Witam, kochani. Piękny dzień mamy. Są wakacje, co jakiś czas pojawia się deszczyk, który uwielbiam. Wena wtedy dopisuje, a ja jestem w stanie czerpać z tego garściami. Nie chcę przedłużać, dzisiaj kolejny rozdział. W roli głównej, jak zwykle, Tom Riddle.
Rozdział IV
Przez brudne ulice, spowite jeszcze przez nocny mrok, wedruję samotnie. Podążam na Pokątną w nadziei, że uda mi się zdobyć więcej informacji. Ubrany w czerń, o kamiennej twarzy, prę naprzód.
Nikt nie może zrozumieć mojego toku myślenia. Zresztą, jak mogliby pojąć je ci prości, pochłonięci przyziemnymi sprawami ludzie? Wprowadzałem niepokój i chaos w ich świecie wartości, ponieważ tak bardzo się od nich różnię.
Nie odzywam się ani słowem do żadnego z przechodniów. Nie ma takiej potrzeby. Noc, która zapadła nad Londynem, jest dzisiaj wyjątkowo spokojna. Nie muszę strzępić niepotrzebnie języka.
Tego dnia jednak odkrywam, że nie ma czego tam szukać.
Mijają dni i wspomnienie wizyty Lucjusza Malfoya powoli nabiera jaskrawych barw. Tyle szczęścia zdobyłem jednego dnia. Tyle radości dla samego siebie. Dokuczają mi wprawdzie wskazówki zegara, które nie chcą szybciej tykać, jednakże znoszę to dzielnie.
Ostatnio zastanawiam się, jaki jestem, dobry czy zły? Wbijam sobie do głowy jedno zdanie. Usłyszałem je kiedyś, dawno temu. Podobno, nie można stwierdzić, czy dobro jest dobrem, a zło złem. To rzeczy względne, na które odpowiedź poznamy w odpowiednim czasie.
Pragnę zatrzeć w pamięci ślad przeszłości. Nie należę już do tego świata. Nie mam żadnych złudzeń, nigdy już tam nie wrócę. Choć nadal uciekam myślami do tamtych wydarzeń z przed pół wieku, to jednak potrafię trzeźwo ocenić swą sytuację.
Wszystko to jednak trwa ledwie kilka sekund. Mój los powoli się odwraca. Choć praktycznie nie żyję, to nadal oddycham, czuję, myślę, mówię. Jestem sprawny ruchowo i umysowo. Doskonałem cudu.
Jak przez mgłę patrzę na drzwi. Gdyby akurat ktoś wszedł do środka, nie zauważyłbym go. Czuję, że potrzebny jest mi długi sen. Nie mogę dłużej pracować dniami, a nocami wychodzić w świat. Kilka godzin snu to zdecydowanie za mało.
Spędzam dzisiejszy dzień bezczynnie. Wreszcie nastaje zmierzch, który obwieszcza koniec mojej pracy. Przez cały czas miałem nadzieję, że ten moment nastąpi szybciej.
Borgina znowu nie ma. Kazał mi zamknąć dzisiaj samemu. Przekrecam klucz w drzwiach i odwrócam się na pięcie. Nie spodziewam się gościa.
Ciche stukanie w szybkę mobilizuje mnie do odwrócenia się w kierunku wejścia. Widzę tam mojego ukochanego klienta.
Pośpiesznie otwieram z powrotem wrota. Wkracza przez nie mężczyzna w średnim wieku. Jego jasne włosy przypominają mi oślepiający blask słońca o poranku. Oczy z kolei mają w sobie hipnotyzującą moc.
— Witam, panie Malfoy — mówię cicho, oddając mu należne zaszczyty.
Widzę jego skrępowanie na twarzy. To zabawny widok.
— Dzień dobry, Tom.
Mówi do mnie po imieniu. Czyżby przypomniał sobie, kim jestem? Możliwe, bardzo możliwe.
— Zapraszam do pokoju — ruchem ręki wskazuję na przejście za ladą.
Bez słowa protestu idziemy obaj do tej nory. Od jego poprzedniej wizyty, wysprzątałem ten barłóg. Teraz wszystko wygląda lepiej. Nawet wazon z kwiatami, który stoi na środku małego stolika, zmienia charakter tego miejsca. Nie wspominając już, oczywiście, o innych rzeczach.
— Ładnie tutaj.
W tej chwili nie wiem za bardzo, co odpowiedzieć. Czy on żartuje, czy może mówi prawdę?
— Dziękuję — odpowiadam ostrożnie.
— Przyszedłem dzisia, bo mam do pana sprawę.
— Zamieniam się w słuch.
Czekam. Wiem, że tylko moment dzieli mnie od poznania jego intencji, jednakże nie mogę się doczekać. Wszystko we mnie buzuje i pragnie wydostać się na zewnątrz. Jestem podekscytowany.
— Rozmawiałem z żoną i synem. Jesteśmy w stanie wysłuchać twojej historii.
Patrzę na niego uważnie. Jak to, chce zgłębić się w moje życie? Nie mogę przecież nic konkretnego powiedzieć, gdyż uzna mnie za wariata. Nie powiem przecież, że jestem z przeszłości, to już byłoby za dużo dla uszu tego człowieka.
Siedzę jak na szpilkach, nie mogę wydusić z siebie żadnego słowa.
— Panie Riddle?
Przypomina mi o swojej obecności. Otrząsam się z pierwszego szoku. Jestem tutaj, aby zniwelować przeznaczenie, jakie mnie czeka. Człowieka, który został poczęty, czekają dwa nieuchronne wydarzenia. Narodziny i śmierć. Tego drugiego pragnę jednak uniknąć.
— Przepraszam. Zamyśliłem się.
Wydaje mi się, że rzeczywistość, która mnie otacza, jest bardzo nierealna. A co, jeśli to sen? Szczypię się w ramię. Nie, to jednak prawda, która dociera do mnie z opóźnieniem.
— Panie Malfoy, co zrobiłby pan, gdyby dowiedział się, że Czarny Pan żyje?
Chwila napięcia. Czekam.
— Poszedłbym za nim.
Ta krótka odpowiedź daje mi wiarę, że mogę osiągnąć wszystko, co zaplanuję. Jeśli ten człowiek, mimo swojego strachu i niepewności, jest w stanie pójść za mną, dam radę. Nie ważne, co się stanie, chcę być kimś, kto położy kres temu Potterowi.
— Tak myślałem. Lorda Voldemorta już nie ma. Szkoda, jednakże jestem ja.
— A kim ty jesteś?
— Jestem namaszczony przez niego od dnia mych narodzin. Jestem tym, który będzie kontynuował jego dzieło. Jestem, byłem i będę kimś, kto go rozumie. Nie ma go, to wielka strata dla wszystkich, którzy nie zrozumieli jego wielkości, ambicji i planów. Jestem jednak w stanie ciągnąć dalej jego zamierzenia. Jestem jego następcą.
Kończę swoją wypowiedź i przyglądam się uważnie Lucjuszowi. Jest widocznie zdziwiony, taki skołowany. Kto by nie był? Przecież osoba, którą poznał raptem kilka dni temu, oświadcza mu, że jest blisko z jego nieżyjącym panem.
— Nie wiem, co o tym myśleć.
— Potrzebna jest tylko wiara w nowy, lepszy świat. Potrzebuję zaufania, środków i ludzi, którzy będą ze mną mimo wszystko. Jestem młody, ciągle pragnę pogłębiać swoją wiedzę i umiejętności. Gwarantuję, że wszystko, co zaplanujemy, wyjdzie. Potrzeba na to czasu. Niech osoba Czarnego Pana zniknie z ust ludzi. Niech zapomną, niech trwają w wierze, że już nigdy nie powróci. Jak ucichnie, jak powoli zaczną odbudowywać swoją metropolię, zaatakujemy. Połączymy siły. Zrównamy ich miasta, kraje z ziemią. Potrzebuję pomocy, panie Malfoy. Wiem, że mogę ją od pana uzyskać.
Kończę podniosłą przemowę. Uśmiecham się pod nosem. Wyszło tak, jak chciałem. Te zdania wypowiadałem codziennie, od tygodnia. Jestem zadowolony, czekam na jego stanowisko w tej sprawie. Wiem, że ulegnie.
— To nie takie łatwe. Musisz zrozumieć, że dopiero utraciłem tego, kto był moim mistrzem. Ty jesteś młody, zapewne kiedyś pójdę za tobą. W tej chwili to jednak niemożliwe.
Kiedyś tak się czułem. Powiedzieli mi wtedy, że moich rodziców nie ma, bo mnie nie chcieli. Nie płakałem, już jako dziecko wiedziałem, że takie uczucia są dla człowieka zgubnę. Jednak pustka, która przeszyła całe moje ciało, była nie do opisania. Trwam w przekonaniu, że wszystko da się zrobić, potrzeba jednak chęci i wielkich pokładów energii.
Nie chcę się podać. Ten człowiek ma wszystko. Pozycję, pieniądze. Wszystko, co potrzebne jest mi do do rozwijania swoich pasji. Muszę go przekonać.
Uśmiechem próbuję zabić swoją niepewność.
— W takim razie, wybierzmy się do pańskiego domu. Chętnie przedstawię swoje pobudki.
Wstaję na znak, że jestem gotów do drogi. Patrzy na mnie tymi swoimi oczami. Jestem pewien, że jego małżonka zakochała się w tych oczach. Miłość jest okropna. Ludzie nie są w stanie zakochać się w człowieku, w jego duszy. Oceniają wizualnie drugą osobę, gdy ich duszę mogą być połączone. Nie ma takiego uczucia, to wszystko to jedno, wielkie kłamstwo.
Jestem już zniecierpliwiony. Wcale nie ruszył się z miejsca. Dalej siedzi. Twarz ukrył w swych dużych dłoniach.
— Panie Malfoy?
Delikatnie naciskam na niego. Wstaje, bez słowa sprzeciwu. Wychodzimy do głównego pomieszczenia. Zabieram ze sobą klucz. Borgin dzisiaj nie wróci. Jestem tego pewien. Zamykam za nami. Klucz wsadzam do kieszeni.
— Proszę za mną.
Udajemy się wąska uliczką w stronę jakiejś dziwnej ściany. Nic nie mówię, nie chcę wyjść na niegrzecznego. Staram się w jakiś sposób zdobyć jego zaufanie, a tym zachowaniem mógłbym napykać sobie tylko biedy.
— Chwyć mnie za ramię.
Posłusznie kładę swą dłoń. Czuję niemiłe szarpnięcie w okolicy pępka. Zawsze w tym momencie robi mi się niedobrze. Przełykam głośno ślinę, czuję, że moje stopy dotykają ziemi.
— Witam w Malfoy Manor.
Gestem ręki pokazuje mi ogromną posiadłość. Dwór otoczony jest przez wielkie, iglaste drzewa. Korony wielkich sosen giną w blasku majowego słońca. Dach całej posiadłości mieni się kolorami tęczy. Liczne wieżyczki ozdabiają surowy, ciemny kolor całego dworu. Wielkie frontowe drzwi wyglądają, jakby rzucono na nie wszelkie możliwie zaklęcia, aby pozostały nieodkryte.
Jestem zafascynowany. Nie mogę wydusić z siebie ani jednego słowa. Trafiła mi się żyła złota, muszę to wykorzystać.
— Za mną, proszę.
Z tych zawiłych myśli wyciąga mnie jego spokojny ton głosu. Podążamy dziedzińcem do tych ogromnych drzwi. Gdy je otwiera, bucha mi w twarz chłód. Przyjemny, upragniony w taki upał. Wchodzimy. W holu płoną pochodnię, każda z nich przymocowana jest na ścianie. Zapewne rzucono na nie zaklęcie nieskończoności.
— Watek!
Tuż u moich stóp znajduje się stworzenie, które mogłem obserwować tylko w Hogwarcie. Skrzat domowy płaszczy się przed swoim panem. Uśmiecham się. Dobrze wybrałem przyszłego wspólnika.
— Podaj herbatę do salonu. Zaproś również moją żonę i syna. Migiem!
Stworzenie posłusznie leci, zapewne, w stronę kuchni. Mrużę oczy. Jestem dzisiaj nie do życia.
Idziemy razem do wielkiego pomieszczenia. Na samym środku znajduje się ogromny stół. Nie kryję podziwu. Pieniądze naprawdę wiele mogą zdziałać w życiu niejednego człowieka. Majątek Malfoya jest ogromny. Czuję to w kościach.
— Usiądź.
Posłusznie rozsiadam się na krześle przy samej górze stołu. Po chwili przy moim boku materializuje się sługa. Podaje napój. Nie zwracam na niego najmniejszej uwagi.
— A teraz wynocha.
— Jaśnie pani i panicz zaraz dołączą — dodaje jeszcze sługa i znowu znika.
Chwila, która ciągnie się w nieskończoność, jest dla mnie momentem, gdy mogę poukładać myśli. Jestem ciekaw, co takiego powiedzą mi osoby, które zaraz pojawią się w salonie.
Wchodzą. Oboje o blond włosach. Żona Lucjusza jest niezwykle szczupła i krucha. Ma na sobie czarną suknię. Odnoszę wrażenie, że nosi żałobę. Mniejsza o większość. Z kolei jej syn, którego oczy lśnią jak niebo w letni, bezchmurny dzień, wyglądamna osobę w moim wieku. Nie mogę ich jednak ocenić, zanim powiedzą cokolwiek. Nie przez pryzmat wyglądu ocenia się człowieka.
— Witamy, panie Riddle — mówi kobieta.
Wstaję ze swojego miejsca i podchodzę do niej. Delikatnie chwytam jej dłoń, na której następnie składam pocałunek. Podnoszę głowę wyżej i zauważam delikatne zarumienienie. Dziwię się, myślałem, że jest do tego przyzwyczajona.
Chwilę później podaję dłoń chłopakowi. Wyjątkowo niepewnie chwyta moją rękę, jednakże odwzajemnia uśmiech. Jeśli uda mi się ich przekonać, będzie idealnym kandydatem do misji.
— Miło mi państwa powitać. Usiądzmy, nie należy rozmawiać na stojąco.
Jak przystało na młodego, kulturalnego człowieka, odsuwam damie krzesło. Gdy udaje nam się wreszcie usadowić, biorę łyk herbaty. Gorzka. Obrzydliwa. Nie chcę jednak poruszać tego tematu. Po prostu nie wypada.
— Słyszałem, że pani małżonek poruszał mój temat?
Oboje kiwają głowami w odpowiedzi.
— W takim razie nie wiem, ile mam do dodania. Gdybyście mogli zadać mi pytania, poszłoby lepiej.
Patrzę na ich skupione twarze. Jestem ciekaw, co z tego wszystkiego wyjdzie.
— Panie Riddle...
— Proszę mi mówić Tom.
— Tak. Oczywiście. Mój mąż mówił, że jesteś młodym mężczyzną, jednak nie spodziewałam się osoby w wieku mojego syna. Jak możesz nam pomóc?
Widzę, że kurczowo ściska pierścień w dłoni. Rozpoznaję go. Taki sam nosił Orion Black, którego poznałem w szkole. Możliwe, że właśnie po kimś z rodziny nosi żałobę. Rody z tak wspaniałą, czystą krwią są połączone.
— Po kim, pani Malfoy, nosi pani żałobę?
Widzę, że w jej oczach pojawiają się łzy. Niespodziewanie głos zabiera jej syn.
— Po mojej ciotce. Moja matka jest z rodu Blacków. Jej siostra poległa w bitwie. Zabiła ją zdrajczyni krwi.
Chłopak mówi to z taką nienawiścią, że aż miło słuchać.
— Rozumiem doskonale. Czy w takim razie jest pani w stanie pomścić siostrę, która walczyła dzielnie do samego końca po stronie Czarnego Pana?
Jestem spokojny. Wiem, że dla większości ludzi więzy rodzinne są niezwykle ważne. Waha się, jednak zemsta płonie w jej oczach.
— Tak — mówi cicho i chowa twarz w dłoniach.
Jej łzy, które spływają między palcami, dają mi tylko potwierdzenie. Wygrałem. Jej mąż zrobi wszystko, aby uszczęśliwić żonę.
— W takim razie, czego oczekujesz?
— Pomocy finansowej. Na razie. Proszę się nie martwić, oddam wszystko, co do knuta. Muszę się rozwijać. Na razie nie jestem w stanie poradzić sobie z Potterem. To zrozumiałe. Nie rozumiem jego fenomenu, jego mocy. Moim zdaniem on sam nic nie znaczy, jednak stoi za nim grono osób.
— Tak. Nawet Dumbledore stał za nim do samego końca. Teraz jednak go nie ma. Potter oddał mu nawet czarną różdżkę. Zaraz po bitwie.
— Czarną różdżkę? Interesujące.
Zastanawiam się chwilę. Przecież z jej pomocą mogę spokojnie sobie poradzić. Uśmiecham się do nich.
— W takim razie, trzeba ją niezwłocznie odzyskać.
Jestem taki szczęśliwy.
— A co potem?
Zastanawiam się chwilę nad odpowiedzią. Sama nasuwa mi się na myśl. Przypominam sobie dzień, gdy przybyłem do tej rzeczywistości. Widok przyjaciół tego chłopaka. Ściskali się za ręce, byli zmęczeni, ale szczęśliwi. Tak, trzeba im odebrać to szczęście. Oboje, chłopak i dziewczyna, posiadają zapewne informacje, które będą mi potrzebne.
— Potrzebuję porwać jednego z przyjaciół chłopaka. Mając informacje, które się z niego wyciągnie, będę mógł spokojnie planować dalej.
— Chodzi ci o Weasleya i Granger?
Chłopak wyrywa się do odpowiedzi. Chociaż nie znam ich nazwisk, wiem, że mówi dobrze.
— Zgadza się. Muszę mieć jedno z nich. Na razie jednak potrzebuję informacji, gdzie przebywają. Co robią. Potrzebuję ludzi, którzy pomogą mi. Potrzebuję armii.
Tak, jestem na razie zależny od ludzi, którzy będą śledzić, szukać w źródłach potrzebnych mi rzeczy. Chłopak znowu zabiera głos.
— Jestem w stanie pomóc. Nie będzie z tym problemu.
— Draco!
— Mamo, nic mi nie będzie. Martw się bardziej, co będzie, jak Ministerstwo Magii znajdzie wreszcie nasz dom. To mnie przeraża, a nie fakt, że będę pomagał temu człowiekowi.
Zapada niezręczna cisza. Przerywa ją długowłosy mężczyzna.
— Tak czy inaczej... Jeśli nawet uda nam się schwytać jedno z nich, co dalej?
— Dalej będzie łatwiej. Muszę studiować czarną magię. W tym nie możecie mi pomóc. Zamierzam podróżować po Europie w tym celu. Może mi to zająć kilka lat. Wróce, potężny i silny. Wtedy rozpoczniemy wojnę i tym razem wygramy.
Nie jestem do końca pewny, czy są optymistycznie nastawieni do mojego pomysłu, jednakże nie słyszę słów protestu.
— Czy powiedziałem już wszystko?
Znowu odpowiadają w niemy sposób, kiwając tylko głowami. Przychodzi mi jednak jeszcze jedno pytanie. Warto spróbować.
— Mam w takim razie jeszcze jedną sprawę.
— Mianowicie?
— Jest możliwość, abym tutaj zamieszkał?
Nie odzywam się ani słowem do żadnego z przechodniów. Nie ma takiej potrzeby. Noc, która zapadła nad Londynem, jest dzisiaj wyjątkowo spokojna. Nie muszę strzępić niepotrzebnie języka.
Tego dnia jednak odkrywam, że nie ma czego tam szukać.
Mijają dni i wspomnienie wizyty Lucjusza Malfoya powoli nabiera jaskrawych barw. Tyle szczęścia zdobyłem jednego dnia. Tyle radości dla samego siebie. Dokuczają mi wprawdzie wskazówki zegara, które nie chcą szybciej tykać, jednakże znoszę to dzielnie.
Ostatnio zastanawiam się, jaki jestem, dobry czy zły? Wbijam sobie do głowy jedno zdanie. Usłyszałem je kiedyś, dawno temu. Podobno, nie można stwierdzić, czy dobro jest dobrem, a zło złem. To rzeczy względne, na które odpowiedź poznamy w odpowiednim czasie.
Pragnę zatrzeć w pamięci ślad przeszłości. Nie należę już do tego świata. Nie mam żadnych złudzeń, nigdy już tam nie wrócę. Choć nadal uciekam myślami do tamtych wydarzeń z przed pół wieku, to jednak potrafię trzeźwo ocenić swą sytuację.
Wszystko to jednak trwa ledwie kilka sekund. Mój los powoli się odwraca. Choć praktycznie nie żyję, to nadal oddycham, czuję, myślę, mówię. Jestem sprawny ruchowo i umysowo. Doskonałem cudu.
Jak przez mgłę patrzę na drzwi. Gdyby akurat ktoś wszedł do środka, nie zauważyłbym go. Czuję, że potrzebny jest mi długi sen. Nie mogę dłużej pracować dniami, a nocami wychodzić w świat. Kilka godzin snu to zdecydowanie za mało.
Spędzam dzisiejszy dzień bezczynnie. Wreszcie nastaje zmierzch, który obwieszcza koniec mojej pracy. Przez cały czas miałem nadzieję, że ten moment nastąpi szybciej.
Borgina znowu nie ma. Kazał mi zamknąć dzisiaj samemu. Przekrecam klucz w drzwiach i odwrócam się na pięcie. Nie spodziewam się gościa.
Ciche stukanie w szybkę mobilizuje mnie do odwrócenia się w kierunku wejścia. Widzę tam mojego ukochanego klienta.
Pośpiesznie otwieram z powrotem wrota. Wkracza przez nie mężczyzna w średnim wieku. Jego jasne włosy przypominają mi oślepiający blask słońca o poranku. Oczy z kolei mają w sobie hipnotyzującą moc.
— Witam, panie Malfoy — mówię cicho, oddając mu należne zaszczyty.
Widzę jego skrępowanie na twarzy. To zabawny widok.
— Dzień dobry, Tom.
Mówi do mnie po imieniu. Czyżby przypomniał sobie, kim jestem? Możliwe, bardzo możliwe.
— Zapraszam do pokoju — ruchem ręki wskazuję na przejście za ladą.
Bez słowa protestu idziemy obaj do tej nory. Od jego poprzedniej wizyty, wysprzątałem ten barłóg. Teraz wszystko wygląda lepiej. Nawet wazon z kwiatami, który stoi na środku małego stolika, zmienia charakter tego miejsca. Nie wspominając już, oczywiście, o innych rzeczach.
— Ładnie tutaj.
W tej chwili nie wiem za bardzo, co odpowiedzieć. Czy on żartuje, czy może mówi prawdę?
— Dziękuję — odpowiadam ostrożnie.
— Przyszedłem dzisia, bo mam do pana sprawę.
— Zamieniam się w słuch.
Czekam. Wiem, że tylko moment dzieli mnie od poznania jego intencji, jednakże nie mogę się doczekać. Wszystko we mnie buzuje i pragnie wydostać się na zewnątrz. Jestem podekscytowany.
— Rozmawiałem z żoną i synem. Jesteśmy w stanie wysłuchać twojej historii.
Patrzę na niego uważnie. Jak to, chce zgłębić się w moje życie? Nie mogę przecież nic konkretnego powiedzieć, gdyż uzna mnie za wariata. Nie powiem przecież, że jestem z przeszłości, to już byłoby za dużo dla uszu tego człowieka.
Siedzę jak na szpilkach, nie mogę wydusić z siebie żadnego słowa.
— Panie Riddle?
Przypomina mi o swojej obecności. Otrząsam się z pierwszego szoku. Jestem tutaj, aby zniwelować przeznaczenie, jakie mnie czeka. Człowieka, który został poczęty, czekają dwa nieuchronne wydarzenia. Narodziny i śmierć. Tego drugiego pragnę jednak uniknąć.
— Przepraszam. Zamyśliłem się.
Wydaje mi się, że rzeczywistość, która mnie otacza, jest bardzo nierealna. A co, jeśli to sen? Szczypię się w ramię. Nie, to jednak prawda, która dociera do mnie z opóźnieniem.
— Panie Malfoy, co zrobiłby pan, gdyby dowiedział się, że Czarny Pan żyje?
Chwila napięcia. Czekam.
— Poszedłbym za nim.
Ta krótka odpowiedź daje mi wiarę, że mogę osiągnąć wszystko, co zaplanuję. Jeśli ten człowiek, mimo swojego strachu i niepewności, jest w stanie pójść za mną, dam radę. Nie ważne, co się stanie, chcę być kimś, kto położy kres temu Potterowi.
— Tak myślałem. Lorda Voldemorta już nie ma. Szkoda, jednakże jestem ja.
— A kim ty jesteś?
— Jestem namaszczony przez niego od dnia mych narodzin. Jestem tym, który będzie kontynuował jego dzieło. Jestem, byłem i będę kimś, kto go rozumie. Nie ma go, to wielka strata dla wszystkich, którzy nie zrozumieli jego wielkości, ambicji i planów. Jestem jednak w stanie ciągnąć dalej jego zamierzenia. Jestem jego następcą.
Kończę swoją wypowiedź i przyglądam się uważnie Lucjuszowi. Jest widocznie zdziwiony, taki skołowany. Kto by nie był? Przecież osoba, którą poznał raptem kilka dni temu, oświadcza mu, że jest blisko z jego nieżyjącym panem.
— Nie wiem, co o tym myśleć.
— Potrzebna jest tylko wiara w nowy, lepszy świat. Potrzebuję zaufania, środków i ludzi, którzy będą ze mną mimo wszystko. Jestem młody, ciągle pragnę pogłębiać swoją wiedzę i umiejętności. Gwarantuję, że wszystko, co zaplanujemy, wyjdzie. Potrzeba na to czasu. Niech osoba Czarnego Pana zniknie z ust ludzi. Niech zapomną, niech trwają w wierze, że już nigdy nie powróci. Jak ucichnie, jak powoli zaczną odbudowywać swoją metropolię, zaatakujemy. Połączymy siły. Zrównamy ich miasta, kraje z ziemią. Potrzebuję pomocy, panie Malfoy. Wiem, że mogę ją od pana uzyskać.
Kończę podniosłą przemowę. Uśmiecham się pod nosem. Wyszło tak, jak chciałem. Te zdania wypowiadałem codziennie, od tygodnia. Jestem zadowolony, czekam na jego stanowisko w tej sprawie. Wiem, że ulegnie.
— To nie takie łatwe. Musisz zrozumieć, że dopiero utraciłem tego, kto był moim mistrzem. Ty jesteś młody, zapewne kiedyś pójdę za tobą. W tej chwili to jednak niemożliwe.
Kiedyś tak się czułem. Powiedzieli mi wtedy, że moich rodziców nie ma, bo mnie nie chcieli. Nie płakałem, już jako dziecko wiedziałem, że takie uczucia są dla człowieka zgubnę. Jednak pustka, która przeszyła całe moje ciało, była nie do opisania. Trwam w przekonaniu, że wszystko da się zrobić, potrzeba jednak chęci i wielkich pokładów energii.
Nie chcę się podać. Ten człowiek ma wszystko. Pozycję, pieniądze. Wszystko, co potrzebne jest mi do do rozwijania swoich pasji. Muszę go przekonać.
Uśmiechem próbuję zabić swoją niepewność.
— W takim razie, wybierzmy się do pańskiego domu. Chętnie przedstawię swoje pobudki.
Wstaję na znak, że jestem gotów do drogi. Patrzy na mnie tymi swoimi oczami. Jestem pewien, że jego małżonka zakochała się w tych oczach. Miłość jest okropna. Ludzie nie są w stanie zakochać się w człowieku, w jego duszy. Oceniają wizualnie drugą osobę, gdy ich duszę mogą być połączone. Nie ma takiego uczucia, to wszystko to jedno, wielkie kłamstwo.
Jestem już zniecierpliwiony. Wcale nie ruszył się z miejsca. Dalej siedzi. Twarz ukrył w swych dużych dłoniach.
— Panie Malfoy?
Delikatnie naciskam na niego. Wstaje, bez słowa sprzeciwu. Wychodzimy do głównego pomieszczenia. Zabieram ze sobą klucz. Borgin dzisiaj nie wróci. Jestem tego pewien. Zamykam za nami. Klucz wsadzam do kieszeni.
— Proszę za mną.
Udajemy się wąska uliczką w stronę jakiejś dziwnej ściany. Nic nie mówię, nie chcę wyjść na niegrzecznego. Staram się w jakiś sposób zdobyć jego zaufanie, a tym zachowaniem mógłbym napykać sobie tylko biedy.
— Chwyć mnie za ramię.
Posłusznie kładę swą dłoń. Czuję niemiłe szarpnięcie w okolicy pępka. Zawsze w tym momencie robi mi się niedobrze. Przełykam głośno ślinę, czuję, że moje stopy dotykają ziemi.
— Witam w Malfoy Manor.
Gestem ręki pokazuje mi ogromną posiadłość. Dwór otoczony jest przez wielkie, iglaste drzewa. Korony wielkich sosen giną w blasku majowego słońca. Dach całej posiadłości mieni się kolorami tęczy. Liczne wieżyczki ozdabiają surowy, ciemny kolor całego dworu. Wielkie frontowe drzwi wyglądają, jakby rzucono na nie wszelkie możliwie zaklęcia, aby pozostały nieodkryte.
Jestem zafascynowany. Nie mogę wydusić z siebie ani jednego słowa. Trafiła mi się żyła złota, muszę to wykorzystać.
— Za mną, proszę.
Z tych zawiłych myśli wyciąga mnie jego spokojny ton głosu. Podążamy dziedzińcem do tych ogromnych drzwi. Gdy je otwiera, bucha mi w twarz chłód. Przyjemny, upragniony w taki upał. Wchodzimy. W holu płoną pochodnię, każda z nich przymocowana jest na ścianie. Zapewne rzucono na nie zaklęcie nieskończoności.
— Watek!
Tuż u moich stóp znajduje się stworzenie, które mogłem obserwować tylko w Hogwarcie. Skrzat domowy płaszczy się przed swoim panem. Uśmiecham się. Dobrze wybrałem przyszłego wspólnika.
— Podaj herbatę do salonu. Zaproś również moją żonę i syna. Migiem!
Stworzenie posłusznie leci, zapewne, w stronę kuchni. Mrużę oczy. Jestem dzisiaj nie do życia.
Idziemy razem do wielkiego pomieszczenia. Na samym środku znajduje się ogromny stół. Nie kryję podziwu. Pieniądze naprawdę wiele mogą zdziałać w życiu niejednego człowieka. Majątek Malfoya jest ogromny. Czuję to w kościach.
— Usiądź.
Posłusznie rozsiadam się na krześle przy samej górze stołu. Po chwili przy moim boku materializuje się sługa. Podaje napój. Nie zwracam na niego najmniejszej uwagi.
— A teraz wynocha.
— Jaśnie pani i panicz zaraz dołączą — dodaje jeszcze sługa i znowu znika.
Chwila, która ciągnie się w nieskończoność, jest dla mnie momentem, gdy mogę poukładać myśli. Jestem ciekaw, co takiego powiedzą mi osoby, które zaraz pojawią się w salonie.
Wchodzą. Oboje o blond włosach. Żona Lucjusza jest niezwykle szczupła i krucha. Ma na sobie czarną suknię. Odnoszę wrażenie, że nosi żałobę. Mniejsza o większość. Z kolei jej syn, którego oczy lśnią jak niebo w letni, bezchmurny dzień, wyglądamna osobę w moim wieku. Nie mogę ich jednak ocenić, zanim powiedzą cokolwiek. Nie przez pryzmat wyglądu ocenia się człowieka.
— Witamy, panie Riddle — mówi kobieta.
Wstaję ze swojego miejsca i podchodzę do niej. Delikatnie chwytam jej dłoń, na której następnie składam pocałunek. Podnoszę głowę wyżej i zauważam delikatne zarumienienie. Dziwię się, myślałem, że jest do tego przyzwyczajona.
Chwilę później podaję dłoń chłopakowi. Wyjątkowo niepewnie chwyta moją rękę, jednakże odwzajemnia uśmiech. Jeśli uda mi się ich przekonać, będzie idealnym kandydatem do misji.
— Miło mi państwa powitać. Usiądzmy, nie należy rozmawiać na stojąco.
Jak przystało na młodego, kulturalnego człowieka, odsuwam damie krzesło. Gdy udaje nam się wreszcie usadowić, biorę łyk herbaty. Gorzka. Obrzydliwa. Nie chcę jednak poruszać tego tematu. Po prostu nie wypada.
— Słyszałem, że pani małżonek poruszał mój temat?
Oboje kiwają głowami w odpowiedzi.
— W takim razie nie wiem, ile mam do dodania. Gdybyście mogli zadać mi pytania, poszłoby lepiej.
Patrzę na ich skupione twarze. Jestem ciekaw, co z tego wszystkiego wyjdzie.
— Panie Riddle...
— Proszę mi mówić Tom.
— Tak. Oczywiście. Mój mąż mówił, że jesteś młodym mężczyzną, jednak nie spodziewałam się osoby w wieku mojego syna. Jak możesz nam pomóc?
Widzę, że kurczowo ściska pierścień w dłoni. Rozpoznaję go. Taki sam nosił Orion Black, którego poznałem w szkole. Możliwe, że właśnie po kimś z rodziny nosi żałobę. Rody z tak wspaniałą, czystą krwią są połączone.
— Po kim, pani Malfoy, nosi pani żałobę?
Widzę, że w jej oczach pojawiają się łzy. Niespodziewanie głos zabiera jej syn.
— Po mojej ciotce. Moja matka jest z rodu Blacków. Jej siostra poległa w bitwie. Zabiła ją zdrajczyni krwi.
Chłopak mówi to z taką nienawiścią, że aż miło słuchać.
— Rozumiem doskonale. Czy w takim razie jest pani w stanie pomścić siostrę, która walczyła dzielnie do samego końca po stronie Czarnego Pana?
Jestem spokojny. Wiem, że dla większości ludzi więzy rodzinne są niezwykle ważne. Waha się, jednak zemsta płonie w jej oczach.
— Tak — mówi cicho i chowa twarz w dłoniach.
Jej łzy, które spływają między palcami, dają mi tylko potwierdzenie. Wygrałem. Jej mąż zrobi wszystko, aby uszczęśliwić żonę.
— W takim razie, czego oczekujesz?
— Pomocy finansowej. Na razie. Proszę się nie martwić, oddam wszystko, co do knuta. Muszę się rozwijać. Na razie nie jestem w stanie poradzić sobie z Potterem. To zrozumiałe. Nie rozumiem jego fenomenu, jego mocy. Moim zdaniem on sam nic nie znaczy, jednak stoi za nim grono osób.
— Tak. Nawet Dumbledore stał za nim do samego końca. Teraz jednak go nie ma. Potter oddał mu nawet czarną różdżkę. Zaraz po bitwie.
— Czarną różdżkę? Interesujące.
Zastanawiam się chwilę. Przecież z jej pomocą mogę spokojnie sobie poradzić. Uśmiecham się do nich.
— W takim razie, trzeba ją niezwłocznie odzyskać.
Jestem taki szczęśliwy.
— A co potem?
Zastanawiam się chwilę nad odpowiedzią. Sama nasuwa mi się na myśl. Przypominam sobie dzień, gdy przybyłem do tej rzeczywistości. Widok przyjaciół tego chłopaka. Ściskali się za ręce, byli zmęczeni, ale szczęśliwi. Tak, trzeba im odebrać to szczęście. Oboje, chłopak i dziewczyna, posiadają zapewne informacje, które będą mi potrzebne.
— Potrzebuję porwać jednego z przyjaciół chłopaka. Mając informacje, które się z niego wyciągnie, będę mógł spokojnie planować dalej.
— Chodzi ci o Weasleya i Granger?
Chłopak wyrywa się do odpowiedzi. Chociaż nie znam ich nazwisk, wiem, że mówi dobrze.
— Zgadza się. Muszę mieć jedno z nich. Na razie jednak potrzebuję informacji, gdzie przebywają. Co robią. Potrzebuję ludzi, którzy pomogą mi. Potrzebuję armii.
Tak, jestem na razie zależny od ludzi, którzy będą śledzić, szukać w źródłach potrzebnych mi rzeczy. Chłopak znowu zabiera głos.
— Jestem w stanie pomóc. Nie będzie z tym problemu.
— Draco!
— Mamo, nic mi nie będzie. Martw się bardziej, co będzie, jak Ministerstwo Magii znajdzie wreszcie nasz dom. To mnie przeraża, a nie fakt, że będę pomagał temu człowiekowi.
Zapada niezręczna cisza. Przerywa ją długowłosy mężczyzna.
— Tak czy inaczej... Jeśli nawet uda nam się schwytać jedno z nich, co dalej?
— Dalej będzie łatwiej. Muszę studiować czarną magię. W tym nie możecie mi pomóc. Zamierzam podróżować po Europie w tym celu. Może mi to zająć kilka lat. Wróce, potężny i silny. Wtedy rozpoczniemy wojnę i tym razem wygramy.
Nie jestem do końca pewny, czy są optymistycznie nastawieni do mojego pomysłu, jednakże nie słyszę słów protestu.
— Czy powiedziałem już wszystko?
Znowu odpowiadają w niemy sposób, kiwając tylko głowami. Przychodzi mi jednak jeszcze jedno pytanie. Warto spróbować.
— Mam w takim razie jeszcze jedną sprawę.
— Mianowicie?
— Jest możliwość, abym tutaj zamieszkał?
Są zdziwieni.
— Tak. Mamy mnóstwo wolnych pokoi. Jest pan naszym gościem. Nie widzę problemu.
— W takim razie dziękuję, pani Malfoy.
Delikatnie przytakuję głową w jej kierunku. Teraz wszystko pójdzie lepiej.
— W takim razie, udam się teraz do Borgina. Dziękuję za herbatę. Niedługo wrócę.
Odsuwam krzesło od stołu. Jestem już całkowicie wypompowany. Marzę tylko o pójściu spać. Teraz do tego człowieka, a później do willi.
Teleportuję się zaraz po wyjściu. Jestem przejęty. Znowu szarpnięcie w okolicy pępka. Znowu mdłości. To nie ma jednak najmniejszego znaczenia. Teraz liczy się szybkie załatwienie sprawy.
Ląduję pod sklepem. Noc już wzeszła nad Londynem. Okoliczne pochodnię oświetlają twarze przechodniów. Poznaję w tych twarzach również Borgina. Nie wygląda na zadowolonego.
— Chłopcze, gdzieś ty się spodziewał? Czekam już godzinę.
Nie odpowiadam. Na początku otwieram drzwi sklepu i wpuszczam właściciela. Upewiam się, gdy już obaj jesteśmy w środku, że drzwi są szczelnie zamknięte.
— Byłem u Malfoyów.
— Sprzedałeś co im?
— Można tak powiedzieć.
Idę na górę i zbieram swoje rzeczy. Sklepikarz patrzy na mnie. Idzie nawet za mną.
— Tak. Mamy mnóstwo wolnych pokoi. Jest pan naszym gościem. Nie widzę problemu.
— W takim razie dziękuję, pani Malfoy.
Delikatnie przytakuję głową w jej kierunku. Teraz wszystko pójdzie lepiej.
— W takim razie, udam się teraz do Borgina. Dziękuję za herbatę. Niedługo wrócę.
Odsuwam krzesło od stołu. Jestem już całkowicie wypompowany. Marzę tylko o pójściu spać. Teraz do tego człowieka, a później do willi.
Teleportuję się zaraz po wyjściu. Jestem przejęty. Znowu szarpnięcie w okolicy pępka. Znowu mdłości. To nie ma jednak najmniejszego znaczenia. Teraz liczy się szybkie załatwienie sprawy.
Ląduję pod sklepem. Noc już wzeszła nad Londynem. Okoliczne pochodnię oświetlają twarze przechodniów. Poznaję w tych twarzach również Borgina. Nie wygląda na zadowolonego.
— Chłopcze, gdzieś ty się spodziewał? Czekam już godzinę.
Nie odpowiadam. Na początku otwieram drzwi sklepu i wpuszczam właściciela. Upewiam się, gdy już obaj jesteśmy w środku, że drzwi są szczelnie zamknięte.
— Byłem u Malfoyów.
— Sprzedałeś co im?
— Można tak powiedzieć.
Idę na górę i zbieram swoje rzeczy. Sklepikarz patrzy na mnie. Idzie nawet za mną.
— Co ty robisz, Tom?
— Wyprowadzam się. Jutro widzimy się w pracy.
— Oczywiście.
Wychodzę i znowu, jak najszybciej, teleportuję się do Malfoy Manor. Gdy przekraczam próg, czeka na mnie skrzat z mojej poprzedniej wizyty.
— Państwo Malfoy udali się na spoczynek. Zaprowadzę pana do pokoju.
Idę w milczeniu za nim. Otwiera mi pierwsze drzwi na parterze. Widzę bogate wnętrze.
— Możesz odejść.
Posłusznie wykonuje mój rozkaz. Zostaję sam. Zamykam za sobą drzwi na klucz. Czerń, która dominuje tutaj, łączy się z zielenią. Gdzieniegdzie są srebrne wstawki. Opadam na wielkie, dwuosobowe łoże. Nawet się nie rozbieram. Nie ma sensu. Usypiam natychmiast.
— Wyprowadzam się. Jutro widzimy się w pracy.
— Oczywiście.
Wychodzę i znowu, jak najszybciej, teleportuję się do Malfoy Manor. Gdy przekraczam próg, czeka na mnie skrzat z mojej poprzedniej wizyty.
— Państwo Malfoy udali się na spoczynek. Zaprowadzę pana do pokoju.
Idę w milczeniu za nim. Otwiera mi pierwsze drzwi na parterze. Widzę bogate wnętrze.
— Możesz odejść.
Posłusznie wykonuje mój rozkaz. Zostaję sam. Zamykam za sobą drzwi na klucz. Czerń, która dominuje tutaj, łączy się z zielenią. Gdzieniegdzie są srebrne wstawki. Opadam na wielkie, dwuosobowe łoże. Nawet się nie rozbieram. Nie ma sensu. Usypiam natychmiast.
Pieeeeeeerwsza
OdpowiedzUsuńKogo porwie Tom? No,oczywiście, że Hermionę.
UsuńMyślałam, że Draco po wojnie się tak bardzo zmieni,
Kiedy będzie więcej Tomione? Pewnie wtedy, kiedy porwą Hermionę.
Pozdrawiam c: wielki-powrot-narnii.blogspot.com
Nie powiedziałam, jeszcze, ostatniego slosłowa. Może Hermionę, kto wie.
UsuńDziękuje serdecznie za komentarz.
Druga! Super rozdział! Już czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńDziękuje. Dam z siebie wszystko!
UsuńJak widać przewagę dzierży monolog wewnętrzny głównego bohatera nad akcją i toczącymi się wydarzeniami.Relacje pomiędzy Tomem a Malfoyami wyszły bardzo chaotycznie ale podobało mi się że Tom jest bardzo kanoniczny.Wykorzystuje strach i żal aby osiągnąć swój cel.
OdpowiedzUsuńAkcja nabiera swojego tępa i bardzo powoli opowiadanie kształtuje swoją postać.Jedyne co negatywnie zwróciło moją uwagę to to, że Tom bardzo często popada w nostalgie przez co wydaję się jednocześnie użalać nad sobą a z drugiej popadać w samozachwyt i zbytnią pewność siebie.Zrobiono tak z postacią Lokiego w avengersach i Thor 2 i tam to wyszło.Tu nie bardzo bo brak kilku elementów które posiadał Loki przez co Tom wydaję mi się i żałosny i ciut zadufany w sobie, ale w sumie jest jak kanoniczny voldemort tylko że u Rowling nie ujawniano monologów wewnętrznych czarnego charakteru przez co trudniej mi jakoś przystosować się do głównego bohatera.Ciężko to wyrazić słowami.Tom wydaję mi się tu szkicem i nie ma jeszcze podkreślonych konturów i dopiero z czasem nadasz mu kolory.Mimo wszystko rozdział mi się podobał bo choć nieidealny (nic nie jest idealne) to powtarzam, pozwala nabrać tępa i kształtu.Mam nadzieję, że za niedługo będzie więcej akcji bo to właśnie akcja nadaje opowiadaniu kolorów.Postacie to kontury,emocje to tło ale akcja to kolor.Ale takie jest powtarzam moje zdanie a krytyka jest wg mnie konstruktywna.
Pozdrawiam
Black Shadow
Dziękuje.
UsuńUważam, że rozdziały początkowe, powinny powoli nakierowywać czytelnika na odpowiednie tory. Chce was trochę, jeszcze, pomęczyć.
Jak w poprzednim opowiadaniu, liczę na to, że pod rozdziałami będę mieć słowa, które sprawią, że będę pisać codziennie.
Super rozdział *-* czekam na kolejny.Chociaż też myślałam że Draco po wojnie się zmieni.W sumie zawsze wole w opowiadaniach jak jakieś wątki miłosne pojawiają się później,to teraz mi brak Tomione,no nic poczekam :D.
OdpowiedzUsuń~Anonimowa Katie
Wpoperzdnim oopowiadaniu, narzekali, że za wcześnie. Tutaj za wolno. Trudno wam dogodzić XD
UsuńJuż niebawem pojawi się Hermiona. Nie chce wprowadzać jej za wcześnie, bo popsuje mi cały plan.
Dziękuje za komentarz!
Świetny rozdział :) Twój Tom jest taki kanoniczny. Chociaż wydaje mi się, że Tom nie wprowadzałby się do Malfoy'ów, tylko poszukał/zdobył chatę albo zamieszkałby w domu Gauntów, ewentualnie we dworze swojego ojca.
OdpowiedzUsuńDraco porwie Hermionę? Nie mogę doczekać się następnego rozdziału :)
Życzę dużo weny!
Pozdrawiam.
Już się tłumacze. Tom chce zdobyć zaufanie Malfoyów. Na każdy, możliwy sposób. Łatwo jest mu zamieszkać w Malfoy Manor i dalej zapewniać ich, że są mu potrzebni. Jak będzie jakąś sytuacja kryzysowa, wątpliwości, od razu będzie mógł je rozwiać.
UsuńKto wie.
Dziękuje za komentarz.
Łoooo :D Czekam na kolejne :D
OdpowiedzUsuń~P. B.
Dziękuje.
Usuń♡
OdpowiedzUsuńDziękuję Psycho.
UsuńNie umiem pisać długich komentarzy. Powiem tylko, że idzie ci to fantastycznie. Czekam na Hermionę :3 Weny życzę i czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńdziękuję Aniu.
UsuńGenialne :) Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńWspaniały blog, świetnie piszesz! Trafiłam tu przypadkiem i jestem zachwycona *.* Masz zamiar wprowadzić tutaj trochę dramione mieszającego się z tomione? Kiedy następny rozdział? (nie mogę się doczekać ;)) Życzę dużo weny!
OdpowiedzUsuńAlex
Możliwe, że pojawi się taki wątek, jednak nie prędko.
UsuńNastępny rozdział 7 sierpnia. Najwcześniej. Dziękuje za komentarz.
UsuńNigdy w życiu nie czytałam bloga, gdzie narratorem jest Tom Riddle. To jest wielki plus, bo dodaje to oryginalności i intrygującego klimatu.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, jak to się potoczy. Przynajmniej Malfoy się zgodził pomóc. Ale kto wie, może weźmie ze sobą Rona? Dajesz do myślenia xD
Ogólnie rzecz biorąc świetnie piszesz. Zauważyłam tylko jeden błąd: odwrócam. Mówi się odwracam :). Poza tym piszesz lekko, dlatego wszystko czyta się przyjemnie. I szybko.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam, Niezgodny Kosogłos z kosoglos-zyje.blogspot.com
Dziękuje serdecznie. Błąd poprawie jak znajdę więcej czasu. Także ten. Miło mi.
UsuńOszalałam przez tego bloga! Tom jest niepowtarzalny, idealny. Każda cecha pasuje do niego perfekcyjnie. Wszystko jest tak pięknie, że po przeczytaniu rozdziału mój mózg domaga się więcej Riddle'a, ale chyba to nie możliwe, bo jest tutaj jak żywy :)
OdpowiedzUsuńCałość czyta się bardzo dobrze, tutaj miejsce na pokłony z mojej strony. Są opisy, które tak kocham, jest Riddle, którego kocham mocniej i jest poprawność językowa, stylistyczna, interpunkcyjna(one są moją największą miłością).
Będę odwiedzała Cię częściej, historia naprawdę mnie wciągnęła i nie potrafię przestać o niej myśleć.
Wybacz mi za ten bełkot, ale ten nieład w mojej głowie to wina Twojego Toma.
Dużo weny życzę! :)
Bell.
Dziękuje. Przyznam szczerze, że to opowiadanie, pisze mi się lepiej niż poprzednie. Zapraszam do siebie częściej.
UsuńSen jest bardzo ważny a człowiek zmęczony dużo nie poczyni. Oby Tom miał dobrą noc.
OdpowiedzUsuńWiem, że dopiero za jakiś czas pojawi się Hermiona, ale w poprzednim opowiadaniu spotkali się już w pierwszym rozdziale. Człowiek cierpliwy w końcu dostanie to czego oczekuje.
Uwielbiam monologi wewnętrzne Toma(pokrywają się z moimi). Jego wypowiedzi są bardzo przemyślane i inteligentne. Czekam na moment kiedy Toma wytrąci coś z równowagi i... Kiedy wrzaśnie na skrzata. Wyobraziłam to sobie, przybrało to charakter... komiczny.
Moja wypowiedź jak zwykle ma charakter chaotyczny, ale informacje, którymi się z tobą podzieliłam są jak najbardziej wartościowe. Trzymaj się gdziekolwiek jesteś(w Polsce albo za granicą). Powodzenia w pisaniu kolejnego rozdziału.
Siedze nad naszym, polskim Bałtykiem. Jest gorąco, cała się spaliłam. Mogło być gorzej. Dziękuje. Komentarze od czytelników, wiele dla mnie znaczą. Niebawem kolejny rozdział.
UsuńJestem maniaczką zaznaczania tekstu podczas czytania, dlatego dostaję różowej gorączki, kiedy czytam u Ciebie rozdział. Do tego jednocześnie czytam i piszę komentarz, więc skroluję jak szalona z góry na dół, z dołu do góry, więc co chwilę gubię miejsce, w którym skończyłam czytać. Kolorowe życie dyslektyka. ;_;
OdpowiedzUsuńE, nie, Twój Tom jednak potrafi wyciągać wnioski przeszłości. Ale nie, mówię poważnie. Już udało mu się spotkać osoby, które ni z gruchy, ni z pietruchy wyjawiły mu najgłębsze sekrety Czarnego Pana, jego horkruksów, śmierciożerców i innych tajemnic. Czarodzieje chyba mają swojego Pudelka, bo nagle kilka dni po śmierci Voldemorta wszyscy wiedzą o nim wszystko. I jeszcze o tym opowiadają przygodnie spotkanym ludziom! No, ale skoro taki jest Twój świat przedstawiony, to Tom jednak nie jest taki ograniczony, bo łączy fakty i teraz szlaja się po Pokątnej (a to nie był przypadkiem Nokturn?) z nadzieją, że spotka kolejnego frajera, który wyjawi mu kolejną tajemnicę. Założę się, że tym razem znajdzie się ktoś, kto poinformuje go o homoseksualizmie Dumbledore'a. xD
Tom, niestety muszę Cię zasmucić. Ludzie bardzo łatwo mogą pojąć Twój tok myślenia, w końcu Lucjusz Malfoy patrzył na niego z wyższością i przenikliwością, która dociera nawet do jego duszy. Sam to stwierdził w poprzednim rozdziale.
Piszesz, że wspomnienie Lucka nabiera coraz bardziej jaskrawych barw. Ale faktem jest, że z czasem człowiek pamięta coraz mnie szczegółów. Gdyby się one utrzymywały na jednakowym poziomie - okej. Ale u Ciebie wygląda to tak, jakby Tom wieczorem po pogawędce z Malfoyem średnio pamiętał, o czym rozmawiali, a nagle tydzień po tym zdarzeniu przypomniało mu się: "o kur... on miał laskę z czystego srebra, to musi być nadziany gość!". Wiem, co miałaś na myśli, pisząc to, ale na Twoim miejscu ujęłabym to trochę inaczej, np. "Dni mijały, a ja coraz częściej rozmyślałem o rozmowie z Lucjuszem Malfoyem" albo (jeżeli wolisz większy patos) "Z dnia na dzień twarz Lucjusza Malfoya coraz częściej majaczyła mi przed oczami". Czy inne cuda, można wymyślać w nieskończoność.
Dlaczego Tom tak łatwo się poddaje? Przecież z łatwością udało mu się przenieść do przyszłości. Nadal ma zmieniacz czasu. Niech pokręci klepsydrą siedem razy w przeciwną stronę, niż kręcił ostatnio, i już, po ptokach, Tom w domu, BA! Nie dość, że wrócił, nikt nie zauważył jego nieobecności, to wrócił bogatszy o kluczowe... co ja mówię, decydujące o jego życiu informacje! No tak, ale wtedy nie byłoby Tomione.
Choć jestem dopiero na trzecim roku psychologii, stwierdzam, że Tom ma depresję. Jego stan utrzymuje się na niskim poziomie od wielu dni. Niezmiennie. Smęci, że nie ma nadziei, nie może wrócić do przeszłości, jego ciało jest marne... Chwała Bogu, że chociaż pogodził się z (jego zdaniem) tym, że utracił bezpowrotnie swoją przeszłą teraźniejszość. Parafrazując słowa Rona z filmu: myślisz, że małe bara-bara z Hermioną poprawi mu humor? ;> Widziałam już jakieś podniety w komentarzach pod najnowszym rozdziałem, jakoby odbyły się w nim jakieś stosunki seksualne... ;>
Skąd Lucjusz zna nazwisko Toma? Przecież Borginowi przedstawił się jako Granger. Okej, niech będzie, że Malfoy jakimś cudem odkrył prawdziwe nazwisko Toma. Dlaczego Riddle się temu nie dziwi? A po co miał dyskutować z Narcyzą i Draconem o tym, czy rozmawiać z jakimś gówniarzem, czy nie? ;_;
Dlaczego Lucjusz jest tak naiwny? Dlaczego daje się podejść jakiemuś obcemu młokosowi? Ja rozumiem, gdyby na miejscu Malfoya była Bellatriks - ona zawsze była wierna Voldemortowi i potrafiła zaprzepaścić swoją wolność, byle nie wyprzeć się swego pana. Ale Lucjusz? On jest cholernym tchórzem i egoistą, skoro widzi, że Voldemorta nie ma, to się go wypiera, a kiedy wraca, to za nim idzie, bo się boi. Nie sądzę, aby w momencie, kiedy Voldemort zginął na jego oczach, tak po prostu przyznał jakiemuś obcemu chłopakowi, że poszedłby za swoim dawnym panem? A skąd on to wie, że Riddle nie jest szpiegiem? BA, dlaczego on nie pamięta dawnego nazwiska swojego pana? Boże, oni wszyscy mają amnezję!
W gadkę "jestem wybrany przez Czarnego Pana" Toma jestem w stanie uwierzyć. No, ewentualnie mogłoby się tak wydarzyć, choć dużo w tej relacji Lucjusz-Tom jest nieścisłości. Ale nagle w tym momencie Malfoy nie wie, co o tym myśleć. Łyknął inne słowa Toma, ale teraz, kiedy Riddle powiedział coś, co ma ręce i nogi, ten idiota nie wierzy! Ech, ale czego się tu spodziewać po Lucjuszu, on w końcu nigdy nie był zbyt ogarnięty. A wiesz, z czym mi się skojarzyły słowa Toma o tym byciu Wybrańcem? Z serią filmów "Piła". Jak oglądałaś wszystkie części, to wiesz, co mam na myśli, a jeśli nie, to obejrzyj, bo warto. xD
OdpowiedzUsuńMalfoyowie są doszczętnie głupi. Kilka dni temu zdradzili Voldemorta i uciekli z Hogwartu, a teraz chcą knuć z jakimś obcym chłopakiem przeciwko ludziom, którzy łaskawie darowali im wolność i życie. Do tego widzieli śmierć prawie każdego śmierciożercy, pozostali zostali wtrąceni do Azkabanu... Nie mają z kim knuć, nie mają armii, aby postawić się Zakonowi i aurorom. Mało tego, co sobie myśli Tom? Malfoyowie mogą mieć jeszcze jakąś nadzieję, że Riddle wyciągnie z kapelusza brygadę wiernych, uzbrojonych po zęby wojowników, ale Tom? Co on sobie myśli, snując tak zuchwałe plany? Gdyby prawdziwy Tom Riddle był tak nierozsądny, nigdy nie byłoby Voldemorta, bo Riddle dałby się zabić Morfinowi, kiedy poszedł do niego ukraść pierścień.
Aach, już wiem, skąd się weźmie Tomione. Porwą Hermionę, aczkolwiek na ich miejscu (biorąc pod uwagę "liczną" armię Toma) zasadziłabym się na Rona, bo jest najsłabszym czarodziejem z Trójcy. Obawiam się, że nawet Lucjusz Malfoy musiałby się bardzo pogimnastykować, żeby obezwładnić Granger, a do tego wypadałoby jakoś pokonać Rona, Harry'ego... Ewentualnie zaczaić się gdzieś na szlamę, choć nie sądzę, aby kilka dni po tych tragicznych wydarzeniach zapędzała się w jakieś ciemne zakątki.