
Kłamstwo i zdrada się tu nie przewinie,
Slytherin sprytem i ambicją się chwali,
Wszyscy naukę z niego brali,
Ravenclaw inteligencję zbiera,
Starannie ją sobie dobiera,
Spotkasz tu duchy i zjawy,
Wykwintne, onieśmielające potrawy,
Historię poznasz lada dzień,
Więc swe życie już zmień,
Godryk Ci pomoże w niedoli,
Helga zabroni swawoli,
Każdy różdżkę dziś przy sobie ma,
Czarodzieju, posłuchaj dziś uważnie,
Przedstawię losy ci właśnie,
Huffelpuff swą szczerością onieśmiela,
Lojalnością swych członków powiela,
Gryffindor z męstwa już słynie,
Kłamstwo i zdrada się tu nie przewinie,
Slytherin sprytem i ambicją się chwali,
Wszyscy naukę z niego brali,
Ravenclaw inteligencję zbiera,
Starannie ją sobie dobiera,
Spotkasz tu duchy i zjawy,
Wykwintne, onieśmielające potrawy,
Historię poznasz lada dzień,
Więc swe życie już zmień,
Godryk Ci pomoże w niedoli,
Helga zabroni swawoli,
Salazar przemówi do ciebie,
Rowena sprawi, że będziesz w niebie,
Ale…
Ale…
Strzeż się, człowieku młody,
W towarzystwie doborowym,
W towarzystwie doborowym,
Idą złe czasy i złe poczynania,
Wiele historii niegodnych przekazania,
Ostrzegam i pilnuje tych bram,
Nigdy nie zostaniesz tu sam,
Pamiętaj o miłości i przyjaźni
Na jawie czy w baśni,
Ten zamek to dom nasz,
Każdego z was.
Zakończyła swoją pieśń, a cała sala rozbrzmiała brawami. Hermiona spojrzała na nią trochę przestraszona. Czyżby wiedziała, że mogą nadejść te ciężkie czasy dla świata magicznego? Nie potrafiła sobie odpowiedzieć na to pytanie. Ba, nie miała nawet czasu, gdyż usłyszała swojego nazwisko.
— Granger. Hermiona. — Uspokoiła swoje skołatane nerwy i weszła ostrożnie na stopień. Zbliżyła się do krzesła, wzięła z niego Tiarę. Usiadła i zanim zdążyła ją do końca założyć, czapka wybuchła krzykiem.
— Slytherin! — Stół Węża klaskał jak oniemiały.
Niespodziewali się, że właśnie ona trafi do ich domu. Może i faktycznie wyglądała jak jedna z nich, ale czy na pewno nadawała się do ich domu?
Wstała, baletowym krokiem ruszyła ku nim. Na jej ustach pojawił się uśmiech, uśmiech ulgi i wyraźnego spokoju. Wszystko odbyło się zgodnie z planem. Uniosła głowę wysoko, chciała pokazać, że wcale nie boi się tego, co zmalował jej los. Widziała go. Widziała cel swojej misji. Koło niego było wolne miejsce, zajęła je. Nie popatrzyła na niego. Za wcześnie, nie spodziewała się więc, że on wykona pierwszy krok.
— Twoja godność? — zapytał, oparty jedną ręką o stół. Odwróciła się w jego kierunku, zmierzyła go wzrokiem. Przybrał obojętną minę, maskę.
— Hermiona Granger, a twoja? — Spojrzeli sobie w oczy. Wiedziała, że stara się teraz ją przejrzeć, ale nieugięcie wpatrywała się w jego oczy, tak podobne do swoich.
— Tom Riddle — powiedział. Miała już się uśmiechnąć i powiedzieć coś nie na miejscu, jednak powstrzymała się. Musiała pamiętać o misji. Nie może zawieść nikogo, kto czeka w przyszłości, nie teraz.
— Miło mi — odparła, dalej wpatrując się w twarz chłopaka, który coraz usilniej starał się spowodować, aby ona pierwsza odwróciła wzrok. Nie zamierzała przegrać. Wiedziała, że jeśli dojdzie do tego teraz, to później będzie jeszcze trudniej. Właśnie takie błahe rzeczy decydowały o zwycięstwie. Ale nie w bitwie, tylko w całej wojnie.
— Mnie również, Hermiono — na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
Gdyby nie wiedziała, jak się tutaj znalazła, zapłonęłaby rumieńcem. Pokazał jej swój uroczy uśmiech, odsłaniając przy tym swoje śnieżnobiałe zęby. Niejedna kobieta pewnie by zatopiła się w nim, pocałowała namiętnie, ale nie ona. Musiała pamiętać, kim jest i co dla niej ważne. Dalej nieprzerwanie patrzył, jak w jej oczach pojawiają się złośliwe ogniki. Po chwili z ust zniknął ten oszałamiający uśmiech, a jego twarz nabrała poważnego wyglądu.
— Może nie jesteś, jak te wszystkie — powiedział jakby w połowie do siebie, a w połowie niej. Puściła to mimo uszu, ale mimo to wyszeptała cicho.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo się od wszystkich różnię — odpowiedziała to chyba specjalnie, aby skupić jego wszystkie myśli na niej.
Wiedziała, że jeszcze wtedy nie opanował idealnie sztuki oklumencji, więc jeśli spróbuje wedrzeć się do jej umysłu, napotka tylko i wyłącznie blokadę. Jako pracownik Ministerstwa musiała przejść te nauki, inaczej nie dostałaby posady. Mimo tego, że szło to powoli, po roku czasu udało jej się to idealnie opanować.
Chwila… Zamyśliła się. Przecież… Ona się uczyła oklumencji, a reszta? Może od dawna planowali, że się tutaj przeniesie i będzie brała udział w tym przedsięwzięciu? Okłamali ją. Poczuła, jak mocno zaciska pięść. Chłopak spojrzał na jej ręce, a następnie stwierdził.
— Złość piękności szkodzi, lepiej ją zachowaj, bo jeśli jesteś jak te szlamy, długo tutaj nie pobędziesz — spojrzał na nią z lekko dozą odrazy. Zaśmiała się. Dosłownie się zaśmiała. Gdyby znał prawdę… A nie pozna. Wiedziałby, że nie powinien z nią zadzierać. Tymi słowami sam wykopał sobie grób.
— Powiem Ci coś w sekrecie, Tom. — położyła nacisk na jego imieniu. — gdybym była szlamą, nie siedziałabym z tobą przy tym stole, prawda? — nie usłyszała odpowiedzi, bo właśnie skończyła się ceremonia.
— Smacznego — rzucił ochryple Dippet, a na stołach pojawiło się mnóstwo jedzenia. Właśnie teraz poczuła, że jest bardzo głodna.
Obok siebie zobaczyła gromadę pierwszoroczniaków, którzy byli tak przestraszeni, że nie mogli niczego sobie nałożyć na talerz. Kobieta chwyciła tosta i posmarowała go dżemem. Jadła spokojnie, nie patrząc w lewą stronę. Słyszała tylko, jak jej ,,nowy kolega” zagłębia się w rozmowę ze swoimi szkolnymi ,,przyjaciółmi”.
Właśnie… On nie miał kogoś bliskiego, zawsze działał sam, a przede wszystkim stwarzał tylko pozory. Musi doprowadzić do tego, aby poczuł skruchę, zrobi wszystko, co w jej mocy. Gdy jadła już kolejne danie, zobaczyła, że maluchy dalej nic nie tknęły.
— Czemu nic nie jecie? — rzuciła do nich beznamiętnie. Wszystkie głowy skierowały się w jej stronę. Nie wiedziała, czy to dobrze, czy to źle, ale głos zabrał chłopak siedzący obok niej.
— Nie jemy niczego, czego nie zrobiły skrzaty — powiedział cicho. Wywróciła oczami, naprawdę. Mimo tego, że kiedyś była pierwsza do tego, aby bronić swoich małych przyjaciół, udało jej się opanować tą nagłą chęć niesienia im niepotrzebnej pomocy. WESZ dawno już nie istniała, a ona była kimś nowym. Właśnie tu i teraz kreowała swoją nową siebie.
— Mogę ci powiedzieć tylko jedno. Jedz. Wszystko to zrobiły skrzaty — wskazała na cały zastawiony stół. Spojrzeli na nią oniemiali, a jednocześnie trochę niepewni.
— Skąd wiesz? — zapytała dziewczyna o ciemnych włosach i niebieskich oczach. Hermiona wywróciła teatralnie oczami i spojrzał na nią z politowaniem.
— Ponieważ widziałam je, a po drugie wiem, gdzie jest kuchnia. Hogwart ma wiele tajemnic, choć nie wszystkie da się zgłębić — gdy wypowiadała te słowa, przyznała sobie rację w duchu. Możliwe, że tym razem odkryje jeszcze ciekawsze rzeczy w szkole. A miała na to rok. Rok czasu na to, aby namówić Riddle'a na powrót do normalności.
Tego dnia po kolacji spała, jak zabita w dormitorium, które dzieliła z jakimiś Ślizgonkami w jej wieku, oczywiście potencjalnym wieku. Nie mogła przecież zapomnieć, że ma już dziewiętnaście lat. Nie potrafiła powiedzieć nawet jak się nazywają, ponieważ usnęła, za nim zdążyła zamienić z nimi choćby słowo.
Nazajutrz obudziła się pełna życia, wyspana i rozczochrana. Popatrzyła na swoje dwie współlokatorki. Spały głęboko, więc nie chciała im w tym przeszkadzać. Była dopiero piąta rano, ale ona wiedziała, że już więcej nie zaśnie. Wzięła ze swojego plecaka rzeczy, a następnie udała się do łazienki, która sąsiadowała z ich pokojem. Wzięła szybki, zimny prysznic, a następnie ubrała się. Kosmetyczka, którą wzięła, jednak się przydała. Nowo nałożony, lekki makijaż podkreślał jej wielkie oczy. Uśmiechnęła się. Mimo wszystko zapowiadał się całkiem przyjemny dzień.
Pogrzebała jeszcze cicho w swoim tobołku, z którego wyjęła zestaw książek razem z mniejszą torbą. Przynajmniej nie będzie musiała ich nosić luzem.
Zeszła na dół, do pokoju wspólnego Ślizgonów. Teraz, gdy nikogo w nim nie było, mogła mu się na spokojnie przyjrzeć. Wszystkie ściany były w zieleni, którą przeplatało srebro. Fotele, meble, stoliki były czarne, a na drzwiach widniał wielki obraz węża, który zjada lwa. Niektóre nawyki chyba jednak się nigdy się nie zmienią.
Westchnęła i opadła na fotel. Siedziała w nim bez ruchu i zastanawiała się, co dalej począć. Godzina dzieliła ją od śniadania, a dodatkowo nic nie wyglądało tak, jak powinno. Wczoraj, gdy wymijała Toma, patrzyła, jak posyła jej współczujące spojrzenie. Zapewne chodziło o sytuację z tymi młodziakami. Naprawdę nie wiedziała, że czarodzieje czystej krwi, to tacy okropni pedanci.
Wyjęła książkę do obrony przed czarną magią i zaczęła studiować kolejny raz zaklęcie Expecto Patronum. Od wielu tygodni nie udawało jej się. Lubiła tą słodką wydrę, która latała wokół niej, ale gdy zaczęły się te problemy z Ronem, nie była w stanie jej wyczarować.
— Expecto Patronum — powiedziała. Z jej różdżki wystrzeliły tylko iskry. Przeklęła w duchy tego mężczyznę. Naprawdę go nienawidziła. Nie wiedziała, że w tym czasie była obserwowana przed parę oczu.
Siedział na schodach i wpatrywał się w dziewczynę. Chyba nie rozumiał jej zachowania, bo za każdym razem, gdy się jej nie udawało wyczarować cielesnego patronusa, nie poruszał się nawet o milimetr. Po prostu patrzył, a po kilku minutach wrócił do swojego dormitorium. Wziął prysznic, a gdy chciał udać się na śniadanie, a przy tym trochę podogryzać tej dziewczynie, już jej nie było.
— Szkoda — powiedział sam do siebie. Wziął swoją torbę i sam skierował się na pierwszy dzisiejszego dnia posiłek. Zastał ją przy drzwiach, gdy już wychodziła z Wielkiej Sali.
— Witam — powiedziała oschle w jego kierunku. Zadziwiające było to, że nawet go nie znała, a traktowała już jak największego wroga na świecie, nie mając ku temu podstaw. Przecież jeszcze nic nie zdążył jej nic zrobić.
— Witam —odpowiedział z podobną intonacją, minęli się. Nie wiedział, co o niej myśleć. Nie był nią ani zachwycony, ani zdołowany jej postawą. Była mu obojętna, jak wszyscy.
Eliksiry. Pierwsza lekcja, a ona już podnosiła w górę rękę i odpowiadała na każde możliwe pytanie. Profesor Slughorn klaskał w dłonie i cieszył się niezmiernie, że jego dom pozyskał w tym roku tak mądrą uczennicę. Gdy kolejne punkty trafiały na konto Domu Węża, jej rówieśnicy rozmawiali między sobą.
— Widziałeś tą nową? Dobra jest — powiedział jakiś chłopak, który siedział na samym końcu sali. Jego kolega z ławki przytaknął mu.
— I całkiem ładna, nie to co one — powiedział trzeci i wskazał na jakąś dziewczynę odwróconą tyłem. Jak zwykle zajęcia odbywały się z gryfonami, czasy się nigdy nie zmieniały.
— To szlamy — powiedział jeszcze inny głos. To określenie jej nie bolało. Fajnie jest być kimś innym i nie musieć się martwić, że te słowa są skierowane do siebie.
— A ona nią nie jest — powiedział czwarty chłopak. Nie widziała, że w tym momencie Tom Riddle siedzący w przedostatniej ławce przysłuchuje się rozmowie młodych mężczyzn, ale i jednocześnie patrzy z nie małym zaskoczeniem na dziewczynę, która przejęła jego funkcje na lekcji. Był całkowicie sparaliżowany, aż do momentu, gdy profesor zadał mu pytanie.
Ostrzegam i pilnuje tych bram,
Nigdy nie zostaniesz tu sam,
Pamiętaj o miłości i przyjaźni
Na jawie czy w baśni,
Ten zamek to dom nasz,
Każdego z was.
Zakończyła swoją pieśń, a cała sala rozbrzmiała brawami. Hermiona spojrzała na nią trochę przestraszona. Czyżby wiedziała, że mogą nadejść te ciężkie czasy dla świata magicznego? Nie potrafiła sobie odpowiedzieć na to pytanie. Ba, nie miała nawet czasu, gdyż usłyszała swojego nazwisko.
— Granger. Hermiona. — Uspokoiła swoje skołatane nerwy i weszła ostrożnie na stopień. Zbliżyła się do krzesła, wzięła z niego Tiarę. Usiadła i zanim zdążyła ją do końca założyć, czapka wybuchła krzykiem.
— Slytherin! — Stół Węża klaskał jak oniemiały.
Niespodziewali się, że właśnie ona trafi do ich domu. Może i faktycznie wyglądała jak jedna z nich, ale czy na pewno nadawała się do ich domu?
Wstała, baletowym krokiem ruszyła ku nim. Na jej ustach pojawił się uśmiech, uśmiech ulgi i wyraźnego spokoju. Wszystko odbyło się zgodnie z planem. Uniosła głowę wysoko, chciała pokazać, że wcale nie boi się tego, co zmalował jej los. Widziała go. Widziała cel swojej misji. Koło niego było wolne miejsce, zajęła je. Nie popatrzyła na niego. Za wcześnie, nie spodziewała się więc, że on wykona pierwszy krok.
— Twoja godność? — zapytał, oparty jedną ręką o stół. Odwróciła się w jego kierunku, zmierzyła go wzrokiem. Przybrał obojętną minę, maskę.
— Hermiona Granger, a twoja? — Spojrzeli sobie w oczy. Wiedziała, że stara się teraz ją przejrzeć, ale nieugięcie wpatrywała się w jego oczy, tak podobne do swoich.
— Tom Riddle — powiedział. Miała już się uśmiechnąć i powiedzieć coś nie na miejscu, jednak powstrzymała się. Musiała pamiętać o misji. Nie może zawieść nikogo, kto czeka w przyszłości, nie teraz.
— Miło mi — odparła, dalej wpatrując się w twarz chłopaka, który coraz usilniej starał się spowodować, aby ona pierwsza odwróciła wzrok. Nie zamierzała przegrać. Wiedziała, że jeśli dojdzie do tego teraz, to później będzie jeszcze trudniej. Właśnie takie błahe rzeczy decydowały o zwycięstwie. Ale nie w bitwie, tylko w całej wojnie.
— Mnie również, Hermiono — na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
Gdyby nie wiedziała, jak się tutaj znalazła, zapłonęłaby rumieńcem. Pokazał jej swój uroczy uśmiech, odsłaniając przy tym swoje śnieżnobiałe zęby. Niejedna kobieta pewnie by zatopiła się w nim, pocałowała namiętnie, ale nie ona. Musiała pamiętać, kim jest i co dla niej ważne. Dalej nieprzerwanie patrzył, jak w jej oczach pojawiają się złośliwe ogniki. Po chwili z ust zniknął ten oszałamiający uśmiech, a jego twarz nabrała poważnego wyglądu.
— Może nie jesteś, jak te wszystkie — powiedział jakby w połowie do siebie, a w połowie niej. Puściła to mimo uszu, ale mimo to wyszeptała cicho.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo się od wszystkich różnię — odpowiedziała to chyba specjalnie, aby skupić jego wszystkie myśli na niej.
Wiedziała, że jeszcze wtedy nie opanował idealnie sztuki oklumencji, więc jeśli spróbuje wedrzeć się do jej umysłu, napotka tylko i wyłącznie blokadę. Jako pracownik Ministerstwa musiała przejść te nauki, inaczej nie dostałaby posady. Mimo tego, że szło to powoli, po roku czasu udało jej się to idealnie opanować.
Chwila… Zamyśliła się. Przecież… Ona się uczyła oklumencji, a reszta? Może od dawna planowali, że się tutaj przeniesie i będzie brała udział w tym przedsięwzięciu? Okłamali ją. Poczuła, jak mocno zaciska pięść. Chłopak spojrzał na jej ręce, a następnie stwierdził.
— Złość piękności szkodzi, lepiej ją zachowaj, bo jeśli jesteś jak te szlamy, długo tutaj nie pobędziesz — spojrzał na nią z lekko dozą odrazy. Zaśmiała się. Dosłownie się zaśmiała. Gdyby znał prawdę… A nie pozna. Wiedziałby, że nie powinien z nią zadzierać. Tymi słowami sam wykopał sobie grób.
— Powiem Ci coś w sekrecie, Tom. — położyła nacisk na jego imieniu. — gdybym była szlamą, nie siedziałabym z tobą przy tym stole, prawda? — nie usłyszała odpowiedzi, bo właśnie skończyła się ceremonia.
— Smacznego — rzucił ochryple Dippet, a na stołach pojawiło się mnóstwo jedzenia. Właśnie teraz poczuła, że jest bardzo głodna.
Obok siebie zobaczyła gromadę pierwszoroczniaków, którzy byli tak przestraszeni, że nie mogli niczego sobie nałożyć na talerz. Kobieta chwyciła tosta i posmarowała go dżemem. Jadła spokojnie, nie patrząc w lewą stronę. Słyszała tylko, jak jej ,,nowy kolega” zagłębia się w rozmowę ze swoimi szkolnymi ,,przyjaciółmi”.
Właśnie… On nie miał kogoś bliskiego, zawsze działał sam, a przede wszystkim stwarzał tylko pozory. Musi doprowadzić do tego, aby poczuł skruchę, zrobi wszystko, co w jej mocy. Gdy jadła już kolejne danie, zobaczyła, że maluchy dalej nic nie tknęły.
— Czemu nic nie jecie? — rzuciła do nich beznamiętnie. Wszystkie głowy skierowały się w jej stronę. Nie wiedziała, czy to dobrze, czy to źle, ale głos zabrał chłopak siedzący obok niej.
— Nie jemy niczego, czego nie zrobiły skrzaty — powiedział cicho. Wywróciła oczami, naprawdę. Mimo tego, że kiedyś była pierwsza do tego, aby bronić swoich małych przyjaciół, udało jej się opanować tą nagłą chęć niesienia im niepotrzebnej pomocy. WESZ dawno już nie istniała, a ona była kimś nowym. Właśnie tu i teraz kreowała swoją nową siebie.
— Mogę ci powiedzieć tylko jedno. Jedz. Wszystko to zrobiły skrzaty — wskazała na cały zastawiony stół. Spojrzeli na nią oniemiali, a jednocześnie trochę niepewni.
— Skąd wiesz? — zapytała dziewczyna o ciemnych włosach i niebieskich oczach. Hermiona wywróciła teatralnie oczami i spojrzał na nią z politowaniem.
— Ponieważ widziałam je, a po drugie wiem, gdzie jest kuchnia. Hogwart ma wiele tajemnic, choć nie wszystkie da się zgłębić — gdy wypowiadała te słowa, przyznała sobie rację w duchu. Możliwe, że tym razem odkryje jeszcze ciekawsze rzeczy w szkole. A miała na to rok. Rok czasu na to, aby namówić Riddle'a na powrót do normalności.
(***)
Tego dnia po kolacji spała, jak zabita w dormitorium, które dzieliła z jakimiś Ślizgonkami w jej wieku, oczywiście potencjalnym wieku. Nie mogła przecież zapomnieć, że ma już dziewiętnaście lat. Nie potrafiła powiedzieć nawet jak się nazywają, ponieważ usnęła, za nim zdążyła zamienić z nimi choćby słowo.
Nazajutrz obudziła się pełna życia, wyspana i rozczochrana. Popatrzyła na swoje dwie współlokatorki. Spały głęboko, więc nie chciała im w tym przeszkadzać. Była dopiero piąta rano, ale ona wiedziała, że już więcej nie zaśnie. Wzięła ze swojego plecaka rzeczy, a następnie udała się do łazienki, która sąsiadowała z ich pokojem. Wzięła szybki, zimny prysznic, a następnie ubrała się. Kosmetyczka, którą wzięła, jednak się przydała. Nowo nałożony, lekki makijaż podkreślał jej wielkie oczy. Uśmiechnęła się. Mimo wszystko zapowiadał się całkiem przyjemny dzień.
Pogrzebała jeszcze cicho w swoim tobołku, z którego wyjęła zestaw książek razem z mniejszą torbą. Przynajmniej nie będzie musiała ich nosić luzem.
Zeszła na dół, do pokoju wspólnego Ślizgonów. Teraz, gdy nikogo w nim nie było, mogła mu się na spokojnie przyjrzeć. Wszystkie ściany były w zieleni, którą przeplatało srebro. Fotele, meble, stoliki były czarne, a na drzwiach widniał wielki obraz węża, który zjada lwa. Niektóre nawyki chyba jednak się nigdy się nie zmienią.
Westchnęła i opadła na fotel. Siedziała w nim bez ruchu i zastanawiała się, co dalej począć. Godzina dzieliła ją od śniadania, a dodatkowo nic nie wyglądało tak, jak powinno. Wczoraj, gdy wymijała Toma, patrzyła, jak posyła jej współczujące spojrzenie. Zapewne chodziło o sytuację z tymi młodziakami. Naprawdę nie wiedziała, że czarodzieje czystej krwi, to tacy okropni pedanci.
Wyjęła książkę do obrony przed czarną magią i zaczęła studiować kolejny raz zaklęcie Expecto Patronum. Od wielu tygodni nie udawało jej się. Lubiła tą słodką wydrę, która latała wokół niej, ale gdy zaczęły się te problemy z Ronem, nie była w stanie jej wyczarować.
— Expecto Patronum — powiedziała. Z jej różdżki wystrzeliły tylko iskry. Przeklęła w duchy tego mężczyznę. Naprawdę go nienawidziła. Nie wiedziała, że w tym czasie była obserwowana przed parę oczu.
Siedział na schodach i wpatrywał się w dziewczynę. Chyba nie rozumiał jej zachowania, bo za każdym razem, gdy się jej nie udawało wyczarować cielesnego patronusa, nie poruszał się nawet o milimetr. Po prostu patrzył, a po kilku minutach wrócił do swojego dormitorium. Wziął prysznic, a gdy chciał udać się na śniadanie, a przy tym trochę podogryzać tej dziewczynie, już jej nie było.
— Szkoda — powiedział sam do siebie. Wziął swoją torbę i sam skierował się na pierwszy dzisiejszego dnia posiłek. Zastał ją przy drzwiach, gdy już wychodziła z Wielkiej Sali.
— Witam — powiedziała oschle w jego kierunku. Zadziwiające było to, że nawet go nie znała, a traktowała już jak największego wroga na świecie, nie mając ku temu podstaw. Przecież jeszcze nic nie zdążył jej nic zrobić.
— Witam —odpowiedział z podobną intonacją, minęli się. Nie wiedział, co o niej myśleć. Nie był nią ani zachwycony, ani zdołowany jej postawą. Była mu obojętna, jak wszyscy.
(***)
Eliksiry. Pierwsza lekcja, a ona już podnosiła w górę rękę i odpowiadała na każde możliwe pytanie. Profesor Slughorn klaskał w dłonie i cieszył się niezmiernie, że jego dom pozyskał w tym roku tak mądrą uczennicę. Gdy kolejne punkty trafiały na konto Domu Węża, jej rówieśnicy rozmawiali między sobą.
— Widziałeś tą nową? Dobra jest — powiedział jakiś chłopak, który siedział na samym końcu sali. Jego kolega z ławki przytaknął mu.
— I całkiem ładna, nie to co one — powiedział trzeci i wskazał na jakąś dziewczynę odwróconą tyłem. Jak zwykle zajęcia odbywały się z gryfonami, czasy się nigdy nie zmieniały.
— To szlamy — powiedział jeszcze inny głos. To określenie jej nie bolało. Fajnie jest być kimś innym i nie musieć się martwić, że te słowa są skierowane do siebie.
— A ona nią nie jest — powiedział czwarty chłopak. Nie widziała, że w tym momencie Tom Riddle siedzący w przedostatniej ławce przysłuchuje się rozmowie młodych mężczyzn, ale i jednocześnie patrzy z nie małym zaskoczeniem na dziewczynę, która przejęła jego funkcje na lekcji. Był całkowicie sparaliżowany, aż do momentu, gdy profesor zadał mu pytanie.
— Tom, dobrze się czujesz? — powrócił jakby do świata żywych. Przeczesał sobie dłonią włosy i zniewalająco się uśmiechnął.
— Tak jest, panie profesorze — powiedział na tyle głośno, aby reszta sali ucichła. Spojrzeli na niego, jak na swojego przywódcę, no prawie wszyscy.
— Czemu nie pracujesz, Riddle? Panna Granger zarabia punkty za ciebie, skup się — nauczyciel dał mu naganę. Przy wszystkich.
— Tak jest, panie profesorze — powiedział na tyle głośno, aby reszta sali ucichła. Spojrzeli na niego, jak na swojego przywódcę, no prawie wszyscy.
— Czemu nie pracujesz, Riddle? Panna Granger zarabia punkty za ciebie, skup się — nauczyciel dał mu naganę. Przy wszystkich.
Chłopak spojrzał na kobietę siedzącą tuż obok biurka. Zmrużył delikatnie oczy, a ona uśmiechnęła się. Nie wiedziała, że tym może rozpętać wojnę. Po zakończonych zajęciach Horacy zawołał ich oboje. Stali praktycznie ramię w ramię i czekali, aż ich opiekun zacznie wreszcie mówić.
— Gratuluje, pano Granger, ma pani wielką wiedzę. Tom, jesteś prefektem naczelnym szkoły, a dobrze wiesz, co się stało z twoją koleżanką, która nadużywała swoich powinności w stosunku do uczniów innych domów dlatego też… — na chwilę przerwał żeby zaczerpnąć oddechu — ogłaszam, że od dzisiaj Hermiona będzie razem z tobą patrolować korytarze we wtorki, czwartki i soboty. Od dzisiaj jesteś prefektem — wręczył dziewczynie odznakę. Zdziwiła się. Chyba naprawdę nie mieli komu jej dać, skoro udało się jej już na pierwszych zajęciach aż tak przekonać do siebie nauczyciela. Chłopak zbliżył się niebezpiecznie do dziewczyny.
— Lepiej na siebie uważaj, maleńka, bo może Ci się coś stać — powiedział, a językiem przejechał po swoich wargach.
Zamarła, ale dalej świdrowała wzrokiem jego usta. Wyglądały całkiem zachęcająco… Stop. Nie powinna tak myśleć. Przestraszona zaistniałą sytuacją oraz postawą Toma nie wytrzymała i krzyknęła.
— A co? Wielki Pan się przestraszył, że teraz zepchnę go na drugi plan? Naprawdę, Tom, spodziewałam się po tobie czegoś więcej. — Odwróciła się na pięcie i udała na lekcję transmutacji. Nie obejrzała się za siebie. A on? Jedyne, co mógł zrobić to uderzyć pięścią w ścianę. I tak właśnie zrobił. Bolało, ale udało mu się opanować agresję.
— Lepiej na siebie uważaj, maleńka, bo może Ci się coś stać — powiedział, a językiem przejechał po swoich wargach.
Zamarła, ale dalej świdrowała wzrokiem jego usta. Wyglądały całkiem zachęcająco… Stop. Nie powinna tak myśleć. Przestraszona zaistniałą sytuacją oraz postawą Toma nie wytrzymała i krzyknęła.
— A co? Wielki Pan się przestraszył, że teraz zepchnę go na drugi plan? Naprawdę, Tom, spodziewałam się po tobie czegoś więcej. — Odwróciła się na pięcie i udała na lekcję transmutacji. Nie obejrzała się za siebie. A on? Jedyne, co mógł zrobić to uderzyć pięścią w ścianę. I tak właśnie zrobił. Bolało, ale udało mu się opanować agresję.
Nie wiem od czego zacząć,ale najlepiej zacznę od początku.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to połączenie więc oba rozdziały przeczytałam na jednym wdechu. Hermiona podjęła się naprawdę ciężkiej misji w końcu obcowanie z Tomem to nie lada wyzwanie .Slitherin uwielbiam ten dom wiec bardzo się cieszę,że właśnie do niego trafiła.Jestem ciekawa jak potoczą się jej dalsze losy.Bo na pierwszy rzut oka widać,że Tom się jej spodobał.
Podsumowując.Zyskałaś własnie nową stałą czytelniczkę!
Bloga dodaję do obserwowanych więc będę wiedziała kiedy pojawi się jakaś nowość.Tym samym zapraszam do mnie na dość niezwykłe połączenie.(http://hogwarcka-gra.blogspot.com)
Pozdrawiam,Alohomora :)
Dziękuje Ci serdecznie i z pewnością zajrzę do ciebie ;)
UsuńNominuję Cię do Liebster Award :) Informacje znajdziesz na moim blogu. ( http://rebekah-riddle-siostra-voldemorta.blogspot.ch/ )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
~T
Tak dziękuje, nominację są złe.
UsuńChcemy więcej! Chcemy więcej! I tak dalej jeszcze z 50 razy:D Dawaj szybko 3 rozdział
OdpowiedzUsuńPowinnam go niedługo skończyć, taką mam nadzieję chociaż ;)
UsuńUff, rozdział drugi za nami a ta niepewność czy Twój Tom mi przypadnie do gustu.. poszła w nie pamięć. Jest cudny! Władczy, inteligentny ^.^ Czytałaś może Ulubieńca Losu? Dzięki temu ff zakochałam się w Riddle'u! Nie mogę się doczekać wspólnych patroli :D Ciekawe jakim sposobem się do siebie zbliżą!
OdpowiedzUsuńDobra, zaczynam gadać głupoty, ale.. TOMIONE <3
Lecę dalej,
L.L.♥
Nie czytałam, a może powinnam :D
UsuńStrasznie podoba mi sie rozdział !
OdpowiedzUsuńI ten Tom <3 ahh ^^
Życzę duzo weny !
reene~
Dziękuje, wena jest :D
UsuńHej, to znowu ja :-) Przeczytałam ten rozdział z zapartym tchem, co do Toma kocham go w każdym wydaniu i tu także, ale coś mi w nim nie pasuje, a i mam nadzieję, że nic złego nie grozi Hermionie, zasłużyła na uznanie. Nie mogę się doczekać zmienionego Toma ( ale tylko dla Hermiony). Powodzenia w dalszym pisaniu.
OdpowiedzUsuńPS. Zauważyłam błędy! !
Dziękuje, odpowiadam dopiero teraz na komentarze ale jestem szczęśliwa, że jest ich aż tyle :)
UsuńŚwietny rozdział *.* Kocham twojego Toma <3 Hermiona też fajana, taka zadziorna mrrr xd Czytam dalej :3
OdpowiedzUsuńTaka powinna być już po całej akcji w książce :D
UsuńHmm..
OdpowiedzUsuńNie umiem pisać długich komentarzy.
Twoja Hermiona jest intrygująca, jest taka troszeczkę uszczypliwa i zadziorna. Tom wydaje się tajemniczy ( cóż, przekonam się w następnych rozdziałach ) . Podoba mi się Twój styl pisania bardzo mi się spodobał, tak samo jak ukazałaś Ronalda i Harry'ego.
Idę czytać dalej i ( jeśli to przeczytasz ) życzę Ci duużo weny.
Pozdrawiam,
Panna Nanase
Ronalda, zawsze mam w stosunku do negatywne uczucia :D
UsuńJestem zachwycona twoim sposobem pisania, chociaż przyznam, że nie znam się na takich rzeczach :d Ale generalnie wciągnęłam się i czytam dalsze rozdziały :)
OdpowiedzUsuńMiło mi bardzo :)
UsuńSkonfundowanie tiary było trochę dziwne, a jeszcze dziwniejsze było jej zachowanie po tym, kiedy Hermiona rzuciła zaklęcie. Można w ogóle skonfundować tiarę? To chyba nie jest najlepszy pomysł, uważam, że Granger mogła po prostu zamknąć umysł, zakładam, że zna się na legilimencji i oklumencji, bo w innym wypadku będzie mieć z Tomem problem. xD
OdpowiedzUsuńAch, Tom, Tom, modnie spóźniony. Tylko skąd Hermiona wiedziała, jak wygląda młody Riddle? Harry - wiadomo, był z nim w Komnacie Tajemnic i w dzienniku. Ginny również mogła to wiedzieć, ale Hermiona go chyba nie widziała, chyba że Ginny jakoś przybliżyła jej postać Riddle'a...
Ojoju, to Ty napisałaś tę piosenkę dla tiary? Wow, gratuluję wytrwałości, mi by się nie chciało. :) Szkoda tylko, że nie napisałaś nic o tym, co sobie myślała tiara, choć przypuszczam, że w momencie, kiedy była skonfundowana, po prostu nie myślała i nie miała Hermionie nic ważnego do przekazania.
Kamana, nie! XD Błagam, zrobiłaś z Toma ignoranta i sklerotyka, przecież dopiero co Hermiona wstała ze stołka, a jej nazwisko zostało wyczytane, wątpię, aby Riddle (choć zapewne nie interesował się za bardzo pierwszakami) nie zapamiętał nazwiska, które dopiero co padło. xD
Hermiona jest chyba zbyt otwarta, jednak takie przechwalanie się (gdzie jest kuchnia, kto robi jedzenie, itp.) może Tomowi zaimponować, jednak sądzę, że Riddle doskonale wiedział, gdzie znajduje się kuchnia i kto gotuje w Hogwarcie. :D
Cieszę się, że ten rozdział jest o wiele dłuższy niż pierwszy. Fajno, że opisujesz lekcje, ale mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach natknę się też na wątki wykraczające poza pairing. No i więcej opisów! xD
Wydaje mi się, że można. Właściwie, nie sprawdziłam tego. Mój błąd.
UsuńTutaj, jeśli chodzi o wygląd młodego Riddle'a, wzięłam pod uwagę zdjęcia, które mógł mieć zrobione i zostały znalezione po upadku Lorda Voldemorta. Możliwe, że można dodać ten fragment, wtedy nie będzie nieporozumień.
A za piosenkę mogę tylko podziękować.
Wydaję mi się, że bardziej niezainteresowanego sprawą, ignoranta - owszem.
Może i nie Tomowi ale reszcie mogła. Cóż, to tylko moja interpretacja i wizja autora.