Rozdział III

Witam. To już trzeci rozdział. Mamy wakacje i mogę wreszcie ustalić jako taki harmonogram dodawania postów. Myślę, że będą pojawiały się co dwa tygodnie, plus minus tydzień. Potem, w trakcie nauki, którą będę podejmować, mam nadzieję, że nic się nie zmieni.

Rozdział III

Zacząłem pracę. Tak, wreszcie. Jestem niezwykle przejęty. Rozwiązanie mojego problemu jest coraz bliżej. Kobieta z wczoraj potwierdziła tylko i wyłącznie to, czego nasłuchałem się w karczmie w dniu przybycia. Poza jedną informacją. Jedną, która może zmienić moje nastawienie.
   Ludzie są na tyle głupi, że rozmawiają ze mną jak ze starym, dobrym przyjacielem. Nie musiałem nawet wyciągać pieniędzy, które dostałem od właściciela. Zabawne. Kobieta była mną wyraźnie zauroczona. Potwierdziła, że wierzyła w Czarnego Pana, wierzyła we mnie. Byłem tym zachwycony, to ukoronowanie mojej pracy przez całe lata. To, co osiągnąłem, zostało docenione przez tak nic niewartą osobę.
   Aktualnie stoję za ladą i patrzę na drzwi, które dzisiaj ani razu nie zostały otworzone. Praca tutaj nie jest ani przyjemna, ani trudna. Jest zwyczajnie nudna, jednak muszę tutaj stać i patrzeć tępo w ścianę. Dla pieniędzy, które są mi potrzebne do rozwijania się, zrobię wszystko.
   Plan, który rodzi się w mojej głowie, skupia się na przejęciu władzy. Żadne ministerstwo magii mi się nie oprze. Nikt, żaden pracownik tej instytucji nie będzie w stanie mi odmówić. Spędziłem lata na kreowaniu wizerunku grzecznego ucznia, którym w rzeczywistości nie byłem. Otworzenie Komnaty Tajemnic, które było moją życiową szansą na stworzenie horkruksów, nie poszło na marne. Może i ten cały Potter zniszczył go, jednak moim celem było stworzenie aż siedmiu takich amuletów. Zapewnię sobie dzięki temu nieśmiertelność, która jest dla mnie priorytetem.
   Drugi, który został stworzony dzięki mojemu szlamowatemu ojczulkowi i bratu mojej matki, również poszedł na zmarnowanie. Tym razem Dumbledore zatroszczył się o to, żeby zaleźć mi za skórę. Przynajmniej tyle wiem z opowieści kobiety.
   Pomijając już fakt, że narażam część swojej duszy na szwank, jest dobrze. Jako młody chłopak mam czas na stworzenie tego, co w przeszłości dopiero miałem w planach. Powstaną kolejne horkruksy, kolejne przedmioty, dzięki którym będę mógł pławić się w bogactwie i dostatku. Będą one tym, co przyjdzie mi akurat do głowy. Wcześniejsze plany muszę porzucić, aby Potter nie miał łatwo.
   To naprawdę zabawne, że obaj jesteśmy w tym samym wieku. Ciekaw jestem, czy ten młody czarodziej ma w sobie tyle dobroci i współczucia do całego świata, jak go opisują. Wybraniec, bo takie nadano mu miano, jest czymś w rodzaju bożyszcza dla tych ludzi. Mimo wszystkiego, co mu zrobiłem, jest ciągle uśmiechnięty. Jego wola życia najbardziej mnie denerwuje z tego wszystkiego. Podobny jest w tym do mnie, obaj chcemy i robimy wszystko, aby osiągnąć dany cel.
   Harry Potter, ulubieniec szlam i mugoli. Tak, najbardziej to do niego pasuje. Przynajmniej według mnie. Pokonał Lorda Voldemorta, trzeba jednak docenić jego moc, którą zapewne posiada. Należy wziąć pod uwagę, że to nie jest głupie dziecko, które stoi mi na przeszkodzie. Obaj jesteśmy równi, obaj musimy stanąć oko w oko ze sobą, aby wreszcie położyć kres tej samowolce.
   Tym razem nie przegram. Zagłębię się w życie, psychikę i wszystkie inne aspekty istnienia tego chłopaka. Sprawię, że będzie cierpiał, błagał o litość. Niech wie, gdzie jest jego miejsce. Trzy metry pod ziemią, tam znajdzie dopiero ukojenie od trosk życia doczesnego.
   Znowu zerkam kątem oka na wejście do sklepu. Widzę jakiś młodych czarodziei, którzy z zainteresowaniem przyglądają się wystawie. Mam nadzieję, że tak jak ja będą chcieli zgłębiać czarną magię. Możliwe, że w ostatecznej bitwie, która kiedyś nastąpi, staną u mojego boku, sławiąc me wielkie imię.
   Nie mogę stać się teraz Voldemortem. Nie mogę wejść dwa razy do tej samej rzeki. Muszę pozostać tym, kim się stałem w chwili narodzin. Moja cała nienawiść do stosunku, do imienia i nazwiska obróci się w moc, której nie widział nigdy na oczy cały świat magiczny.
   Będę niczym bohater dla tych nic nieświadomych ludzi, którzy potem przejrzą na oczy i bić mi będą pokłony. A ja dam im łaskę, pozwalając im dalej żyć, aby ich dzieci mogły kontynuować moje dzieło. Będę zawsze, wieczny. Będę obserwował wszystko co ważne lub pozbawione sensu. Będę tym, kim stać chciał się każdy, będę panem i władcą całego ogółu.
   Zamyśliłem się. Nie powinienem. Muszę witać gości swoim zniewalającym uśmiechem. Po to tu jestem, aby naciągać ludzi, którzy ślepo wierzyć będą w moje zapewnienia. Przecież wyglądam jak młody, nie znający świata mężczyzna. Dla starszych kobiet to rarytas, który tak rzadko mogą spotkać na swojej drodze.
   Wierzę, że mój los się tutaj zmieni. Że dojdę do czegoś wielkiego. Tymi rękoma, które na razie pracowały powoli, rzetelnie, osiągnę sukces, wielki sukces. Będzie przypisywany mi on aż po kres świata czarodziejów.
   Nagle, ni z tego, ni z owego, drzwi skrzypią niemiłosiernie. Patrzę w stronę wejścia. Widzę człowieka w średnim wieku. Jego długie, platynowe włosy spadają kaskadami na plecy. Oczy jaśnieją lazurem, który zagląda wgłąb mojej duszy. Piękne spojrzenie, tylko i wyłącznie. Tak sądzę.
— W czym mogę pomóc? — pytam przybysza, który łaskawie patrzy w moją stronę.
   Taka dyskryminacja, zapewne arystokrata. Jakże mógłbym się nie domyślić? Jego szaty, czarne jak smoła, szyte były zapewne na zamówienie. Nawet jego laska, którą dzierżył w dłoni, ozdobiona została czystym srebrem. Zmuszam się do uśmiechu, którego tak bardzo potrzeba w tym czasach, szczególnie tym ludziom.
 — Chcę rozmawiać z Borginem — mówi.
 — Nie ma go, wyszedł. Powierzył mi cały swój dobytek. — Nie muszę kłamać, bo właściciel naprawdę opuścił swój zakład. Załatwia podobno interesy.
 — W takim razie z tobą muszę załatwić swoje sprawy. — Patrzy na mnie niepewnie. Kiwam jednak głową.
 — Oczywiście. Służę pomocą. — Kłaniam się delikatnie. Ta nienawiść do świata zewnętrznego napawa mnie pewną dozą samozaparcia w dążeniu do celu. Jeśli na razie muszę się komuś ukłonić, zrobię to. Duma czuwa, jednakże nie zostaje naruszona.
 — Może udamy się w bardziej ustronne miejsce?
   Od razu domyślam się, że ma mi coś do sprzedania. Wychodzę zza lady i szybkim krokiem idę w kierunku drzwi, które zamykam. Klucz, który przed chwilą był w zamku, ląduje w mojej kieszeni.
 — Za mną proszę. — Widzę jego zdziwioną minę, jednakże nie wydaje z siebie ani jednego głosu. Idziemy do miejsca, gdzie wczoraj załatwiałem swoje sprawy ze sprzedawcą.
   Całe to pomieszczenie wygląda jak wielka, zasyfiona nora. Aż dziwne, że ten stary głupiec sprowadza tutaj swoich potencjalnych kupców. Przeklinam pod nosem i obiecuję sobie, że dla swojego dobra postaram się tutaj posprzątać. Sadzam gościa na kanapie, a sam zasiadam w fotelu, naprzeciwko niego.
 — Pańska godność? — pytam.
 — Lucjusz Malfoy — odpowiada bez zbędnych ceregieli.
   Skądś kojarzy mi się to nazwisko, nie jestem jednak pewny. Możliwe, że za moich czasów jakiś uczeń Hogwartu posiadał takie nazwisko. Jeśli go znam, choćby z widzenia, musiał należeć do mojego domu. Czysta krew wrze w tym człowieku, czy to nie jest szansa dla mnie?
 — Tom. — Podaję mu dłoń. Spoglądam mu głęboko w oczy. Chcę zobaczyć w nich żal po utracie Lorda Voldemorta, jednakże widzę tylko strach i niepewność.
 — Nastały dla nas ciężkie czasy — wzdycham. Tak, dla nich, nie dla mnie. Przecież oni nie wiedzą, że oparłem się śmierci. Może nie dosłownie, jednak jestem tutaj, siedzę i rozmawiam z tym człowiekiem, a jakaś tam mogiła nie byłaby w stanie tego uczynić.
 — Tak, Czarny Pan poległ. — Widzę, że spuszcza głowę.
   Na pewno w jego oczach nie ma łez. Czuję ulgę, z drugiej strony wiem, że stoi nad nim widmo innego, przerażającego wydarzenia. Sąd czarodziei zapewne ma już jego nazwisko w aktach. Te papiery za niedługo popłyną nurtem wielu innych kartek, a tym samym zapełnią się cele w Azkabanie.
 — Nie możemy się smucić — dodaję.
   Jest tym trochę podenerwowany.
 — Nie możemy? Moja rodzina poświęciła wiele lat dla naszego Mistrza, a on odszedł. To nie do pomyślenia. Jesteś taki jak my, czuję to. Sławiłeś imię naszego mentora, byłeś jednym z jego ludzi, chociaż nigdy cię nie widziałem.
 — Byłem za młody, aby dołączyć do jego popleczników. Niedawno skończyłem szkołę — usprawiedliwiam się. Właściwie nie muszę, jednakże wymyślić o sobie bajkę trzeba. Przyda się. Jak nie teraz, to potem.
 — Przejdźmy do interesów.
 — Jak sobie pan życzy — dodaję z nadmierną słodkością.
   Klient nasz pan. Muszę zrobić wszystko, aby pozbawić go złudzeń, że uda mu się sprzedać ważne dla niego rzeczy za tak wysoką cenę.
   Malfoy rozwija zawiniątko, które przed chwilą trzymał za pazuchą. Widzę ciemny papier, a następnie moim oczom ukazuje się kielich. Wielki, złoty puchar z godłem rodu. Jest pięknie zdobiony. Malunki na nim potwierdzają tylko moje zdanie. Nienawidził mugoli, plugawych ludzi, których magia nie dotyczy.
 — Piękny — myślę na głos.
 — Jeden z niewielu, który pozostał w mojej posiadłości po tym, jak On odszedł. Chcę go sprzedać, pozbyć się. Nie zależy mi na galeonach, mam ich pod dostatkiem. Boję się ministerstwa, sądu. Nie mogę dać im powodu, aby zamknęli mnie w Azkabanie. Mam syna, który potrzebuje ojca. — Desperacja w jego głosie napawa mnie wolą walki.
   Byłem, jestem i będę Lordem Voldemortem. Mimo że będę musiał zmienić swe imię, a najlepiej pozostać przy tym, które nadano mi przy urodzeniu. Tom Marvolo Riddle. Nie muszę się teraz wstydzić, nikt nie wie, kim jestem. Żaden z moich podwładnych nie znał, zapewne, tego nazwiska. Nie chciałem go już używać po zakończeniu Hogwartu i tak się stało. Mimo tego, że nie wiem, co stało się z moim teraźniejszym ja, wszystkie pragnienia i potrzeby zapewne zrealizowałem.
 — Czy, jeśli odkupię go od pana za sto galeonów, cena będzie rozsądna? — pytam.
 — Jak najbardziej. Jeśli to ma być cena za wolność, zgadzam się. — Kolejny raz przyłapuję go na tym przestraszonym wzroku.
   Jestem taki nieszczęśliwy, że moi ludzie są w takim stanie. Chciałbym to zmienić, chciałbym dać im nadzieję na życie wieczne, razem ze mną. Wiem, że jestem w stanie tego dokonać. Przede mną są jeszcze lata, które zamierzam poświęcić na zgłębianie wszystkich możliwych zaklęć, eliksirów, całej czarnej magii. Gdy wreszcie osiągnę zamierzony przez siebie poziom, mam nadzieję, że spełni się jego marzenie.
 — W takim razie jesteśmy umówieni. — Uśmiecham się i znowu ściskam jego spoconą dłoń. Gdy nie patrzy, wycieram rękę o nową szatę, którą kupiłem wczoraj na Pokątnej.
 — Pójdę po złoto, proszę się rozgościć.
   Znikam na kilka chwil, które przeznaczam na przejście do kasy. Upewniam się jeszcze, że drzwi wejściowe są zamknięte. Jedno szarpnięcie, ani drgną. Całe szczęście, że nikt nie przeszkadzał nam w zawarciu umowy.
   Teraz podchodzę do kasy, skąd wybieram pieniądze. Wrzucam je do woreczka, który wcześniej wyciągnąłem spod lady. Wyliczam sto monet, które wręcz proszą się o wydanie. Nie mogę, muszę oddać je temu człowiekowi.
   Powolnym krokiem udaję się w kierunku pokoju, gdzie zasiada Lucjusz. Nie wiem, czy mogę zwracać się do niego po imieniu, przecież dzieli nas różnica wieku, a ja postanowiłem pozostać w ukryciu. Przynajmniej do czasu, gdy wreszcie uda mi się nabyć odpowiednie umiejętności, aby rządzić całym światem czarodziei i mugoli.
 — Oto pańska należność — zwracam się do niego już od progu. Podaję mu woreczek, a ten chwyta go i rozwiązuje.
 — Nie ufa mi pan? Nie jestem z takich, którzy próbują oszukać swojego klienta.  — Mierzę go swoim zimnym spojrzeniem. Od razu zasznurowuje zawiniątko z powrotem. Na mojej twarzy odmalowuje się satysfakcja, której ostatnimi czasy było mi brak.
 — Przepraszam, przyzwyczajenie.
   Jestem zaskoczony tymi słowami, jednakże nie zamierzam nic dodawać. Siadam w fotelu, z którego musiałem przed chwilą się ulotnić. Patrzę na mężczyznę, który nie bardzo wie, co ze sobą zrobić. Muszę przywrzeć go do muru.
 — Panie Malfoy, był pan bliskim współpracownikiem Czarnego Pana? — pytam, patrząc na jego twarz. Momentalnie robi się blada.
 — Można tak powiedzieć. Nasz Pan lubił przebywać w mojej rezydencji — odpowiada ostrożnie, zważając na każde słowo, które ucieknie z jego ust.
 — Czy mógłby mi pan odpowiedzieć trochę o nim? Niewiele można dowiedzieć się z prasy. Tym bardziej od ludzi, którzy otwarcie potępiali jego działania. Chciałbym dowiedzieć się czegoś o nim samym. Chciałbym wiedzieć, kim był. — To pytanie, zadane w taki sposób, jest błędem.
   Lucjusz Malfoy zrywa się na równe nogi. Nie poruszam się, zachowuję pozorny spokój. Nie wiem, dlaczego ten człowiek zareagował tak machinalnie.
 — Czego ode mnie chcesz? Jesteś jednym z ludzi Pottera? — wrzeszczy.
 — Niech mnie pan nie rozśmiesza. Nigdy nie stanąłbym po stronie Wybrańca, którym dla mnie nigdy nie był. Ten chłopak to dziecko fartownego losu lub, jak lubię to nazywać, wielkich ludzi, którzy za nim stali. — Uśmiecham się.
   Chcę, żeby wrócił na swoje miejsce, usiadł. Nie mam zamiaru z nim dyskutować na ten temat. Uspokaja się, jednakże strasznie mozolnie mu to idzie. Sięgam po różdżkę. Jedno machnięcie, a znowu siedzi. Poruszyłem całą kanapę, aby zasiadł na swoim miejscu.
 — Nie chce panu zrobić krzywdy, panie Malfoy. Myślę, że możemy się dogadać.  — Pokazuję mu stolik, na którym leży skrawek pergaminu.
   Bez słowa bierze go w dłonie. Widzę na jego twarzy skupienie. Czyta, myśli, wertuje, jest taki poważny w tym, co robi. Ciekawe, czy nadaje się na bliskiego współpracownika.
 — Co to ma znaczyć? — pyta. Z jego twarzy znika strach, a pojawia się rozbawienie, które bardzo mnie irytuje.
 — Nie zrozumiał pan? — pytam grzecznie.
 — Nie bardzo. Na tej kartce napisane jest twoje imię i nazwisko. Nie znam żadnego Riddle’a. Powinienem?
 — Myślę, że gdyby poszperał pan w pamięci, jeden Riddle by się znalazł. Proszę zajrzeć głęboko, bardzo głęboko. Nie pomoże kilka lat, kilkadziesiąt owszem. — Uśmiecham się znowu. Widzę, że krew znowu nie znajduje kanalików w jego twarzy. Mam ochotę roześmiać mu się prosto w twarz.
 — Nie wiem, naprawdę nie wiem — odpowiada zrezygnowany.
   Wzdycham. Nie spodziewałem się, że będę musiał współpracować z taką ciemną masą. Nie dam jednak za wygraną. Jeśli nie dowie się teraz, potem będzie musiał.
 — Przyznam szczerzę, że nie tego się spodziewałem. W takim razie, mam propozycję.
 — Jaką?
   Widzę, że jest zaskoczony. Chciałbym zadziwić cały magiczny świat swoją osobą. Możliwe, że z wyglądem młodego, przystojnego młodzieńca uda mi się zdziałać dużo więcej, niż jak planowałem wcześniej. Możliwe, że wtedy, uda mi się zrobić coś większego, lepszego, kto wie.
 — Kochał pan Lorda Voldemorta? — pytam.
   Widzę w jego twarzy nutkę strachu, mieszkającą się z niedowierzaniem. Czy właśnie usłyszał ode mnie imię i nazwisko Czarnego Pana? Czy to możliwe? Oczywiście, tylko ja jestem w stanie wypowiadać te słowa, nie ponosząc za nie konsekwencji.
 — Co to ma znaczyć?
  Wzruszam ramionami. Czekam na odpowiedź. Nie można przecież odpowiadać pytaniem na pytanie.
 — Chłopcze, zdajesz sobie sprawę, że wymówiłeś imię Czarnego Pana? Wiesz, jakie grożą za to konsekwencje?
   Jestem wzruszony jego postawą. Uśmiechem próbuję zbić go z pantałyku. Sam nie jest w stanie odgadnąć moich myśli. Jestem dla niego zbyt skomplikowany, zbyt ciężko odczytać moje uczucia. Właśnie na to pracowałem przez te wszystkie lata. Udoskonalenia umysłu były częścią całego złożonego procesu, który przechodziłem.
 — Owszem, jestem o tym poinformowany. Szczegół tkwi w tym, że nikt nie jest w stanie, przynajmniej teraz, mi w tym przeszkodzić.
   Twarz osobnika robi się bledsza niż wcześniej.
 — Kochałem — przyznaje zawstydzony.
 — A jest pan, panie Malfoy, w stanie kontynuować nauki, których udzielał swoim poplecznikom?
   Zastanawia się. Napięcie, które maluje się na jego twarzy, sprawia, że jestem rozbawiony zaistniałą sytuacją. Jest niepewny. Każdy by był. Z całą pewnością.
 — Myślę, że tak — odpowiada.
   Tym razem nie mogę zrobić nic innego. Nasza znajomość jest zbyt świeża, zbyt krótka, abym mógł dać osąd o tym człowieku. Widzę w jego reakcjach szczere intencje. Widocznie był kimś, z kim mogłem porozmawiać, chociaż trochę. Kimś, komu mogłem powierzyć trudne misję. Spędziłem w jego domu, zapewne, szmat czasu. Czy to nie jest wystarczająca opinia? Nie dla mnie. Ja muszę wiedzieć więcej.
 — Panie Malfoy, myślę, że spotkamy się tutaj za tydzień.
 — Zapraszasz mnie?
 — Owszem. Liczę na to, że przemyśli pan jeszcze naszą rozmowę. A na dzisiaj już skończyliśmy. Żegnam.
   Wstaję, a mój gość idzie za moim przykładem. Wychodzimy z kanciapy i kierujemy się na sklep. Staję za ladą.
 — Proszę przekręcić klucz i pozostawić drzwi otwarte. Robienie z panem interesów to czysta przyjemność.
   Delikatnie, jednakże widocznie skłaniam się przed nim. Odpowiada mi tym samym, a następnie chwyta się klamki drzwi. Przekręca klucz i wychodzi.
   Znowu zostaję sam ze swoimi planami. Mam cień pewności, że ród Malfoyów pomoże mi w moich planach. Lucjusz Malfoy, mimo swojego strachu przed Ministerstwem Magii, dalej jest w stanie kontynuować dzieła Lorda Voldemorta.
   Uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Gdyby tylko wiedział, że jestem tą samą osobą, której wcześniej oddał swój los, nasza rozmowa zapewne inaczej by się potoczyła.

55 komentarzy:

  1. Idę czytać ☺. Zaraz wracam z komentarzem :>. Dziękuję za zawiadomienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Rozdział wciągający i bezbłędny. Tak szczerze ? Mam cichą nadzieję, że Hermiona przejdzie na stronę Tom'a po jakimś czasie, bo zainteresuje ją inna magia jaką dotychczas się posługiwała, ale to tylko takie moje "nadzieje". Tak się zastanawiam kiedy dojdzie do interakcji pomiędzy Tom'em a Hermioną :>. Czeka mnie kolejny tydzień męczarni czekając na kolejny rozdział.
      Pozdrawiam, Alexandra ( taa xd ty wiesz i tak jak mam na imię ale nieważne )

      Usuń
    2. Dziękuję kochana. Mam nadzieję, że poczekasz jeszcze trochę do następnego rozdziału.

      Usuń
    3. Postaram się, ale nie wiem czy nie zwariuję ☺

      Usuń
    4. Dasz radę. Zawsze możesz mnie na priv podpytać o jakiś spojler xD

      Usuń
  2. Wow *.* Cudne.
    Lucjusz ciemna masa :-P
    Dodałaś rozdział wcześniej :3
    Nie mogę się doczekać następnej notki.
    Czekam i wenki życzę :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano udało się. Rav z betowała wcześniej, więc mogłam dodać. Dzisiaj mam za dużo czasu zajętego, więc wczoraj było dobrze wstawić.
      Dziękuję.

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podczas rozmowy Toma z Lucjuszem miałam identyczne emocje jak Tom. Smutno mi, że nie może powiedzieć kim jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko ujawni się w nowym rozdziale. Wtedy, mam nadzieję, więcej zrozumiecie.
      Dziękuję.

      Usuń
  5. Aaa Lucjuuuusz 💚💚💚 jak mogłas nazwać go ciemna masa ?! Hahah . Ciekawie bardzo ciekawie. Myślałam ze Lucjusz domyśli sie ze on jest Czarnym Panem No ale cóż . Czekam na następny :3
    Pozdrawiam
    Arystokratka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo dla mnie Lucjusz, to trochę ciemna masa.
      No cóż. Więcej w następnym rozdziale.
      Dziękuję.

      Usuń
  6. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego ludzie to zachwalają. Jak znajdę chwilkę od pracy, to się rozpiszę na temat tego rozdziału i bety, którą sobie powinnaś zmienić.
    Mystery Boy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli się rozpiszesz, pomożesz mi w dalszej pracy.
      Cóż, może dlatego, że ludziom podoba się jak pisze? Kto wie, kto wie.
      Bety nie zmienie. Dziękuję za uwagę.
      Czekam na długi komentarz od ciebie.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  7. "Kochałeś Voldemorta? "..."
    - Kochałem.."
    Lucek się zakochał xD Nie no dobra, rozdział bardzo fajny choć Tom mógł nie informować Lucjusza. Po co mu zaufał? Przecież widział w jego oczach strach i przerażenie. Moim zdaniem Lucek jest takim tchórzem, że natychmiast by pobiegł do aurorów, gdyby wiedział o co chodzi. Pozdrawiam ;)

    wielki-powrot-narnii.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy. W moim wyobrażeniu Lucjusz Malfoy ma wiele na sumieniu. Szczególnie po bitwie o Hogwart.
      Dziękuję.

      Usuń
  8. Napisze krótko ponieważ mój cudownie długi gomentarz wcieło gdy nie włączyłam internetu przed dodaniem komentarza ( inteligencja Psycho). Także rozdział cudowny jak na mój gust. I i mam taką malutką (pokazuje palcami jak malutką) nadzieje że może zrobisz by Hermiona przeszła na ciemną stronę. Życzę weny ♡
    Pozdrawiam Psycho

    OdpowiedzUsuń
  9. Napisze krótko ponieważ mój cudownie długi gomentarz wcieło gdy nie włączyłam internetu przed dodaniem komentarza ( inteligencja Psycho). Także rozdział cudowny jak na mój gust. I i mam taką malutką (pokazuje palcami jak malutką) nadzieje że może zrobisz by Hermiona przeszła na ciemną stronę. Życzę weny ♡
    Pozdrawiam Psycho

    OdpowiedzUsuń
  10. Napisze krótko ponieważ mój cudownie długi gomentarz wcieło gdy nie włączyłam internetu przed dodaniem komentarza ( inteligencja Psycho). Także rozdział cudowny jak na mój gust. I i mam taką malutką (pokazuje palcami jak malutką) nadzieje że może zrobisz by Hermiona przeszła na ciemną stronę. Życzę weny ♡
    Pozdrawiam Psycho

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że wszyscy na to liczą.
      Mogę tylko powiedzieć, że się mylicie. I to bardzo.
      Dziękuję za komentarz Psycho :*

      Usuń
    2. Bardzo ciekawe :)
      Czekam na kolejny rozdział i życze Ci weny :*

      Usuń
    3. Dziękuję Diano.
      Wene przyjmuje na kilogramy.

      Usuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zajebiste *.* Czekam na dalsze. Rozdział bez błędny :D :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział był świetny . Nie mogę doczekać się następnego . :D
    Ps . To bardzo miłe z twojej strony że odpisujesz na każdy komentarz swoich czytelników , naprawdę to doceniam .
    Życzę Ci bardzo , bardzo dużo weny .:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze, że jest mi trudno, cholernie trudno to robić na tablecie, ale się staram.
      Dziękuję za wene. Przyda się.
      Zdania są jednak podzielone.

      Usuń
  14. Rozdział świetny :D Czekam na Hermionę ;3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze trochę, już niebawem.
      Cierpliwości.
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  15. Rozdział jest świetny. Ale brakuje mi Hermiony. Kiedy się ona pojawi?
    Życzę dużo weny :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hermiona pojawi się niebawem. To dopiero trzeci rozdział.
      Jak zwykle, planuje 30 rozdziałów. Zobaczymy jak to się skończy.
      Dziękuję.

      Usuń
  16. Kocham, kocham i jeszcze raz kocham to jak cudownie piszesz! **-**
    Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału!



    odkrycie-niesamowitej-siostry-pottera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie.
      Na następny zapraszam 24 lipca.

      Usuń
  17. „Zacząłem pracę. Tak, wreszcie.” – cieszymy się razem z tobą, Tom. Nie, naprawdę. Pierwszy akapit jest w miarę… Tomowy. Chłopak myśli o pracy jako o drodze do celu i knuje, powolutku knuje. Ano i śmieje się z innych ludzi, także duży plus za próbę… wejścia w charakter, że tak to ujmę.
    „Nie musiałem nawet wyciągać pieniędzy, które dostałem od właściciela. Zabawne. Kobieta była mną wyraźnie zauroczona.” – ok., z tym mam problem, bo o ile pasowałoby to do Toma, który dopiero zaczyna swoją karierę villaina, tak człowiek, który ma już dokładnie zaplanowaną przyszłość, NIE MYŚLI W TAKI SPOSÓB. Nie dziwi się, że ktoś je mu z ręki. Nie po to dopracowywał swoje umiejętności manipulacji do perfekcji, żeby za każdym razem zastanawiać się, jak to ktoś wszystko ładnie wypaplał. Mniejsza już o to, w jaki sposób Tom zyskał te informacje.
    „To, co osiągnąłem, zostało docenione przez tak nic nie wartą osobę.” – „niewartą”.
    „Praca tutaj nie jest ani przyjemna, ani trudna. Jest zwyczajnie nudna, jednak muszę tutaj stać i patrzeć tępo w ścianę. Dla pieniędzy, które są mi potrzebne do samorozwijania się, zrobię wszystko.” – Niekonsekwencja. Tom cieszy się z pracy, ale uważa ją za nudną – w porządku, niechby tak było. Pominę już fakt, że otaczają go różne czarnomagiczne przedmioty, które mógłby poznać/wykorzystać/łotewa… Ale nie o tym mowa. To „patrzeć tępo w ścianę” wychodzące od Toma… Nie brzmi jak on. Tom Riddle podjął się pracy, żeby zarobić, ale i żeby zyskać znajomości, wybić się z dna, na którym niefortunnie się znalazł. Tom nie lubił marnować czasu. Zamiast patrzeć w ścianę, mógł coś poczytać albo zainteresować się OTOCZENIEM. W końcu TYLE TUTAJ RÓŻNYCH CUDÓW, KTÓRE TOMA MOCNO CIEKAWIŁY. Nagle nic go nie interesuje?
    Rozmyślania Toma na temat bycia prymusem są cudowne. Pokazują, że chłopak idealnie prowadził swoją grę ze światem i nie zamierzał przestać. Stworzenie horkruksów stało się dla niego najważniejsze i stwierdził, że tak czy siak musi podzielić swoją duszę… Co jest nieco niepewne, bo Tom powinien pojmować, że skoro raz mu się nie udało, metoda ta może zawieść po raz kolejny.
    „Otworzenie Komnaty Tajemnic, które było moją życiową szansą na stworzenie horkruksów, nie poszło na marne.” – słucham?! Tom wypuścił bazyliszka, bo chciał pozbyć się szlam i kontynuować dzieło wielkich przodków… Wtedy jeszcze nie miał pojęcia, co to są horkruksy, ba, NIGDY NIE SŁYSZAŁ O TYM SŁOWIE. Planowanie nieśmiertelności to jedno, ale… Jak dobrze wiemy, jest wiele rodzajów nieśmiertelności. Flamel i kamień filozoficzny, krew jednorożca… Horkruksy to raczej ten rodzaj magii, do którego jest się trudniej dokopać. A Tom dowiedział się o prawdziwym działaniu horkruksów NA SZÓSTYM ROKU. Więc kolejna niekonsekwencja.
    To, co mi w rozdziale najbardziej przypadło do gustu, to rozmyślania Toma o Harrym. Skoro pokonał Lorda Voldemorta, Tom automatycznie uważa go za kogoś groźnego, kogoś – całkiem możliwe! – równego sobie. A, również dalsze przemyślenia odnośnie przejęcia władzy są ładne… Poza tym „pozostaniem tym, kim się stałem w dniu narodzin”. To już jest głupie.
    I… w sumie byłoby na tyle dobroci.
    „Muszę witać gości swoim zniewalającym uśmiechem.” – ok., Tom to narcyz, WIEMY. Z tym że NIE. Ileż można powtarzać – szczególnie jako narrator pierwszoosobowy – że coś jest genialne, idealne? ON TO WIE. Tom JEST PEWIEN SWOICH UMIEJĘTNOŚCI. Nie musi sobie tego wmawiać, do cholery!
    Ok., nie, dobra, bo nie wytrzymam. Tom naprawdę pogodził się z tym, że PRZENIÓSŁ SIĘ DO PRZYSZŁOŚCI? Ani razu nie przyszło mu do głowy, że może to wpłynąć na jego przyszłe „ja”, to, które Potter pokonał? Ani razu nie zastanowił się: „Hej, może powinienem wrócić do przeszłości, nie znam tego świata! A jeśli coś spieprzę? A jeśli ktoś mnie rozpozna?”. Trudno mi w to uwierzyć. A przecież z tymi nowymi wiadomościami na temat swojego życia MÓGŁBY SPORO NAMIESZAĆ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Widzę człowieka w średnim wieku. Jego długie, platynowe włosy spadają kaskadami na plecy. Oczy jaśnieją lazurem, który zagląda wgłąb mojej duszy. Piękne spojrzenie, tylko i wyłącznie. Tak sądzę.” – znowu oryginalna pisownia. Lazur zaglądający „wgłąb” duszy, zamiast
      „w głąb”. Tom, myślący o tym, że coś zagląda w głąb JEGO duszy. To raczej on próbowałby spenetrować umysł Lucjusza. Tom myślący „tak sądzę” zamiast postawienia kropki nad i. GDZIE SIĘ PODZIAŁ KANONICZNY TOM, ACH GDZIE.
      „— W czym mogę pomóc? — pytam przybysza, który łaskawie patrzy w moją stronę. Taka dyskryminacja, zapewne arystokrata. (…) Nawet jego laska, którą dzierżył w dłoni, ozdobiona została czystym srebrem.” – Gość patrzy na niego łaskawie, a Tom stwierdza, że go dyskryminuje. Gdzie my jesteśmy? Lucjusz się BOI. Patrzenie z wyższością na jakiegoś subiekta jest mu w zupełności niepotrzebne! I ta laska ozdobiona czystym srebrem… Ciekawe skąd Tom to wie. MA SKANERY W OCZACH, TAK, TO NA PEWNO JAKIŚ CYBORG. To nie jest prawdziwy Lord Voldemort, to podróbka. WIEDZIAŁAM.
      „Zmuszam się do uśmiechu, którego tak bardzo potrzeba w tych czasach, szczególnie tym ludziom.” – zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. Tom, go home, you’re drunk. Tom NIENAWIDZI LUDZI. Każdego uważa za GORSZEGO OD SIEBIE. „Zmuszam się do uśmiechu” w zupełności załatwiłoby sprawę. Tak, ludzie potrzebują teraz wytchnienia i radości, ale to jest oczywistością, o której Tom by nie myślał. Planowałby ich zgubę. Wszystkich.
      „— Chcę rozmawiać z Borginem — mówi.
      — Nie ma go, wyszedł. Powierzył mi cały swój dobytek.” — kto normalny powiedziałby, że szef powierzył mu „cały swój dobytek”? Na pewno NIE TOM. Nie Tom, który potrafił owinąć sobie KAŻDEGO wokół małego paluszka! To od razu pachnie podstępem! Może ministerstwo wysłało kogoś, kto miał przechwycić czarnomagiczne przedmioty i schwytać potencjalnych śmierciożerców? Czy nikt w tej historii nie myśli trzeźwo?
      „W takim razie z tobą muszę załatwić swoje sprawy.” — przerażony Malfoy mówiący w ten sposób do zwykłego subiekta jest ok. Ale tutaj nie mamy zaznaczone, że Lucjusz się boi. Lucjusz wszedł jak do siebie. Już widzę, jak powierza swoje cenne rzeczy w ręce pierwszy raz spotkanego nastolatka, któremu nie idzie ufać, bo zachowuje się podejrzanie. I tak, na pewno wyznałby mu, jak to martwi się najściem ministerstwa.
      A, tak poza tym to Malfoy znał prawdziwe nazwisko Voldemorta. Miał jego dziennik. Takich osób może być więcej… wbrew pozorom. Tom powinien przemyśleć tę sytuację z „pozostaniem Tomem Riddlem”.
      Tom podejmujący decyzje bez Borgina, oferujący Malfoyowi sto galeonów za puchar rodowy… Już widzę minę Borgina, kiedy ten dowiaduje się, że jego nowy subiekt za jakieś srebra dał Malfoyowi tyle pieniędzy. Zapłakałby się z żalu i wywalił Toma, zanim ten zdążyłby powiedzieć „Voldemort”.
      Tom zastanawiający się, czy może zwracać się do Lucjusza po imieniu… A po co mu to? Nie wie, kim jest ten człowiek i czy jeszcze go spotka. A jeśli chce go spotkać, powinien go oczarować. Na razie tego nie robi.
      Malfoy przepraszający subiekta za to, że chce sprawdzić, czy dał mu on tyle kasy, ile obiecał, jest… zabawny, ale kompletnie niedorzeczny. Miał prawo to uczynić, żadne zaufanie czy tego typu bzdety nie wchodzą tutaj w grę. Oni się nie znają. To oczywiste, że rzucają w swoją stronę spostrzeżeniami i podejrzeniami.

      Usuń
    2. Tom, pytający prosto z mostu, czy Malfoy współpracował dla Voldemorta... Naprawdę? Przynajmniej Malfoy reaguje po ludzku i oskarża go o bycie szpiegiem Pottera. To jedyny przypadek, kiedy ktoś wątpi w dobre intencje Toma i jest naprawdę genialny w swojej prostocie.
      Malfoy zgodził się na kolejne spotkanie z jakimś dzieckiem? Nie wierzę, kompletnie nie wierzę. Dlaczego? Co mu to miało dać? On praktycznie WYPARŁ SIĘ Voldemorta, kiedy razem z Narcyzą skupił się na ratowaniu Draco.

      Podsumowanie wszystkich rozdziałów jest trudne. Naprawdę, widać, że włożyłaś w nie mnóstwo pracy, ale… To wciąż za mało. Twój Tom to nie jest Tom. To jakiś twór tomopodobny, pragnący przypisać sobie wszystkie zasługi Lorda Voldemorta. Nie ma instynktu samozachowawczego, jest naiwny i planuje robić rzeczy, które już raz zawiodły. Zamiast wykorzystać zdobyte informacje i powrócić do swoich czasów – w końcu mógłby wiele pozmieniać i całkiem namieszać – twardo brnie przed siebie, nie rozumiejąc, że czeka go porażka. Pozostałe postaci zachowują się podobnie. Nie ma żadnego rozgraniczenia, nikt nie jest podejrzliwy, wszyscy na jedno kopyto poddają się Tomowi. A on nawet nie próbuje.
      Zdarzają się chwilę, kiedy idealne trafiasz w charakter i sytuację, i za to masz olbrzymiego plusa, ale te momenty są tak ulotne i schowane pod tonami bullshitu, że aż ręce opadają. Masz potencjał, naprawdę. Szlifujesz swoje zdolności i starasz się być lepsza. Wiem to i doceniam, ale pisanie z perspektywy danej postaci musi być przeprowadzone umiejętnie. Obawiam się, że ty kompletnie nie znasz Toma, nie umiesz się w niego wczuć. Chcesz, ale to nie do końca to.
      I z tym cię pozostawię. Może przeczytasz moje komentarze i zauważysz to, o czym wspominałam, może nie.
      Liczę na ciebie, mimo wszystko.

      Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia!
      Kassga

      Usuń
    3. Cóż, przeczytałam. Jest wiele momentów, gdy zwyczajnie się nie zgadzam.
      Tom Riddle przybywając do przyszłości, miał stworzone dwa horkruksy, które jak wiadomo, zostały już zniszczone w przyszłości.
      Nie za bardzo rozumiem postawę jaką reprezentujesz w stosunku do mojego Toma. Nie znamy żadnych wspomnień Voldemorta, żadnych. Ani z dzieciństwa, ani z dorosłego życia.
      Chciałam ukazać go zupełnie inaczej. Chciałam pokazać, że on również jest człowiekiem. Ma narcystyczne myśli, owszem. Jest świadomy swojej wyższości. Owszem. Staram się jednak ukazać to czytelnikowi.
      Mniejsza o większość. Dziękuję za rady, wezmę je pod uwagę przy następnych rozdziałach.
      Dziękuję, serdecznie pozdrawiam.
      Kamana.

      Usuń
    4. Masz prawo się nie zgadzać i ja to absolutnie rozumiem.
      Tom miał stworzone dwa horkruksy – ok., zgadzam się. Zniszczone są w przyszłości – ano racja. Ale jaki to ma z tym związek? One nadal istnieją w jego teraźniejszości, a w tym momencie przeszłości. Wyraźnie pisałam, że Tom mógłby wrócić do swoich czasów i namieszać, bo już WIE, że ktoś może go pokonać. Potrafiłby temu zapobiec, w końcu to Tom.
      Jak to nie znamy żadnych wspomnień? A te, które pojawiały się w szóstej części? A monologi Toma z „Komnaty Tajemnic”? Zachowanie Voldemorta (również z „Czary Ognia”)? Samo to pokazuje, jaki młody Riddle był i co mógłby zrobić, a do czego by się absolutnie nie posunął. Są sytuacje, w których sami musimy stwierdzić, w jaki sposób Tom Riddle by zareagował, ale jest ich naprawdę niewiele, bo większość podaje nam kanon.

      Cieszę się, że mimo wszystko nie masz mi nic za złe i przyjęłaś do wiadomości wszelkie uwagi. Jeśli ci pomogą – będę naprawdę szczęśliwa.

      Pozdrawiam,
      Kassga

      Usuń
    5. Mam zupełnie inną wizję. Chce przedstawić Toma w trakcie największej przemiany, która zaszła w jego życiu.
      Mimo wszystko, on dalej jest człowiekiem. Nie jest jeszcze na etapie, który przyjdzie z czasem. Na razie, ma świadomość, że nie ma jak wrócić.
      Wszystkie wątki zostaną poruszone w dalszej części opowiadania. Nie zapomnijmy, że to w końcu Tomione, a nawet Hermiona nie została ukazana, z bliska oczywiście.
      Mam napisane kilka rozdziałów do przodu, dlatego nie mogę za wiele napisać. Wszystko przyjdzie z czasem.
      Tym razem staram się pisać na spokojnie, wszystko musi mieć początek i koniec.
      Co do błędów, poprawie. Mam jednak kłopot z komputerem, korzystam tylko z tableta.
      Jak doradziły mi koleżanki, powinnam to gdzieś umieścić. Mój Riddle nie będzie kanoniczny. Nie w pełni. To zupełnie inna wizja autora.
      Dziękuję serdecznie.

      Usuń
    6. Dobrze, to ja już tak na koniec się wcisnę: nawet niekanoniczny Tom powinien mieć w sobie cechy kanonicznego Toma. Tę niekanoniczność można wyciągnąć z kanoniczności. Do tego służy AU.

      Pozdrawiam,
      Kassga

      Usuń
  18. Robi się bardzo ciekawie, ale czemu tak mało piszesz?

    OdpowiedzUsuń
  19. Tak w ogóle wkurza mnie że ktoś taki jak kassga krytykuje poczatkujace opowiadanie jakby była niewiadomo kim a jak widzę- SAMA DOPIERO ZACZĘŁA PISAĆ. konstruktywna krytyka- okey. Ale może tak ją skrytykować? Nie. Po co. Strata czasu. pieprzyć jej krytykę. ŻADNE- POWTARZAM- ŻADNE ZNANE MI OPOWIADANIE TOMIONE NIE MIAŁO TOMA IDEALNIE POD TEGO KSIĄŻKOWEGO. WSZYSTKIE WCIELENIA TOMA W TYCH OPOWIADANIACH BYŁY NACIĄGANE DLS POTRZEB AUTORA I CZYTELNIKÓW. ŻADEN CZYTELNIK NIE MA CI ZA ZŁE DROBNE NIEDOCIĄGNIĘCIA. NIKOGO TAK SERIO NIE OBCHODZI CZY JEST PODOBNY DO TEGO KSIĄŻKOWEGO. LICZY SIĘ TO CZY OPOWIADA NIE JEST CIEKAWE, CZY AUTOR UMIE PISAĆ. OBIE RZECZY SIĘ SPRAWDZAJĄ. NIE PRZEJMUJ SIĘ. :) Aczkolwiek prosiłabym o przyspieszenie akcji troszeczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajrzałam, bo pomyślałam, że może ktoś chciał polemizować z moimi komentarzami. Co dostałam? Nieodróżnienie konstruktywnej krytyki od hejtu (choć mam problem z całkowitym zrozumieniem komentarza, pewnie moja wina, w końcu jestem „niewiadomo kim”). Spodziewałam się tego. :D Szkoda, że się o to nie założyłam, wygrałabym skrzynkę wódki (i kolejny obrazek).
      Piszę od ośmiu lat. Blogi, jakie widzisz, to po prostu nowości, które zdecydowałam się udostępnić szerszemu gronu. A tak szczerze – to, że dopiero zaczynam publikować, od razu przekreśla moje umiejętności czytania i wytykania błędów? Granica pomiędzy personalnym pojazdem a próbą zabłyśnięcia powoli się zaciera…
      Poza tym nie skrytykowałam Kamany, tylko jej historię. To ogromna różnica.
      (Pominę już fakt, że Kamana poleciła mi swojego bloga, a wyraźnie pisałam na fejsbógu, że nie jestem barankiem i potrafię skrytykować.)
      Uważasz, że nie można krytykować "początkujących" opowiadań? Ja uważam, że lepiej krytykować właśnie takie, bo wtedy autor może zauważyć, że popełnił błędy i poprawić je. Istnieje możliwość, że po dwudziestu-trzydziestu rozdziałach autor nie przysiądzie do fragmentów, w których wystąpiły nieścisłości...
      Hej, Anonimku, naprawdę nie ma problemu – jeśli uważasz, że moje historie zasługują na krytykę, zapraszam! I have cookies!
      „Pieprzyć jej krytykę” — zaraz potnę się paskiem od Windowsa.
      To czytałaś/eś słabe opowiadania, skoro nie znalazłaś/eś żadnego, w którym Tom był kanoniczny. (I nie, wcale nie polecam „Nightmare” z ff.net, bo jest cienkie.) Po co pisać o Tomie, skoro amputuje mu się charakter? Gdzie tu sens, gdzie logika? Potrafiłabym zrozumieć, gdyby Tom zmieniał się w trakcie opowieści, wszak do tego służą historie AU, ale zawsze, ZAWSZE zaczyna się od pierwowzoru. Tutaj tego brakuje i dokładnie to wytknęłam.
      Poza tym wypowiedziałam się o tekście (również pod poprzednimi rozdziałami) także pod względem technicznym (błędy ortograficzne, interpunkcyjne, logiczne), a oberwałam za Toma. Hmm.

      Pozdrawiam,
      Kassga

      Usuń
  20. PS 2: I masz w awatarze moje ulubione zdjęcie Christiana. Szkoda że on jest gejem. :( jestem pewna, że gdyby się do tego nie przyznał, zrobiłby wielką karierę po zagraniu Voldemorta w drugiej części HP. Taki przystojniak....i genialnie zagrał Toma. Nie jak ten paszczur z szóstej części grr (nadal nie mogę przebolec że Christian był ,,za Stary" na rolę Voldka w szóstej części. Przy dzisiejszej charakteryzacji...efektach..nadal mógłby zagrać go... Oczywiście gdyby o siebie dbał. Bo niestety z wiekiem wygląda co raz gorzej).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze, że nie pisze mało, a raczej wystarczająco. Z doświadczenia wiem, że ludzi nie czytają dłuższych rozdziałów. Mniejsza o to. Główna akcja rozpocznie się od rozdziału szóstego, tak przynajmniej planuje. Nie chce wprowadzać, jeszcze, postaci Hermiony, bo jest za wcześnie. Na razie jest mało wydarzeń, jednak obiecuje, że z biegiem rozdziałów wszystko się rozwinie.
      Pisze na zapas, nie chce potem mieć zastoju.
      Dziękuje serdecznie za opinię.

      Usuń
  21. Napiszesz kolejną miniaturkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem. Kolejna miniaturka jest w fazie przygotowań. Pojawi się w połowie sierpnia. Miniaturki będą publikowane co pięć rozdziałów, czyli co jakieś dwa miesiące. Podczas trwania tego opowiadania powinno być ich pięć lub sześć.

      Usuń
  22. „Mój Riddle nie będzie kanoniczny. Nie w pełni. To zupełnie inna wizja autora”
    „NIKOGO TAK SERIO NIE OBCHODZI CZY
    [Tom] JEST PODOBNY DO TEGO KSIĄŻKOWEGO”
    Teraz czas na zadanie pytania, które zawsze kołatało się po głowie Pruskiego, kiedy miał styczność z tym specyficznym gatunkiem fanfików: jaki jest sens pisania o postaciach, których charakter i osobowość są zaznaczone w materiale kanonicznym, skoro się całą tę kanoniczność (oprócz imienia i wyglądu, chociaż wygląd czasami też lotem koszącym ląduje w śmietniku), która sprawiła, że akurat te postacie się polubiło i która je wyróżnia na tle innych, wywala równie bezpardonowo i radośnie, co ja wywalam humus na hałdę? Nie lepiej w takim razie napisać historii autorskiej? Na jedno i to samo wychodzi — przecież i tu, i tu nic tylko „wizja autora”. Naprawdę mnie ciekawi, co mają w tej kwestii do powiedzenia propagatorzy idei i praktyki.

    „LICZY SIĘ TO CZY OPOWIADA NIE JEST CIEKAWE, CZY AUTOR UMIE PISAĆ. OBIE RZECZY SIĘ SPRAWDZAJĄ”
    He. Heheheh. O ile co do tego, czy opowiadanie ciekawe się nie wypowiem, o tyle stwierdzenie, że jest dobrze napisane — kolokwialnie rzecz ujmując — zrobiło mi dzień. Obowiązkowy Caps Lock +20 do Gniewu zresztą też.

    Czekam na ad personam.

    PS A tobie, Kamano, współczuję najgorszego sortu czytelników.

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie mam w zwyczaju komentowania,ale tym razem muszę bo to opowiadanie jest bardzo ciekawe *-*.W ogóle dzięki tobie zainteresowałam się Tomione.Dużo weny życzę.
    Pozdrawiam Anonimowa Katie

    OdpowiedzUsuń
  24. Świetne, masz bardzo fajny styl pisania. Życzę dalszej weny :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Cieszę się, że Tomowi podoba się w pracy. Albo raczej podoba się to, że MA pracę, bo sama robota u Borgina nie sprawia mu przyjemności, co jest dziwne, bo Tom specjalnie zatrudnił się u niego, żeby zdobyć znajomości (różni ważni ludzie z mrocznego świata tam się zjawiają), Borgin ma całą masę czarnomagicznych przedmiotów, książek... Wątpię, aby Tom nie znalazł czasu albo możliwości, aby przyjrzeć się tym wszystkim eliksirom, pierdółkom, przeczytać jakieś niedozwolone książki... On z rozmysłem wybrał to miejsce. Gdyby mu nie zależało na tym, co zawiera sklep, mógłby się zatrudnić w karczmie albo na poczcie, na jedno by wyszło.
    Fajnie, że Tom nareszcie się ogarnął i zaczął planować, choć brzmi mi to trochę jak sporządzanie listy zakupów: przejąć ministerstwo magii, zdobyć władzę nad światem, zabić Harry'ego Pottera... Ale i tak jestem zachwycona, że Tom myśli o czymś, o czym naprawdę książkowy Tom mógłby myśleć, bo już się obawiałam, że wyjedziesz tutaj z wielkimi rozmkinami pairingowymi. O czym myślę? Oczywiście o Hermionie. W takich opowiadaniach autorki często popełniają błąd (Ty popełniłaś go w "Zmienię czas...") i ciężko im jest go wyeliminować. Nieustannie pojawiają się jakieś wstawki, gdzie ten przykładowy Tom myśli o Hermionie, cały czas się odwiedzają, a fabuła przez to stoi w miejscu, dlatego mam nadzieję, że (kiedy Hermiona już się pokaże) Tom nadal będzie Tomem. :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Twój Tom jest niekonsekwentny. Obawiam się, że on po prostu nie ma kontroli nad własnym ciałem, bo z jednej strony myśli (jak najbardziej trafnie), że nie może popełnić tych samych błędów, a z drugiej robi dokładnie to samo, co w przeszłości, czyli idzie do Borgina prosić o pracę, więc podejrzewam, że nie kontroluje swoich nóg, które zawiodły go do sklepu. Ale chwała Bogu, że chociaż o tym pomyślał, to pokazuje, że ma jakiś rozum.
    Kurcze, co jest z tymi Twoimi bohaterami? Lucjusza masz całkiem kanonicznego. Zachowuje się tak, jak powinien się zachowywać, ale... nie w stosunku do Toma! I nie w tej chwili, kiedy zaledwie jeden czy dwa dni wcześniej utracił wszystko! Ludzie dzień po wojnie nie przychodzą sobie tak po prostu do sklepu, żeby sprzedać jakiś kielich. Pamiętasz, co było w HP2? Lucjusz Malfoy targował się z Borginem, a później sprzedawca powiedział, że przyjedzie do niego odebrać te przedmioty. Lucjusz nigdy w życiu nie pofatygowałby się do Borgina, aby sprzedać puchar, on zażyczyłby sobie, aby ten do niego przyszedł, przecież to jest Lucjusz Malfoy. Pomińmy to. Dlaczego Lucek rozmawia z Tomem o Voldemorcie? Lucjusz jest tchórzem. Zrobi wszystko, aby zapomniano, że był poplecznikiem Czarnego Pana, zwłaszcza teraz, kiedy udało mu się wywinąć śmierci podczas bitwy. Przecież on nie wie, czy uda mu się znowu wywinąć, czy może następnego dnia wpadną do jego domu aurorzy, aby wtrącić całą jego rodzinę do Azkabanu. Żyje w strachu i nie powinno go w ogóle być w tak podejrzanym i kojarzonym z czarną magią miejscu, rozsądny i przerażony Malfoy siedziałby na dupsku w swoim dworze i czekał, aż wszystko przycichnie. A jeśli już naprawdę chciałby załatwić jakąś niecierpiącą zwłoki sprawę, skontaktowałby się z Borginem listownie albo przyszedłby kiedy indziej.

    OdpowiedzUsuń
  27. Lucjusz jest nieufny i sprytny, a tutaj nagle ucina sobie pogawędkę z jakimś obcym chłopakiem na temat Voldemorta. I jeszcze jak on się zachowuje! Dokładnie tak, jak Lucjusz Malfoy. Ale nie ten odmieniony po dwóch (albo więcej) latach mieszkania z Voldkiem pod jednym dachem. Pamiętasz, jak zachowywał się tuż przed śmiercią Snape'a? Albo w pierwszym rozdziale HP7? Był wrakiem człowieka. Przerażony, zniszczony, znerwicowany. Był cieniem dawnego Lucjusza, a Ty po prostu wymazałaś te wszystkie przeżycia (i rozsądek) z głowy Malfoya, bo ten sobie przychodzi do Borgina i chce sprzedać kieliszek. Spoko, skoro tak zadecydował... Okej. Ale powinien zachowywać się adekwatnie do tego, co się działo zaledwie kilka dni wcześniej. Rozumiem, że może chciał się pozbyć jakichś obciążających go przedmiotów, które mogą być jego gwoździem do azkabanowej trumny, ale niech on się zachowuje tak, jak osoba bez wyjścia, bo w takim położeniu znalazł się Lucjusz Malfoy. A Tom (skoro jest taki inteligentny i spostrzegawczy) natychmiast by to poznał. Rozumiem, że być może Malfoy tylko udaje takiego księciunia, a tak naprawdę w środku aż skręca się ze strachu. To bardzo do niego pasuje. Jeśli pisałabyś z punktu widzenia Lavender Brown, nie rzekłabym ani jednego złego słowa, bo ta dziewczyna jest tak głupia, że nie poznałaby się nawet na Neville'u udającym małpiszona, ale Ty piszesz o Tomie. On w mgnieniu oka poznałby, że Lucjusz coś udaje, ba, poznałby i jeszcze w myślach wyśmiał, że robi to tak nieudolnie, mimo że (być może) tak naprawdę Lucek mógłby oszukać cały świat. Nie bez przyczyny Tom stał się Voldemortem - on dążył do tego, żeby jak najlepiej manipulować ludźmi i przewidywać, kiedy ktoś chce go oszukać. Już pominę fakt, że w tym wieku Riddle z całą pewnością doskonale blokował umysł i zapewne stosował legilimencję, bo w innym wypadku Dumbledore już dawno dowiedziałby się o jego horkruksach.
    Kamana, Ty chyba nie wiesz, ile kosztuje jeden galeon. O ile pamiętam, to coś około 20 złotych, więc 100 galeonów za jakiś śmieszny, nikomu niepotrzebny kieliszek rodowy Malfoya (który już się skończył i teraz nie będzie już kimś ważnym w społeczeństwie) to inaczej 2000. Dwa tysiące polskich złotych. Nowych. Gdyby Borgin był jeszcze uczciwym sprzedawcą - okej, byłabym w stanie uwierzyć, że tyle mu zapłaci. Ale Borgin to centuś, skąpiec, żyd, sknera i dusigrosz, jakich mało, jestem pewna na sto procent, że nigdy w życiu nie zapłaciłby Malfoyowi za puchar tyle złota. Ba, Tom był subiektem. Sprzedawał w sklepie to, co było wycenione, chodził i nagabywał bogaczy, aby sprzedawali swoje skarby. Nie sądzę, aby miał zgodę od Borgina na samodzielne wycenianie przedmiotów. I to jeszcze teraz, kiedy tak krótko u niego pracuje. Przecież w książce stoi jak byk - z czasem, kiedy Borgin zaufał Tomowi, zaczął mu powierzać bardziej odpowiedzialne misje i bardziej znaczących klientów, ale Z CZASEM. Obawiam się, że kilka dni stania na kasie i "tępego obczajania ścian" to jeszcze nie jest ten czas.

    OdpowiedzUsuń
  28. ;______;
    Lucjusz właśnie założył sobie pętlę na szyję. Jak mógł się przyznać, że Voldemort mieszkał w jego domu? Błoże. Ale w sumie... Kamana, Ty nie masz w swoim ff zbyt błyskotliwego Toma, więc (zakładając, że każdemu amputowałaś sporą część mózgu odpowiadającą za racjonalne myślenie) Lucjusz jego warty swego byłego-niedoszłego pana. Jak można się do tego przyznać? Jestem pewna, że szmalcownicy albo ci mało znaczący "śmierciożercy" (oczywiście bez Mrocznego Znaku na przedramieniu) nie mieli zielonego pojęcia, gdzie mieszka Voldemort, jak on wygląda, kto jest jego prawą ręką... Nic. Bo przecież mogliby to chlapnąć gdzieś w jakimś barze i cały misterny plan w pizdu. Zabiłaś mnie tym wyznaniem. ;_;
    Dobra. Pokrytykowała, powrzeszczałam, zganiłam. Ale rozdział i tak o niebo lepszy niż poprzedni, naprawdę. Pomimo upośledzonego i całkiem nierozsądnego Lucjusza Malfoya i nieporadnego intelektualnie Toma. Widzę, że próbujesz jakoś ich ze sobą spiknąć, żeby fabuła w końcu ruszyła z miejsca. Nie wiem, chyba jednak wolę, żeby ta fabuła była koślawa, niż żeby jej w ogóle nie było. Mam nadzieję, że kiedy już Tom coś tam osiągnie, coś mu się uda załatwić, wszystko gładko ruszy do przodu. :)
    Matko, ale się opisałam. :)

    OdpowiedzUsuń

Informacje

 photo Intro 1.gif
Opowiadanie „Zmienię czas, by z tobą być” zostało zakończone.
Rozdziały 1-8 zbetowała Raving. Rozdziały kolejne w trakcie korekty Aleksa.
Szablon wykonała Kamana.