Witam. Ten rozdział pisałam dokładnie w dzień Dziecka, gdy siedziałam na dworze. Strasznie gorąco było, jednak w cieniu dało się cokolwiek zrobić. Mam nadzieję, że nowa historia was zainteresowała i wczujecie się w postać Toma Riddle'a.
Wstać tak wcześnie rano, to nie lada gratka. Tym razem jednak bez zbędnych wysiłków udało mi się tego dokonać.
Obudziłem się kilka minut po godzinie siódmej. Przynajmniej tak powiedział mi zegar, który wisiał tuż nad łóżkiem. Otwierając oczy, czułem, że zostawiłem za sobą spory rozdział swojego życia. Teraz jak nowo narodzony zamierzam działać dla dobra własnych interesów.
Tak, jestem egoistą. Można się tego bez trudny domyślić. Zawsze działam na swoją korzyść, nie patrząc na innych. Do celu po trupach, nie ważne, co by się działo.
Podnoszę swe nędzne ciało do góry. Cieszę się, że zasłony w moim pokoju są zasunięte. Zapewne, gdyby blask słońca wpadł przez okno, nie czułbym się aż tak dobrze.
Jakimś cudem, nie wiem i chyba nawet nie chce wiedzieć, jestem nagi. Moja alabastrowa skóra mocno kontrastuje z ciemną powłoczką kołdry. Dotykam swojej twarzy. Jest zadziwiająco gładka, dokładnie tak, jak wczoraj. Jestem dorosłym mężczyzną, który codziennie dba o toaletę. Tym razem jednak sam nie jestem pewien, co tutaj się dzieje.
Siadam na łóżku. Zakrywam swe przyrodzenie kawałkiem prześcieradła. Nie jestem w stanie patrzeć na to, co moja natura robi ze mną każdego ranka.
Idę pośpiesznie do łazienki na drugim końcu pokoju. Wchodzę do niej, następnie zamykam się na klucz. Nie bardzo mam ochotę na przywitanie się z dziwką, która w nocy zabawiała się moim ciałem.
Odkręcam kran. Wsadzam całą głowę do umywalki. Jej chłód od razu sprawia, że czuję się lepiej. Nie przypominam sobie żadnej kobiety, za mało wczoraj wypiłem, aby z nimi obcować. Śmieję się, po prostu. Jeśli to ta pieprzona barmanka, trzeba stąd zwiewać.
Trzeźwieję. W cudowny sposób powracam do świata żywych. Przypominam sobie wczorajszy dzień, jestem taki szczęśliwy. Jeśli ktoś powiedziałby ci, kiedy umrzesz, a ty narodzisz się na nowo, co byś zrobił? To niesamowite, nie można tego do niczego porównać. Moje zadowolenie jest tak ogromne, że boję się, iż dzisiaj nic nie zdziałam, a muszę.
W mojej kieszeni został jeden galeon. Za to nie da się żyć, to wiem od dawna, nie trzeba mi tego powtarzać. Nie dość, że w dalszym ciągu muszę zarzucić na siebie szaty z Hogwartu, to dodatkowo jestem cholernie głodny. Zamiast jeść, piłem. Powiedziałbym, że to pierwszy raz, jednak tym razem nie muszę kłamać.
Unoszę głowę wysoko. Nad umywalką wisi małe lustro. Widzę w nim swoje odbicie. Nienawidzę go, tak bardzo przypomina mi ojca, którego nigdy nie miałem. Dopiero gdy tworzyłem horkruksa, on stał się moim celem. Zabiłem go, śmiejąc mu się w twarz, która, choć starsza, nie wiele różniła się od mojej. To bolało, że jesteśmy jak dwie krople wody, a moja matka, mimo swojej czystokrwistej rodziny, uciekła z tym nędznym człowiekiem. Żeby jeszcze tego było mało, nadała mi jego imię. Z tym pogodzić się już nie mogę.
Miłość jest ślepa, bezsensowna. Co to znaczy, kochać drugiego człowieka, bardziej niż własne jestestwo? Nie... To muszą czuć szaleńcy, głupcy. Wystrzegam się tego jak ognia.
Obmywam swoje policzki. Były na nich ślady czerwonej szminki. Widocznie coś mi umknęło z tego wieczoru. Nie mam czym się martwić, zaraz już mnie tu nie będzie. Zostawiam wszystko za sobą, wszystko, co zbędne.
Wchodzę pod natrysk, zimny prysznic doprowadza moje ciało do stanu użytkowego. Zadowolony wchodzę do pokoju obok. Widzę, że nie jestem sam. Mimo obwiązanego na biodrach ręcznika, nieswojo patrzę na kobietę. Tak jak się domyślałem, to barmanka.
— Witaj, skarbie — rzuca w moim kierunku.
Krzywię się na ton jej słów. Jest generalnie za bardzo przesłodzony, aż się niedobrze robi. Nie odpowiadam na jej przywitanie, nie ma nawet sensu.
— Jesteś taki niedostępny jak wczoraj. Chciałam abyś wstał, a ty mnie odtrąciłeś. Pomyślałam więc, że przyjdę dzisiaj rano, aby cię zaspokoić.
Klęknęła tuż przed moim kroczem, wyciągając ku niemu swoje ręce. Z jednej strony oddycham z ulgą, nie miałem z nią nic wspólnego, jednak z drugiej, zaraz mogę. Odsuwam się od niej na kilka kroków. Widziałem jej pytający wzrok.
— Coś nie tak?
— Właściwie wszystko. Gdzie zgubiłaś męża?
— Jego do tego nie mieszaj, o niczym się nie dowie. — Grymas na mojej twarzy powiększa się.
Mam ochotę zrzucić wszystko, co zalega mi w przełyku, prosto na nią. Jest taka obrzydliwa, ordynarna. Nie pasuję to do kobiety, bynajmniej teraz tak uważam. Co się dzieje z kobietami? Czy tylko te gwałcone, bestialsko bite chcą, aby przestać, a reszta aż się o to prosi?
— Wyjdź stąd.
— Dlaczego?
— Naprawdę chcesz wiedzieć? — naciskam.
Patrzy na mnie jakby miała ochotę zjeść mnie na śniadanie. Kiwa głową, a później zalotnie oblizuje swe wargi, obnażając białe zęby.
— Brzydzę się tobą.
Mówię to tak dobitnie, tak poważnie, aby jej kurzy móżdżek zrozumiał. Wiem, że zaraz w jej oczach pojawią się łzy, a ona podejdzie do mnie, aby uderzyć mnie w twarz. To ona jest zdziwiona, gdy łapię jej rękę tuż przed swoim policzkiem. Zaciskam tak mocno jej nadgarstek, że błaga o litość.
— Proszę, przestań.
To jak miód dla moich uszu. Delektuję się jej błaganiem, płaczem. Czuję na swojej skórze piętno tego zabiegu. Dreszcz, który przebiega moje ciało lepszy jest od spełnienia. Wzdycham. Tak mi było dobrze. Puszczam wreszcie tę sukę.
— Wynocha — rzucam w jej kierunku.
Nie trzeba tego dwa razy powtarzać. Trzaska drzwiami jak oparzona. Śmieję się. Właśnie tego po niej oczekiwałem. Stara, słaba kobieta, której kłamstwo sprawia radość mężowi, a tak naprawdę bardzo nieszczęśliwa osoba. Tacy ludzie w przyszłości pójdą za mną, aby pomścić swój los.
— Świetnie.
Ubrać się we wczorajsze odzienie nie jest miło. Wiem, że mogę wyglądać podejrzanie. Co z tego, tak na dobrą sprawę? Nikogo nie będzie ciekawił ten fakt, teraz liczy się tylko to, że Lord Voldemort nie żyje, dla nich. Przecież będę wiecznie żywy, jednak oni nie muszą jeszcze o tym wiedzieć.
Wciągając na siebie koszulę, zastanawiam się, co dalej. Najbardziej realny plan ułożyłem wczoraj. Znaleźć pracę nie będzie trudno, szczególnie, jeśli udam się do tej ciemnej, magicznej strony Londynu. Borgin był moim celem.
Ścielę łóżko, aby sprawiać wrażenie grzecznego i ułożonego młodzieńca. Tak naprawdę jestem wielką szumowiną.
Zamykam za sobą drzwi na klucz, który dostałem wczoraj wieczorem. Powoli schodzę po schodach. Słyszę z izby rozmowy, widocznie nie tylko ja jestem rannym ptaszkiem.
Dzisiaj mogę jednak podziwiać wnętrze karczmy. Jest całkiem spore i zadbane. Kiwam z uznaniem głową i siadam na miejscu, które wczoraj sobie wybrałem. Podchodzi do mnie młoda dziewczyna i wręcza Proroka Codziennego. Czytam pośpiesznie napis na przedzie.
— Lord Voldemort naznaczył Harry'ego Pottera jako równego sobie i poległ w walce — czytam cicho.
Gazeta w moich dłoniach zaczyna drżeć. Stek bzdur pod moim adresem powoduje, że moje wnętrze aż kipi ze złości. Mimo że obserwator nic nie zauważy na mojej twarzy, to zdradzają mnie dłonie. Odkładam ten szmatławiec.
— Co ci podać, kochaneczku? — pojawia się znowu żona właściciela.
— Cokolwiek — rzucam. Nie mam ochoty na jej towarzystwo.
Bądź co bądź, kobieta również nie jest dla mnie zbyt miła. Przynosi mi talerz kanapek i rzuca groźne spojrzenie. O mały włos i bym wypluł to, co mam w ustach. Rozśmieszyła mnie, tylko i wyłącznie.
Jem posiłek, jakbym od kilku dni nie miał nic w ustach. Gdy kończę, czuję, że głód został zażegnany. Czas działać.
Wstaję od stołu i podchodzę do drzwi. Rzucam jeszcze jedno spojrzenie na pomieszczenie i naciskam na klamkę. Nie żegnam się, jeszcze tu wrócę.
Powiew gorącego, majowego powietrza uderza mnie w twarz. Nienawidzę takiej pogody. Zima jest najlepszą porą do działania. Teraz będzie odrobinę ciężej.
Idę w kierunku przeciwnym, skąd wczoraj przyszedłem. Jeszcze jeden raz patrzę na zamek. Mimo tego, że jest w rozsypce, mimo tego, że minie sporo czasu, zanim go naprawią, czuję, że jakaś część mnie umarła w tych murach.
Widzę w pół przewalone gobeliny bez twarzy, wyrwy w budynku, dla mnie to cios, którego nigdy nie zapomnę. Chciałem tam wrócić, nauczać. Już teraz wiem, że nie mogę. Muszę skupić się na tym, co mi pozostało. Na zemście.
Wracam do pierwotnego stanu. Jestem już na końcu wioski. Rzucam jeszcze jedno spojrzenie na nią.
— Kiedyś i ona będzie moja.
Nienawidzę teleportacji. Udało mi się zdobyć licencję podczas ferii świątecznych, na które specjalnie wróciłem do Londynu. Spędziłem kilka dni w sierocińcu. Większość przesiedziałem we własnym pokoju. Nie było sensu wychodzić.
Te długie chwilę przeznaczyłem na swój plan. Wszystko jednak zmieniło się wczoraj i trzeba krok po kroczku działać od nowa.
Myślę, gdzie chcę się znaleźć i obracam się w miejscu. Zaraz potem czuję szarpnięcie w okolicy pępka i już stoję na Nokturnie. Nic się nie zmienił. Brudny, przepełniony istotami nie z tego świata lub czarownicami pałającymi miłością do czarnej magii. Prawie jak w domu.
Śmieję się. Tutaj nic nigdy nie będzie przypominać murów mojego zamku. W każdym bądź razie, niedługo mojego zamku.
Idę przed siebie. Ulica jest kręta i wąska. Nienawidzę takich miejsc. Czuje się tutaj jak szczur w kanałach. Pełno jego przyjaciół, rodziny chodzi po jego głowie, aby przedostać się na drugi koniec tunelu. W rezultacie często ów zwierzątko płaci za to największą cenę — życie.
Przymykam powieki. Gdy je otwieram, w magiczny lub nie sposób znajduję się się tuż przy wejściu do sklepu. Mrugam kilka razy, upewniam się, czy przypadkiem nie pomyliłem miejsca. Wygląda dokładnie tak samo, jak sześćdziesiąt lat temu, niemożliwe!
Chwytam za klamkę, delikatnie ją naciskam. Przypomina mi się pierwsza wizyta w tym miejscu, aż zapiera mi dech w piersiach. Przechodzę przez próg, a ręką ocieram się o framugę drzwi. W dalszym ciągu są ciemne, jak całe pomieszczenie tego sklepu. Właściwie, to nawet nie powinno mieć takiej nazwy. Wszyscy wiedzieli i zapewne nadal wiedzą, że działalność prowadzi największa szumowina w czarodziejskim świecie.
Zastanawiam się, co robiłem w przeszłości. W końcu przeżyłem jeszcze kilkadziesiąt pięknych lat, gdy panowałem w swoim świecie. Czy byłem tutaj? Zapewne. Miałem przecież to w planach zaraz po ukończeniu Hogwartu. Z tego, co udało mi się wyliczyć, bez problemu mogłem tutaj zarobić w ciągu roku tyle pieniędzy, ile nie zarobiłbym przez dwa lata w Ministerstwie Magii.
A co, jeśli sprzedawca mnie pozna? Nie... To będzie dla niego za dużo. Najwyżej udam, że nic mnie to nie obchodzi. Muszę zachowywać się niemniej kulturalnie, grzecznie. Przecież muszę tutaj jakoś dostać pracę, rady na to nie ma.
Podchodzę powoli w kierunku lady, zza której wyłania się człowiek średniego wzrostu. Ewidentnie się postarzał, jednak dalej widać, że ma oko do interesów. Właśnie on posiadał takie cenne zasoby świata magicznego, jakich nikt nie widział, nigdy.
— W czym mogę pomóc? — pyta ostrożnie, patrząc na moją twarz.
Widzę w jego oczach delikatne przerażenie, jednakże zaraz potem oddycha z ulgą. Widocznie rozpoznał we mnie tego młodego chłopaka, który potem stał się Lordem Voldemortem. Szkopuł tkwi w tym, że moje teraźniejsze ja aktualnie znajduje się kilka metrów pod ziemią, w mogile.
— Właściwie, nawet bardzo. Poszukuje pracy. — Uśmiecham się delikatnie.
— Nie szukam pracowników — mówi, wpatrując się w moje oczy.
— Nie wątpię, jednakże mogę panu niezwykle pomóc. Jak wiemy, po upadku wiadomo kogo ciężko będzie panu tutaj zarobić, a ja mam moc przekonywania ludzi.
Spoglądam na jego reakcję. Na początku jakby zachłysnął się powietrzem, a następnie uśmiecha się delikatnie. Jest skończony, mam go jak w garści.
— Czarny Pan nie żyje, chłopcze. Miej się na baczności, mogą i po nas przyjść któregoś dnia — wskazuje na drzwi, przez które jeszcze kilka sekund temu przechodziłem.
— Zdaje sobie z tego sprawę, proszę pana. Szukam posady, naprawdę potrzebuję pieniędzy. Moi rodzice zginęli... To naprawdę straszne — mówiąc to, przykładam swoją dłoń do twarzy, aby zamaskować złowrogi uśmieszek.
Kłamię, idealnie, wytrwale, doskonale! Jestem w tym tak dobry, że ten człowiek właśnie myśli, że opłakuje swoich niedawno zmarłych rodziców.
— Wyjątkowo, za pamięć naszego Mistrza.
— Za niego!
Idziemy za ladę. Widzę, jak delikatnie porusza jedną z książek stojących na wielkim regale. Automatycznie pojawia się wejście do sali obok.
Idę za nim posłusznie, ani nie pisnę, nie mam powodu. Wiem, że zrobi wszystko, aby mnie posiąść na własność, zrobi wszystko dla skarbów, które mogę mu przynieść nawet jutro.
Rozglądam się. Kiedyś tu byłem, albo mi się wydaje. To pomieszczenie do złudzenia przypomina jedną z sal lekcyjnych w Hogwarcie. Możliwe, że nawet gabinet jednego z profesorów, innymi słowy, kompletne bezguście. Zapewne coś w stylu Albusa Dumbledore'a.
Jeszcze większą satysfakcję sprawia mi fakt, że ten osobnik nie żyje. Zabiłem go? Możliwe. Miałem zawsze ku temu powód. Wtykał swój długi, haczykowaty nos tam, gdzie nie powinien.
Kochałem lata nauki, jednakże najmniej wspomnień chcę wiązać z tym człowiekiem. Dobrze, że go nie ma. Z resztą, mnie tutaj też być nie powinno.
— Właściwie, mam wrażenie, że kiedyś wiedziałem twoją buźkę — mówi do mnie starszy człowiek.
— Naprawdę? — udaję zdziwionego.
— Tak, jednakże to niemożliwe. Nie ważne, nie ważne — mruczy pod nosem.
Nie mogę wierzyć, że jest na tyle głupi, aby nie skojarzyć mnie. Przecież, a raczej na pewno, musiałem tutaj pracować. Pomiatał mną zapewne. Tym razem jednak nie dam mu do tego powodów. Będę rzetelnym pracownikiem. Oczywiście mam ku temu własne pobudki, ale on nie musi o tym wiedzieć.
Patrzy na mnie, jakby chciał mnie przejrzeć. Nie ze mną takie gierki. Jestem w nich za dobry. Uśmiecham się do niego, na co on odpowiada mi tym samym.
— Dobrze, jak się nazywasz?
— Tom, proszę pana — mówię, podkreślając specjalnie swoje imię. Czekam na reakcję człowieka, który znał moje przeszłe ja.
Dalej spogląda, niepewnie. Droczę się z nim, jednak on nie ma o tym pojęcia. Chętnie bym się roześmiał, jednakże nie mogę zdradzić swych prawdziwych intencji.
— A co dalej?
— Granger — wymyślam na poczekaniu.
Nie mam pojęcia, skąd wzięło mi się to nazwisko, jednakże powiedziałem je.
— Granger? Jak ta szlama, która pomogła Potterowi zabić Czarnego Pana?
— Niestety. Wstyd mi za to. — spuszczam głowę w dół.
Widzę, że bez problemu łyka wszystko jak pelikan. Uśmiecham się. Wiem, że nie widzi wyrazu mojej twarzy.
— Dobrze. Zaczniesz od jutra. Masz się gdzie podziać?
— Nie bardzo — odpowiadam zgodnie z prawdą.
Widzę, że wzdycha i niechętnie rzuca mi klucz.
— Mieszkanie nad sklepem jest wolne. Wprowadź się tam do czasu, aż nie znajdziesz dla siebie innego lokum. Nastaną dla nas ciężkie czasy, Tom.
Zdaję sobie z tego doskonale sprawę. Nie musi tego podkreślać co minutę. Widocznie taki już jest, widocznie dlatego ludzie są dla mnie niezwykle irytujący. Ich wady w moich oczach potęgują się i rozrastają do monstrualnych rozmiarów.
— Wiem.
Nie mam co mówić, znowu jestem zmęczony. W moim organizmie znajdują się jeszcze resztki alkoholu. Czuję, że mógłbym spać cały dzień, jednakże wiem, że to niemożliwe. Mam zbyt mało czasu na sen.
— Możesz się przejść po Nokturnie, Tom. Uważaj na siebie. Kto wie, co teraz zrobi z nami Ministerstwo Magii.
— Nie rozumiem.
— Zacznie się polowanie na popleczników Voldemorta. Sam zobaczysz.
Ucina rozmowę, odwraca się do mnie tyłem. Wychodzi z kantorku na sklep, zostawiając mnie samego. Całe szczęście. Mogę w spokoju pozbierać myśli.
Zastanawiam się, jak bardzo zmienił się Londyn, jak bardzo jestem odległy od tej rzeczywistości, z której wyskoczyłem. Przypomina mi się, że nie posiadam żadnych pieniędzy. Uśmiecham się delikatnie.
— Proszę pana, jeśli mógłbym dostać zaliczkę, byłbym wdzięczny — mówię, idąc w ślad za starszych człowiekiem.
Śledzi każdy mój ruch. Przygląda się mojej uśmiechniętej twarzy. Mam go. Wierzy biednemu, zmarkotniałemu chłopakowi, który stracił, podobno, rodziców. Chcę taką wersję utrzymywać, ile się da. Zrobię wszystko, aby mi w to wierzył.
— Wyjątkowo się zgadzam, jednakże nie licz na więcej.
Wręcza mi dwadzieścia galeonów. Skłaniam się
delikatnie w geście podziękowania. Tak, dostałem dostatecznie dużo pieniędzy,
aby przeżyć i wydobyć odpowiednie informację. Wiem, że na brudnych ulicach tego
zakątka za kilka sztuk złota dostanę zastrzyk energii.
—
Dziękuję.
Wychodzę. Drzwi skrzypią niemiłosiernie, gdy łapię za klamkę i pociągam
je w swoim kierunku. W twarz bucha mi majowe, gorące powietrze. Duszę się od
natłoku wrażeń od wczoraj. Co mam zrobić, aby wkupić się w łaski przyszłości?
No właśnie, co…
Jednakże wiem kim jestem, kim pragnę się stać. Tom Marvolo Riddle to
tylko wersja przejściowa. Niedługo stanę się Lordem Voldemortem. Będą o mnie pisać, będą o mnie mówić, będą się mnie bać. Człowiek, który powrócił zza grobu, człowiek, który pokonał śmierć i pisane jest mu życie wieczne. To właśnie ja, cały ja.
Patrzę przed siebie. Znowu te ciemne mury. Ułożone szare cegły, które piętrzą się nade mną, wyglądają dzisiaj znośnie. Promienie słońca oświetlają całą ich powierzchnie, nadając temu zjawisku pewien charakter.
Widzę, że wielu czarodziei ucieka, strach powoli paraliżuje tę część świata magicznego. Chcę w pewnym sensie im pomóc. Sławili mnie, wielbili. Chcę do nich wrócić. Choć jest jeszcze na to za wcześnie, choć mam jeszcze tyle do zrobienia, czuję ucisk w klatce piersiowej. Dosłownie wyrywam się do nich, aby powiedzieć im dobrą nowinę, a tu chlast! Nie mogę zdradzić swojej tożsamości, nie mogę. To nie czasy ani miejsce, aby myśleć o takich sprawach.
Zrezygnowany ruszam w przeciwnym kierunku, skąd przyszedłem. Okiennice wszystkich małych sklepów są zamknięte. Ilu ludzi straciło wiarę w siebie, gdy odszedłem z tego świata? Niech się nie boją, żyję! W magiczny sposób, sam nie wiem jak, udało mi się tutaj wrócić. Młody, przystojny, inteligentny i gotowy do działania. Od początku zbiorę armię, która będzie na moje rozkazy. Zbiorę ją i poprowadzę do zwycięstwa. Tego pragnę, chcę być królem tego świata. Nie tylko w świecie czarodziei, ale i mugoli. Trzeba zrobić selekcję tych kreatur tak, jak ja zrobiłem to ze swoim ojcem.
Nadeptuję na jakiś wielki kamień. Spoglądam na dół. To jednak cegła, a pod nią leży gazeta. Nie miałem okazji jeszcze przeczytać, co się wydarzyło wczoraj, więc nie zastanawiając się dłużej, chwytam ją w dłonie
Czytanie Proroka Codziennego nigdy nie należało do moim ulubionych czynności. Ten szmatławiec zawsze podaje informację przedawnione lub niezgodę z prawdą. Dzisiaj jednak jest inaczej. Wielki napis i twarz chłopca z nad jeziora. Spod gęstej grzywki wyłaniała się co jakiś czas blizna. Właśnie ten młody mężczyzna pozbawił mnie wizji lepszego świata. Przez niego stoję tu, gdzie stoję, z zerowymi perspektywami. Widzę, że koło mnie przechodzi czarownica i rzuca mi przerażone spojrzenie.
— Proszę poczekać — wołam za nią.
Niechętnie zatrzymuje się i czeka, aż uda mi się do niej dotrzeć. Nie chcę się spieszyć, nie mogę zachowywać się tak, jakby mi na jej towarzystwie zależało. Podchodzę, widzę, że jest przestraszona.
— Tak? — pyta roztrzęsionym głosem.
Mam dziwne wrażenie, że ludzie boją się bardziej Ministerstwa Magii niż postaci Lorda Voldemorta. To dopiero ciekawe.
— Proszę się nie obawiać. Nie jestem jednym z nich. — szepczę cicho.
Widzę ulgę na jej twarzy. Jest wyjątkowo spokojna, jakby całe powietrze z jej płuc zostało wypuszczone. Mam wielką ochotę, przeogromną, wydobyć z niej informacje. Czy będzie to osiągnięte z pomocą pieniędzy czy nawet siły, nie poddam się.
— Co chciałeś wiedzieć, młodzieńcze? — Patrzy na mnie swoimi ogromnymi oczami.
— Prawdy — szepczę.
Nie bardzo wie, jak odpowiedzieć na moje pytanie. Widzę, że jej wzrok spoczywa na moich ustach.
— Prawdy o Potterze — dodaję.
Kiwa głową. Wie sporo, czuję to w kościach.
— Widzę, że nie jesteś stąd. Powiem ci tyle, ile sama wiem. Siedemnaście lat temu Czarny Pan zamordował rodziców tego chłopca, jednak jego nie mógł ruszyć. Po całym zdarzeniu została mu tylko blizna, gdy nasz mistrz poległ. Przynajmniej tak nam się wydawało. Kilkanaście lat później próbował wrócić. Niestety, za każdym razem ten chłopak udaremniał jego poczynania. W rezultacie dopiero trzy lata temu udało mu się odzyskać dawną postać. Jego nienawistne spojrzenie gromiło nas, lecz nie tylko. Jednoczyliśmy się, aby pokonać zło, które drzemie w sercu tego chłystka. Nie udało się. Nasz Pan odszedł za zawsze. Jak głosi plotka, udało mu się pokonać wszystkie horkruksy, które stworzył nasz Mistrz. Niesłychane. Jednak my, jego wierni słudzy, na zawsze pozostawimy go w naszych sercach. — Patrzy na mnie, jak uśmiecham się delikatnie.
— Dziękuję.
Odchodzę, powolnym krokiem idę w stronę sklepu Borgina. Mój wielki kunszt magiczny nie poszedł na marne. Nikt przecież nie wie, że wrócę po raz drugi.
Pierwszy. Było chujowo.
OdpowiedzUsuńSam jestes Chujowy pisząc z anonima😃😃😃
UsuńNawet nie wiem kto to, bez konstruktywnej krytyki. Spodziewałam się czegoś więcej, nie mniej, teraz to żałosne.
UsuńGenialne!!! <3Wreszcie mozna poczytać cos o Tomie, co bie jest zlepkiem tego, jaki był piękny, kochany i skrzywdzony przez los. Chwilowo mam dość tekstów o jego wielkiej milosci i tabunów kobiet, które tak bardzo kochal😃 Fsjnie, ze ktos ukazuje go tak prawdziwe. Jak zwykle swietnieta ni sie czytalo. Polecam. Tak jak inne teksty Pani Kamany😃😎
OdpowiedzUsuńDziękuje serdecznie Sylwio.
UsuńMam nadzieję, że mój Tom Riddle jest zaskakujący dla każdego czytelnika. No dobra, przynajmniej dla większości. Dziękuje :)
Sorry za bledy. Słonce wali w ekran telefonu😃 pisze z pamięci a autokorekta to zUo. Mam nadzieje,ze chociaz czesc ogarnie Ci mialam na mysli ❤️😃
OdpowiedzUsuńJa mniej więcej zrozumiałam.
UsuńNo dobra, wszystko zrozumiałam.
Dziękuje :*
Nie ma za co😃 pisze co mysle. Taki ze mnie uj😃 przynajmniej nie wale smutow z anonima jak zapewne Iga😃 czy jak tam sie wabi ałtoreczka ksiONzki😃❤️
UsuńSylwia, kocham Cię :*
UsuńWitaj, Kamano.
OdpowiedzUsuńTak. Miałem Ci to skomentować przed publikacją, ale wiesz jak to jest ze mną. Oczywiście zapomniałem. Ocenię troszkę teraz rozdział. Tekst nie jest zły, wręcz przeciwnie. Jest dobry, mimo tego, iż doszukałem się kilku błędów. Całe szczęście rozdział nieźle wciąga, że trudno jest je wychwycić. Cieszę się, że Tom nie był tutaj jakąś "ciepłą kluchą", która została skrzywdzona przez przez przeznaczenie. Kurcze. Czytając, mam wrażenie, że Tom siedzi Ci w głowie i mówi co masz pisać. Serio.
Czekam na więcej, lecz tym razem nie będę się prosił o tekst przed publikacją, bo znów go Ci nie ocenię.
Życzę weny (wiem, że masz napisane rozdziały na zaś, ale chyba nie skończyłaś opowiadania, więc wena się przyda).
Pozdrawiam,
Ayden Lucas Barrow.
Wena zawsze się przyda. Zawsze i wszędzie drugi Aydenie.
UsuńMam nadzieję, że Tom Riddle, szepczę mi na ucho, co mam napisać. Dziękuje serdecznie.
Ja się nie zdziwię jak go tam w szafie trzymasz. No ewentualnie pod łóżkiem. ;)
UsuńBłędy? Co znowu przeoczyłam? x.x
UsuńA przecinki, moja droga. Przecinki gdzieś zgubiłaś (tak mi się wydaje, ale to Ty jesteś betą). I gdzieś ogonki. Nie dam rady kopiować.
UsuńChyba mam błogosławieństwo Aydena nad tym blogiem.
UsuńDziękuję, Rav poprawi błędy bo to przecież moja, genialna beta.
Dooobra. Idę z tego bloga, skoro mnie nie chcesz. Strzałeczka. xD I betę masz zajebistą, a każdy popełnia błędy. Serio. Człowiek nie jest aż tak genialny. No może Rav jest, ale ćśśśśś...
UsuńOstatni kom Aya.
Żegnam, do następnego rozdziału
Możesz zostać, przecież wiesz, że cię lubię xD
UsuńJeju, mega rozdział. Czekałam na taki blog bardzo długo i musze przyznać, że opłacało się czekać. Jesteś jedyną blogerką, ukazującą prawdziwe oblicze Toma. Weny życzę!
OdpowiedzUsuńNaprawdę? W takim razie jestem wdzięczna za to, że udało mi się tak dobrze przedstawić Toma.
UsuńDziękuje serdecznie.
Na nowy rozdział zapraszam 10 lipca.
Czekam na więcej jsnskdnxjdndi
OdpowiedzUsuńA za dzisiejszy rozdział dziękuję bardzo moooocno ♡
m.
Dziękuję bardzo.
UsuńJestem niezmiernie szczęśliwa, że tak wam się podoba.
Dzisiejszy rozdział, w takim stanie, to zasługa mojej bety.
Rozdział świetny, ale wydaje mi się, że Brogin wcale nie był taki hojny. Podoba mi się w jaki sposób opisujesz to wszystko z perspektywy Toma. Pisałam ci już chyba o tym? Kiedy pojawi się Hermiona?
OdpowiedzUsuńŻyczę weny :)
Pozdrawiam.
P.S. Co oznacza tytuł bloga?
"Śmierć rodzi artystę" - tak mi się wydaje po moim lekcjach łaciny. ;)
UsuńŚmierć czyni artystę. To nie łacina, to finlandzki.
UsuńDziękuję serdecznie.
Łacina jest tak magiczna, że ogarniasz z nią większość języków z Europy. :P
UsuńTo chyba trzeba zacząć się uczyć.
UsuńCudowne genialne zawsze brakuje mi słów by móc opisać jak bardzo podobają mi się twoje rozdziały ♡ Życzę Weny ♡
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Psycho
Kocham Cię Psycho. Jesteś z tym blogiem bardzo długo i dziękuję za twoje wsparcie w dobrych i złych chwilach.
UsuńNie przepadam za Tomione (wręcz go: nie znoszę i nie ogarniam mimo szczerych chęci), ale przy Twoim zostanę, bo... bo tak. Bo mogę, bo to ja.
OdpowiedzUsuńMimo niekanonicznego paringu (którego, jak już wspomniałam, nie ogarniam) historia wydaje się być okej.
Ale masz błąd w pierwszym zdaniu. Nie ''gradka'', tylko ''gratka''. C;
Pozdrawiam,
Akira. ~
Jestem zaszczycona.
UsuńPowiem szczerze, w tym Tomione mało będzie Tomione. Dlaczego?
Nie mogę się skupić głównie na słodkich chwilach obojga bohaterów, gdyż to do nich nie pasuję. Przynajmniej do Toma.
Wszelakie błędy będą poprawiane więc można je na spokojnie wpisywać w komentarze.
Dziękuję serdecznie za czas poświęcony mojemu blogowi
Przeczytałam wszystko co napisałaś z zapartym tchem. Nie jestem w stanie wytrzymać do następnego rozdziału. Kobieto, masz wielki talent! Potrafisz niesamowicie dobierać słowa do sytuacji. I te szczegółowe opisy! Składam wielki ukłon dla Ciebie. Dziękuję, że piszesz. ♥♥
OdpowiedzUsuńO masz. Nie wiem co napisać.
UsuńJestem taką szczęśliwa, że piszę dla tak wspaniałych czytelników. Dziękuję za wsparcie.
Następny rozdział, jeśli się uda, wstawię odrobinę wcześniej.
Wsparcie z mojej strony będziesz mieć cały czas. Żałuję tylko, że dopiero niedawno znalazłam Twojego bloga. Ale szybko nadrobiłam zaległości, bo pomysły masz genialne.
UsuńDziękuję za te słowa otuchy. Mam nadzieję, że nie zawale.
UsuńTom Marvolo Granger... Nie XD To nie pasuje XD
OdpowiedzUsuńJak zwykle rozdział pierwszorzędny :3
Czekam na Golden Trio.
Wenki życzę :-D
Musiałam coś dodać, a skoro Tom za bardzo nie wie kim jest Hermiona Granger, pasowało mi. To doda trochę innego światła na historię.
UsuńDziękuje serdecznie.
Wprost genialnie. Czytając reakcje Toma nie mogłam oprzeć się pokusie i się po prostu nie pośmiać. Ulubione momenty:
OdpowiedzUsuń1 - Tom złapał kobietę za rękę
2 - kobieta mówiła prawdę o Harrym Potterze
To było niesamowite.
Dziękuję serdecznie. Tom, widać, że wywołuję w ludziach różne reakcje.
UsuńU mnie to zależy od pory dnia i wilgotności powietrza. Trudna ze mnie istota. xd
UsuńZaczynam się bać, co na piszesz pod następnym rozdziałem.
UsuńCudowne opowiadanie!❤
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie
UsuńSzkoda, że to ma być Tomione:(
OdpowiedzUsuńHarry Potter i Powrót Czarnego Pana byłby o wiele lepszy xd
~Panna Riddle
Pisałam już wcześniej. Tym razem Tomione to będzie mały procent całego opowiadania. Można czytać to opowiadanie, jako postać Toma Riddle'a.
UsuńJAK TO MAŁY PROCENT ;( ?
UsuńAkcja tetego opowiadania, będzie się skupiała w większości na Tomie. Z resztą, zobaczycie.
UsuńTom taki prawdziwy *-* Mam nadziejw że trochę Tomione będzie :D Ale to jest świetne *.* Czekam na IV :3 Życze weny ;*
OdpowiedzUsuń~Pani B.
Dziękuję serdecznie. Ale chyba czekasz na 3 rozdział.
Usuńtwój blog jest genialny . Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Dziękuję serdecznie. Na nowy rozdział zapraszam najpóźniej w piątek.
UsuńEch.. Rozdział jak zwykle super :-) Nie mogę się doczekać następnego :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;-)
Dziękuję serdecznie. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz.
UsuńTom się budzi. Fajnie, odpoczął, może akcja ruszy naprzód, a chłopak odzyska charakter.
OdpowiedzUsuńA nie, jednak nie. Tom porównujący skórę z poszewką i mówiący o „porannej toalecie” jest dla mnie kompletnie niezjadliwy. Ok., jest nagi: dlaczego jest nagi? Tak się upił, że zaciągnął barmankę do łóżka? Reszta nikogo nie interesuje.
„Nie bardzo mam ochotę na przywitanie się z dziwką, która w nocy zabawiała się moim ciałem.” — Tom, weź… Weź z niej zejdź, co? Zjedz snikersa, bo zaczynasz gwiazdorzyć!
A teraz zupełnie na serio: to nie ludzie zabawiają się Tomem, to Tom zabawia się ludźmi. Choćby się paliło i waliło, Voldemort w życiu nie pomyślałby, że to ktoś go kontrolował, a nie na odwrót. Nie wiem, skąd biorą się u ciebie takie kwiatki, ale chyba musisz jeszcze raz przeczytać HP. Mówię serio.
Hej, przemyślenia Toma o „ponownych narodzinach” skłoniły mnie do własnej refleksji! Jeśli Tom na zawsze pozostanie w przyszłości, powstanie paradoks, przez co zło, jakie Voldemort wyrządził, nigdy nie będzie miało miejsca… Co automatycznie pochłonie wszystkie światy lub – i to jest perspektywa pozytywna – czas się cofnie. Ciekawa perspektywa, zaiste interesująca.
Kamano, „niewiele” piszemy razem! Notorycznie powtarzasz ten błąd! Dlaczego beta go nie wychwytuje?
Lubię to, jak Tom krytykuje swoich rodziców i wreszcie, WRESZCIE stwierdza, że musi wystrzegać się miłości jak ognia, bo jest bezsensowna i doprowadzi go do ruiny. On to wie, ale w prologu coś mu się o tym zapomniało…
Ohohoho, barmanka go odwiedziła! Dzieje się – Tom nie chce jej widzieć, wypomina męża, o którym nie powinien wiedzieć, ale jakoś wie… A barmanka taka napastliwa, taka ordynarna! Zgadzam się z Tomem, to nie jest kandydatka na partnerkę łóżkową. Po co mu ktoś taki? Po co mu KTOKOLWIEK? Ma na głowie ważniejsze sprawy, takie jak zdobycie pracy, zabicie Harry’ego i przejęcie władzy nad światem! I w ogóle! To są jego priorytety, a do tego brzydzi się barmanką, więc ściska jej nadgarstki, a ona… Cóż, nie przyjmuje tego dobrze. A, jedna sprawa: nie można „zacisnąć nadgarstka”, można „zacisnąć palce na nadgarstku”.
Kobieta wychodzi, Tom się ubiera… I wie, że w szatach ucznia może wyglądać podejrzanie, a jednak stwierdza, że „nikogo nie będzie ciekawił ten fakt”. Oj, obawiam się, że będzie. Wszyscy boją się szpiegów, a ostateczna śmierć Voldemorta pewnie przez długi czas była dla wielu ludzi niewiarygodna. A co, jeśli stworzył więcej horkruksów? A jeśli znowu powróci?
„Ścielę łóżko, aby sprawiać wrażenie grzecznego i ułożonego młodzieńca. Tak naprawdę jestem wielką szumowiną.” — powiedzieć ci, ile osób przejęłoby się tym, że Tom nie pościelił łóżka? JEDNA. Kobieta, która będzie po nim sprzątała. A to drugie zdanie jest wrzucone zupełnie bez sensu – CZYTELNIK JUŻ WIE, że Tom to nie jest świętoszek (jakby nie wiedział o tym wcześniej). Po co on o tym ponownie wspominać? Cały ten akapit jest zbędny.
Opis komnaty: „spore i zadbane”. Ok. To nie tak, że wypadałoby powiedzieć coś o wystroju. Cokolwiek. Dwa słowa to nic.
Tom siada, dziewczyna podaje mu Proroka Codziennego. Może była tak radosna, że zapomniała poprosić o zapłatę, wszak za tę gazetę się PŁACI. Nagłówek artykułu bardzo mi się nie podoba. „Lord Voldemort naznaczył Harry’ego Pottera jako równego sobie i poległ w walce” – fakt, to jest prawda, ale… NIKT NIE WIEDZIAŁ O PRZEPOWIEDNI Z WYJĄTKIEM ZAKONU FENIKSA. Co, już ktoś zdążył dać wywiad? Takie rzeczy to po paru dniach dopiero! Teraz radość ze zwycięstwa, później dowiadywanie się, dlaczego akurat Potter mógł pokonać Voldemorta!
Sucho. Sucho mi. Czuję się tak, jakbym czytała sprawozdanie z czyjegoś dnia, a nie opis przeżyć konkretnej osoby.
Następny akapit dał mi raka. Przepraszam, ale nie mogę. TOM JEST W HOGSMEADE. Idzie w całkiem przeciwnym kierunku, a jednak może dostrzec Hogwart? Jak on to robi? Jest superbohaterem, Superman podzielił się z nim swoimi zdolnościami? Niekonsekwencja pogania niekonsekwencję.
„Ów” się odmienia, wobec czego będzie „owo zwierzątko”, nie „ów zwierzątko”.
Więc twierdzisz, że Tom już zdążył odwiedzić sklep Borgina… Jeśli założymy, że tak się stało, to Borgin BEZ PROBLEMU rozpozna swojego przyszłego subiekta. Dlaczego ten chłopak pozbawiony jest instynktu samozachowawczego? Potem myśli: „Ano tak, planowałem pracować w tym sklepie i pewnie to robiłem”, a jednak nadal pcha się w paszczę smoka! Borgin to człowiek, który dba o własny kuper, ponowne spotkanie z młodym Voldemortem raczej nie jest mu na rękę. Wezwie aurorów, a ci – po użyciu veritaserum, bo bądźmy szczerzy, ktoś taki jak Borgin mógł kłamać, ale nie musiał – zabiorą Toma i pewnie odeślą tam, gdzie powinien być… Po zmodyfikowaniu pamięci, oczywiście.
UsuńSzkoda, że Tom ma mylne przekonanie o swoim pochówku… O ile dobrze pamiętam, jego ciało spalono, tak się bano, że zaraz wstanie i wszystkich zatłucze.
Ok., Borgin niby rozpoznaje Toma, a ten jeszcze się cieszy. Chyba nie zrozumiem tego człowieka. Zero strachu, zero… czegokolwiek. Borgin na szczęście postępuje z nim twardo i stanowczo… Przynajmniej na początku. I mówi to, o czym wspomniałam wyżej: Voldemort nie żyje, ministerstwo zaczyna trzymać oko na potencjalnych sojusznikach. Borgin byłby uratowany, gdyby wydał im młodego Riddle’a.
„Z resztą, mnie tutaj też być nie powinno.” — You don’t say, Tom. „Zresztą”, to tak btw. I bez przecinka, bo zbędny.
Tom sam zauważa, że siedzenie w tym miejscu to głupota. Co robi? Pcha się dalej! A Borgin go rozpoznaje, może kłamie, że to „nieważne”, może zaraz wyśle patronusa do ministerstwa… A jednak Tom bez chwili zawahania za nim kroczy, ufa mu. Za łatwo to wszystko idzie, przed Tomem powinny piętrzyć się same trudności…
Czy… czy ten idiota POWIEDZIAŁ SWOJE PRAWDZIWE IMIĘ?! Bożenko, przecież Borgin pozna go od razu! Jakie to naiwne! Tom, co ty z sobą robisz?! I… jeszcze Granger?! A jak Borgin wypomina mu, że chyba coś tu nie gra, bo ma nazwisko po szlamie, ten udaje skruchę… Po czymś takim dostanie pracy u Borgina byłoby najmniejszym problemem Toma. On musiałby ZWIEWAĆ, żeby Borgin – i cała reszta Nokturnu – go nie zatłukł.
Borgin dający zaliczkę dopiero poznanemu chłopcowi – potencjalnemu szpiegowi, możliwemu bratu Hermiony Granger – Borgin, który za cenne przedmioty płaci właścicielom po parę galeonów… To jest nie do uwierzenia.
Wiesz, Tomowi nie byłoby żal ludzi, którzy za nim podążali, a teraz się boją, że trafią do Azkabanu. On by nimi GARDZIŁ. Skoro byli na tyle silni, że przyjął ich do siebie, powinni potrafić się o siebie zatroszczyć, prawda?
Przypadkowo spotkana na ulicy kobieta wyjawia Tomowi ważne informacje dotyczące Harry’ego. A gdyby to był szpieg? Mieszkańcy Nokturnu są mądrzy, na pewno nie daliby się omotać ładnej buźce Toma! A on nawet nie spróbował użyć swojego uroku! W ogóle SKĄD ta kobieta wiedziała o horkruksach Toma? Dlaczego tylu ludzi nagle o nich wie?! Nawet MALFOY nie wiedział, co dawał Ginny, kiedy podrzucił jej dziennik! Bellatriks nie miała zielonego pojęcia, że w jej skarbcu leżała cząstka duszy jej ukochanego pana!
Ok., to chyba najgorszy rozdział ze wszystkich. Tom kompletnie nad sobą nie panuje i zachowuje się jak dziesięciolatek.
Pozdrawiam,
Kassga
Fajne to. Wczoraj odkryłam tego bloga. Uwielbiam ten pairing. Nic się nie działo w tym rozdziale- to znaczy niecierpliwie się, gdy jako tematykę opowiadania określa się jakąś parę i tu tylko czekać i czekać aż się spotkają. Szczerość boli. Ale taka prawda. Mówię jak jest. Nikt nie chce czytać opowiadań, gdy nie ma szybkiej akcji. Mam nadzieję, że tu się przyspieszy tempo i się w końcu spotka z Hermiona. Dodam jednak, że jak na razie bardzo mnie zaciekawiło to opo, miło się czyta, ale nie przeciągaj ani nie odkładaj niczego na potem. Taka rada. Wszystkie opowiadania Tomione mają szybką akcję na początku. Tu takiej na razie nie ma. Ale daję temu opu szansę, bo Tomione wciąż brak w blogosferze. Ładny szablon.
OdpowiedzUsuńByłam pewna, że już komentowałam ten rozdział, ale wychodzi na to, że chyba jednak nie.
OdpowiedzUsuńTrochę denerwują mnie te krótkie zdania z myśli Toma. Zupełnie tak, jakby chłopak nie był w stanie sklecić jednej dłuższej myśli albo być cały czas zdyszany. Jakby wyrzucał z siebie te myśli na siłę. Aż sama się zadyszałam, czytając opis jego porannej toalety.
Nie podoba mi się ta rozmowa karczmarki z Tomem, ona za bardzo mu się narzuca, a on nie reaguje. Powinien ją tak oczarować, nawciskać jej takich bajeczek, że kobieta sama by go wypchnęła z tej karczmy.
Borgin powinien natychmiast rozpoznać Toma. Skoro postanowiłaś "rozmnożyć" Voldemorta, oznacza to, że wszystkie zdarzenia, które działy się w książce, miały miejsce też w Twoim opowiadaniu, więc wszyscy doskonale wiedzą, jak nazywał się naprawdę Lord Voldemort, a Borgin doskonale wiedział, jak wygląda jego były-niedoszły pracownik. Ale o tym już nie będę pisać, bo wiadomo.
Tom Granger? GRANGER? ;_; Masakra. Nawet nie chodzi o to, że ona to szlama, a Tom to Tom, ale... To naprawdę średni pomysł. Oczywiście plus za próbę zmiany jego nazwiska, bo widzę, że o tym pomyślałaś, ale skąd to Granger? Tom doskonale wie, że Borgin to wielbiciel bogatych, starych rodów czystej krwi. Jak jeszcze nazwisko Riddle (w przeszłości) nic mu nie mówiło, tak teraz przyjęcie sobie nazwiska szlamy, która przyczyniła się do znacznego spadku jego dochodów (teraz czarnomagiczne przedmioty już nie będą się tak dobrze sprzedawać, wręcz przeciwnie, każdy będzie chciał, aby Borgin je od nich odkupił) jest skrajnym idiotyzmem. Może nie aż tak wielki, jak pozostawienie sobie starego nazwiska, ale jednak idiotyzm. Twój Tom nie zachowuje się ani rozsądnie, ani konkretnie. Ma w głowie jakąś mgiełkę planu, który ogranicza się do zdobycia pożywienia i kasy. Skoro Tom potrafił poświęcić wielką karierę na rzecz tak marnej posadki, było oczywiste, że złoto nie ma dla niego znaczenia. Być może Twój Tom jest zimny, ale nic poza tym. Parafrazując słowa Rowling, wygląda to tak, jakbyś widziała zaledwie rysunek Toma Riddle'a.
Tak samo ten niezwykle hojny gest Borgina. Dał mu zaliczkę? Nope, jestem pewna, że on miał problem z wypłacaniem (wyjątkowo marnych i nieadekwatnych) pensji swoim pracownikom, nie zdziwiłabym się, gdyby Tom nie dostawał wypłaty na czas, a tutaj nagle Riddle-Granger dostaje zaliczkę. I to bez żulenia. Tzn. jestem w stanie sobie to wyobrazić, jak najbardziej, ale tylko wtedy, kiedy Tom zachowuje się jak Tom. Czaruje i uwodzi. A jeśli wie, że niczego nie zdziała, daje sobie spokój, żeby nie uszczerbić zaufania, zwłaszcza że Borgin należał do grona osób wyjątkowo nieufnych. Wiesz, ten ciemny światek z marginesu. A tu nagle przychodzi sobie do niego z ulicy jakiś chłopak, który przedstawia mu się nazwiskiem Hermiony Granger, mówi, że szuka pracy, Borgin go wyjątkowo przyjmuje, a ten jeszcze prosi o zaliczkę. A skąd pewność, że chłopak nie wciska mu kitu, a za chwilę zawinie się z kasą i Borgin tyle go widział? To jest nie do przyjęcia. :/
To zdecydowanie Twój najsłabszy rozdział do tej pory. Włączając w to chyba... osiem (?) rozdziałów z pierwszego opowiadania, które czytałam. W tamtych była przynajmniej jakaś uroczo dziecięca naiwność i wszystko się jej trzymało, a tutaj postawiłaś sobie poprzeczkę dość wysoko (w porównaniu do "Zmienię czas..."), pisanie z perspektywy Toma Riddle'a jest trudne. Pisanie w pierwszej osobie tym bardziej. A dokładanie czasu teraźniejszego wcale nie pomaga. Powiem Ci szczerze, że ja sama, choć piszę już bardzo długo i mam za sobą teksty pisane z perspektywy różnych bohaterów, musiałabym dużo pomyśleć, żeby Tom przypominał Toma. Rowling niewiele pisze o Riddle'u, co nie ułatwia zadania, bo jest on wystarczająco określony, że nie możemy sobie tak po prostu dopowiedzieć, że tu mu dodam taką cechę, a tam mu dokleję inną; co jeszcze jest ważne - piszesz o człowieku, którego nie znamy, ale znamy jego późniejszą postać. Lorda Voldemorta o wiele łatwiej wykreować, to jest fakt, ponieważ mamy już podane jego podstawowe cechy, a przyszłej formy nie ma. Kurcze, ciężko mi to wyjaśnić, trochę się zapętliłam; jeśli nie masz określonego środka, a koniec jest wykreowany, nie można sobie miotać tym środkiem, jak Ci się tylko podoba, bo konsekwencją tego jest zupełnie inny koniec. Dokładnie tak, jak ze zmienianiem czasu. O, to chciałam powiedzieć. xD
OdpowiedzUsuń